Ludzie na balkonach klęli i płakali
Mieszkańcy bloków przy ul. Raciborskiej na długo zapamiętają piątek, 27 lutego. Właśnie wtedy do ich parku wkroczyli robotnicy z piłami i wycięli prawie 180 drzew.
– Gdy zobaczyłam co się dzieje, zaczęłam wydzwaniać do straży miejskiej, prezydenta, wydziału ekologii, gdzie tylko się dało. Prosiłam: ludzie wstrzymajcie to. W odpowiedzi usłyszałam, że decyzja o wycince jest prawomocna – opowiada Teresa Kaźmierska i dodaje: – Myślałam nawet o zorganizowaniu kolejnej Rospudy, czynną obronę drzew, ale teren parku był szczelnie ogrodzony. Co nam pozostało? Ludzie wyszli na balkony. Jedni robili ostatnie zdjęcia, dzieci krzyczały, że właśnie przewraca się drzewo, na którym jest ich domek dla ptaków, inni klęli, załamywali ręce, niektórzy płakali z bezsilności. I to było najgorsze. Straszny był również widok krążących nad parkiem zestresowanych ptaków, które w jednej chwili straciły swoje gniazda. Przypominało to film Hitchcocka – relacjonuje rybniczanka. Jest przekonana, że ten szokujący i smutny widok na długo pozostanie w pamięci świadków tego zdarzenia.
Dla nas przepiękny park, dla Miasta wychodek
Cała sprawa zaczęła się już kilka lat temu. Poprzednie władze Rybnika postanowiły sprzedać teren wokół Domusu prywatnemu inwestorowi. Mieszkańcy od początku byli temu przeciwni, chociaż proponowali też rozwiązania kompromisowe tj. sprzedaż terenu niezadrzewionego i zachowania części zielonej w całości lub fragmencie. Niestety, włodarze miasta postanowili inaczej. – Często słyszeliśmy z ust urzędników, że to nie park, tylko krzaczory i wychodek dla psów. Dla nas, mieszkańców była to oaza zieleni. Teren ten stanowił nasz „przydomowy ogród”– wspomina pani Teresa. – Na nic zdały się argumenty, że w Rybniku zanieczyszczenie powietrza przekracza nieraz 600 proc. dopuszczalnych norm, że wycinanie „zielonych płuc” to barbarzyństwo, że wielkopowierzchniowe markety z parkingami powinny powstawać na obrzeżach miasta. Na nic petycje, spotkania, artykuły w prasie, radiu i telewizji, czy poparcie lokalnych polityków – twierdzi mieszkanka ul. Raciborskiej.
Pani Teresa opowaida jak obecna senator Izabela Kloc, popierana przez byłego prezydenta Adama Fudalego, prowadziła swoją kampanię wyborczą do senatu podczas festynu „Smolnioków”, odbywającego się na terenie parku. Deklarowała wtedy pomoc w ratowaniu tego zakątka i podkreślała swoje sukcesy w blokowaniu budowy Kauflandu w Tychach. – Niestety, na tym „pomoc” się skończyła. Pomimo deklaracji byłego prezydenta, że sprzedaż parku nie musi oznaczać budowy kolejnego marketu, przetarg na sprzedaż parku ogłoszono i przegłosowano koncepcję, w której zamiast parku będzie hipermarket z parkingiem właśnie. No cóż, przegłosować można nawet to, że Ziemia jest płaska – kwituje pani Teresa.
Mieszkańcy dzielnicy Smolna, a szczególnie bloku przy ul. Raciborskiej 60, przegrali walkę o park. Przełknęli gorzką pigułkę i mimo głębokiego przekonania, że decyzje przetargowe ówczesnych władz były bardzo krzywdzące i szkodliwe, przeczące zdrowemu rozsądkowi, pozbawione logiki wręcz niemądre, zmuszeni byli przyjąć ten stan rzeczy. Jednak nie złożyli broni i skupili się na minimalizowaniu szkód ekologicznych towarzyszących planowanej inwestycji. Byli przekonani, że przynajmniej część drzewostanu uda się zachować. Nikomu nie przeszło nawet przez myśl, że wycinka może dotyczyć wszystkich drzew.
Po co było to spotkanie?
3 lutego 2015 roku, czyli kilka miesięcy po podpisaniu umowy o sprzedaży, w urzędzie miasta odbyło się spotkanie inwestora i władz miasta z mieszkańcami. Uczestnicy mogli zapoznać się z planami inwestora i zgłosić swoje uwagi. Pojawiły się prośby, aby inwestor jeszcze raz przeanalizował projekt i postarał się wprowadzić zmiany, które pozwolą uratować część drzew. I takie deklaracje padły. – Wierzyliśmy, że w ślad za deklaracjami pójdą jakieś działania. W końcu były one składane w obecności władz miasta i przedstawicieli mediów. Spokojnie czekaliśmy na informację o propozycjach zmian: które drzewa można by ewentualnie zostawić na obrzeżach, które otoczyć „wysepką”, a które można przesadzić. I gdy 27 lutego wpadli panowie z piłami i ekspresowo wycięli piękne iglaki, platany, bzy i świerki, byliśmy w absolutnym szoku – opowiada pani Teresa.
Pani Eugenia Filipowska, uczestniczka lutowego spotkania z inwestorem i mieszkanka bloku nr 60 zastanawia się: – Po co było to spotkanie? Jak się okazało, zgoda na wycinkę została wydana przez Naczelnika Wydziału Ekologii już 29 stycznia. Czyli na lutowym spotkaniu inwestor i obecne władze mieli wiedzę, co będzie się działo. Już po fakcie, 2 marca Agnieszka Skupień, rzeczniczka urzędu miasta, w wypowiedzi dla TVN-owskiego Kontaktu 24 przyznała, że „integralną częścią umowy jest wydanie zgody na wycinkę drzew(…). Nowe władze mają do czynienia z efektem poprzednich decyzji i wobec inwestora muszą postępować zgodnie z prawem”. Od początku wiedziano więc o tym zapisie, ale osób, których skutki tej decyzji dotkną najbardziej nie poinformowano. Na spotkaniu nikt się na ten temat nawet nie zająknął. Potraktowano nas niepoważnie – twierdzi rybniczanka.
Ktoś wyszedł przed szereg?
Inną sprawą jest postępowanie dotyczące oceny oddziaływania na środowisko planowanej inwestycji. Ten temat od 13 listopada 2014 roku prowadzi UM w Żorach. Dopiero jednak 29 stycznia 2015 roku do mieszkańców z ul. Raciborskiej, będących właścicielami działek sąsiadujących z planowaną inwestycją, wysłano zawiadomienie o wszczęciu postępowania w tej sprawie. Jednocześnie UM Żory zwrócił się do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i Sanepidu w Rybniku o wydanie stosownych opinii w tej sprawie. Po ich uzyskaniu ma zostać wydana decyzja, czy istnieje obowiązek lub brak obowiązku przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko dla analizowanego przedsięwzięcia.
Strony, a więc m.in. mieszkańcy – właściciele terenów sąsiadujących z parkiem złożyli swoje uwagi i zastrzeżenia. W wystosowanych pismach podkreślali kwestię uratowania części drzewostanu, lokalizacji wjazdu na parkingi od strony ul. Kotucza, hałasu i wzrostu zanieczyszczenia powietrza.
Pismem z dnia 19 lutego 2015 roku inwestor został powiadomiony przez RDOŚ o konieczności uzupełnienia wniosku, w tym wskazania zachowania istniejących drzew, nasadzeń i lokalizacji wjazdu na parking. W piśmie z 23 lutego 2015 roku rybnicki Sanepid uznał, że należy opracować opinię oddziaływania na środowisko.
Jak się okazało, nie miało to jednak żadnego znaczenia. Drzewa wycięto. Urzędnicy z Rybniku, w nieformalnych rozmowach z mieszkańcami, zasłaniali się faktem, że wycinka drzew a opinia środowiskowa to… dwie różne sprawy. Naczelnik Wydziału Ekologii miał powiedzieć, że zgodę na wycinkę „podpisać musiał”. – Nasuwają się pytania: czy urzędnicy analizowali konieczność wycięcia aż 174 drzew? Nawet tych na obrzeżach lub w pobliżu bloku nr 60? Czy trzeba było wyciąć wszystkie od razu, skoro budowa będzie prowadzona etapami? Czy nie należało zaczekać z tą wycinką na ocenę oddziaływania inwestycji na środowisko? – zastanawia się Teresa Kaźmierska
U drzwi twoich stoję panie…
Mieszkańcy bloku przy ul. Raciborskiej 60 oraz bloków przy ul. Zebrzydowickiej, twierdzą, że nie są pieniaczami, którzy tylko pikietują, stojąc na stanowisku „nie, bo nie”. W dobrej wierze i z mocnymi, zdroworozsądkowymi argumentami, prowadząc rzeczowe rozmowy, starali się uratować park i uchronić siebie, swoje rodziny i sąsiadów przed szkodliwymi skutkami inwestycji. Wierzyli w dialog społeczny i zrozumienie władz miasta. – Przez cały czas protestu, tj. pisania petycji i wniosków, sama złożyłam około 20 indywidualnych wniosków o zmianę w planie zagospodarowania przestrzennego, domagania się wglądu do projektu, miałam wrażenie, że dla urzędników jestem natrętem. Widocznie powinnam zaśpiewać „U drzwi twoich stoję panie, czekam na twe zmiłowanie…” – wspomina pani Teresa. – Teraz zależy nam jedynie na maksymalnym ograniczeniu negatywnego oddziaływania inwestycji na nasze codzienne życie. Chodzi o planowaną drogę dojazdową do parkingów od ul. Kotucza, która ma biec wzdłuż naszego osiedlowego placu zabaw. Ruch będzie duży, bo to nie tylko ciężkie TIR-y dostawcze, klienci marketu, ale też inne samochody osobowe, które będą to miejsce traktować jako bezpłatny parking przy zjeździe z drogi krajowej. Problemem jest też odległość planowanego budynku mieszkalnego, który bezpośrednio sąsiadować będzie z naszym blokiem. Wygląda na to, że będziemy sobie „patrzeć do garów”. Obawiamy się również rozbiórki „Domusu”. Po tym co zdarzyło się z drzewami, trudno jest nam uwierzyć, że rozbiórka pawilonu obłożonego płytami zawierającymi azbest odbędzie się w bezpieczny, nie zagrażający naszemu zdrowiu sposób. Nie wierzymy już zapewnieniom inwestora – dodaje rybniczanka.
Byliśmy naiwni, teraz to odchorujemy
Pani Magdalena Filipowska przyznaje, że ma ogromny żal o to, w jaki sposób potraktowano mieszkańców w całej tej sprawie. – Cynicznie i bezdusznie. Jakbyśmy byli ludźmi, którzy nie myślą. To bardzo krzywdzące. A przecież to my w pierwszej kolejności ponosić będziemy skutki tej decyzji. Dialog społeczny, czynnik ludzki i wartości ekologiczne przegrały z brakiem wyobraźni i arogancją. Widok padających jak zapałki drzew był porażający. Byliśmy w tym wszystkim niezwykle naiwni, jednak przez myśl nam nie przeszło, że w cywilizowanym państwie, na oczach całego miasta można zdobyć się na coś takiego. Terenów inwestycyjnych wystawionych na sprzedaż jest w Rybniku jeszcze kilka, ale zainteresowanie wzbudził akurat piękny park. Żadne przepisy, paragrafy, ustawy, rozporządzenia, umowy, plany, kalkulacje, którymi zasłaniają się urzędnicy nie usprawiedliwią tego, co się stało. Za planową z góry wycinką 174 drzew stoją przecież konkretni ludzie. Wciąż trudno uwierzyć w to, co się stało. Zresztą krytyczne opinie płyną zewsząd – nie tylko od mieszkańców Rybnika, ale z całej Polski. Wtóruje jej pani Teresa: – Czarno na białym okazało się, jak wygląda dialog między władzami a społecznością lokalną. Nasz przykład to sygnał do tego, aby uczulić mieszkańców innych dzielnic i miast na proces podejmowania decyzji przez władze i zachęcić ludzi do skuteczniejszej obrony przed bezmyślnymi, szkodliwymi działaniami urzędników. Być może to uchroni ich przed stresem, który nam zafundowano. Ta porażka nie zniechęca nas do dalszej próby minimalizowania szkód. Chociaż trudno słuchać, jak sąsiedzi z wyrzutem mówią: patrzcie co załatwiliście. A my niestety naiwnie wierzyliśmy w dobrą wolę inwestora i urzędników. Nie wiem, czy uda się jeszcze cokolwiek załatwić. Wiem jedno – całą sprawę na pewno odchoruję – kończy Teresa Kaźmierska.
Marek Pietras
Od redakcji
Wysłaliśmy zapytania do UM w Rybniku odnośnie pozwolenia na wycinkę drzew, kiedy i kto ją wydał. Czy nie można było się wstrzymać z wycinką do momentu powstania oceny oddziaływania na środowisko planowanej inwestycji? Dopytujemy również, czy inwestor złożył dokumentację odpowiadającą nowym planom zagospodarowania przestrzennego oraz czy prawdą jest, że inwestor złożył ustną deklarację, że na własny koszt wykopie i przesadzi wyznaczone drzewa. Do tematu wrócimy, po uzyskaniu odpowiedzi.
Najnowsze komentarze