Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Dom Pomocy to nie więzienie, ale do raju tu daleko

03.03.2015 00:00 red

Panuje powszechne przekonanie, że do domów pomocy społecznej oddawane są osoby przede wszystkim stare, schorowane i samotne. Albo takie, którymi rodzina nie chce, nie może lub nie jest w stanie się zaopiekować. Z pewnością u większości z nas sama myśl o tym, że kiedyś możemy skończyć w domu pomocy, wywołuje ciarki na plecach. Czy placówki tego typu to rzeczywiście miejsca, gdzie swoich dni w samotności dożywają osoby, o których zapomniał cały świat?

Schizofrenia i nowotwór

Dom Pomocy Społecznej p.w. św. Józefa w Lyskach od zewnątrz prezentuje się dość charakterystycznie. Przy ulicy Rybnickiej, w samym centrum gminy, stoi ponad stupięćdziesięcioletni budynek. Otoczony bujną roślinnością, wygląda trochę jakby wyjęty z krainy tajemniczej baśni. Takie określenie byłoby jednak zdecydowanie zbyt powierzchowne. Zupełnie inne jest bowiem to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. W głębi ośrodka znajdują się dwie kolejne, bardzo nowoczesne budowle, które razem z zabytkowym domem stanowią cały kompleks. A kto zamieszkuje w murach lyseckiego DPS? – Nasz dom jest przeznaczony dla osób przewlekle psychicznie chorych. Przeważająca choroba, jaka występuje u naszych pensjonariuszy to schizofrenia. Występują też niedorozwoje umysłowe oraz choroby pokrewne. Na przykład, jeśli ktoś choruje na schizofrenię, to często towarzyszy temu choroba nowotworowa, cukrzyca albo nadciśnienie. Są to tak zwane sprzężenia –  wyjaśnia Marek Weczerek, który od siedmiu lat jest dyrektorem placówki. Pracownicy DPS zajmują się kompleksową opieką, wsparciem mieszkańca, zapewnianiem mu wszystkich niezbędnych podstawowych potrzeb, a także pomocą w realizacji opieki lekarskiej, którą docelowo zajmują się przeznaczone do tego placówki, działające w ramach kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia.

2900 złotych

Do Domu Pomocy Społecznej w Lyskach można trafić z różnych powodów. –  Na przykład, kiedy rodzina jest niewydolna ze względu na to, że nie ma możliwości opieki nad domownikiem z chorobą psychiczną. To stwarza niebezpieczeństwo, gdyż taki człowiek może zrobić krzywdę sobie lub osobom trzecim –  przekonuje Marek Weczerek. W takich przypadkach zdarza się, że rodzina stara się o przyznanie miejsca w lyseckim DPS. –  Są też sytuacje, kiedy osoba chora jest samotna i niezdolna do samodzielnej egzystencji. Wtedy to na wysłanie do Domu Pomocy Społecznej decyduje się gmina, która kieruje do placówki taką osobę urzędowo –  dodaje dyrektor. Pierwszą decyzję o skierowaniu do DPS, na podstawie wywiadów środowiskowych oraz opinii lekarskich, podejmuje Ośrodek Pomocy Społecznej. Jednak wiążąca jest dopiero decyzja Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, która pozwala na umieszczenie danej osoby w ośrodku. Zgodnie z ustawą, w pierwszej kolejności koszty pobytu pokrywa sam pensjonariusz. Z emerytury takiej osoby, bądź z innego świadczenia finansowego, pobierane jest 70 proc. Do pokrycia pozostałej części kosztów utrzymania zobligowana jest rodzina. –  Jeśli jednak rodzina jest niewydolna finansowo, to obowiązek ten spada na organ kierujący, czyli gminę. Przykładowo jeśli koszt utrzymania w Domu Pomocy wynosi 3 tys. zł miesięcznie, a mieszkaniec ma świadczenia w wysokości 2 tys. zł, to sam opłaca 1.4 tys. złotych, a więc ustawowe 70 proc., zaś pozostałą sumę musi zebrać albo rodzina, albo gmina –  wylicza Weczerek. Dodajmy, że w Domu Pomocy Społecznej w Lyskach koszt utrzymania mieszkańca wynosi aktualnie około 2.9 tys. złotych miesięcznie.

Kobiety i mężczyźni pod jednym dachem

W DPS-sie w Lyskach jest miejsce dla 124 osób. Reguluje to stałe zezwolenie wydane przez wojewodę śląskiego. Placówka otrzymała je w 2010 roku, po osiągnięciu odpowiednich standardów, które mówią o pewnych sytuacjach bytowych jak i opiekuńczych, czy liczbie niezbędnego personelu na jednego mieszkańca (na jednego pensjonariusza musi przypadać pół etatu pracownika). Nieprawdą jest natomiast, że Domy Pomocy Społecznej to miejsca tylko dla ludzi starych. W placówce w Lyskach przebywają osoby od osiemnastego roku życia. – Mamy kilkunastu mieszkańców w wieku około dwudziestu lat. Średnia wynosi natomiast około 45-48 lat. Ostatnio obchodziliśmy zaś urodziny pani, która skończyła 91 lat. To aktualnie najstarsza nasza mieszkanka – informuje dyrektor. Na obecną chwilę dom zamieszkuje 6 mężczyzn i 118 kobiet. Koedukacja panuje tutaj od 11 czerwca 2014 roku, kiedy to zaczęto przyjmować panów. – Podyktowane było to tym, że kolejka osób oczekujących do naszego domu zmniejszyła się do zera i przez parę miesięcy nie było chętnych. Wcześniej kierowane były tutaj tylko kobiety, w związku z czym ten rynek był ograniczony. Rozszerzyliśmy zatem zakres naszego działania i umożliwiliśmy przyjmowanie mężczyzn. Tym samym lista oczekujących osób jest już teraz długa. Obecnie znajduje się na niej kilkanaście mężczyzn oraz kilka kobiet. Dzięki temu mamy ciągłość obsady, a jest to ważne ze względów finansowych –  tłumaczy dyrektor Weczerek. Po podjęciu decyzji o przyjmowaniu mężczyzn, personel został przeszkolony w tym zakresie. A to dlatego, że koedukacja mogła rodzić różne kłopotliwe sytuacje. –  Obawialiśmy się, że pojawi się problem alkoholowy lub seksualny. Ale na szczęście nie mamy takich kłopotów, udało się nad tym zapanować.  Zauważyliśmy natomiast plusy takiej sytuacji. Kiedy trafili do nas pierwsi mężczyźni, nasze panie zaczęły bardziej dbać o wygląd zewnętrzny. Ładniej mówią, chcą się przypodobać tym paru mężczyznom i te relacje zaczynają się bardzo fajnie klarować. Nawiązują się sympatie, ale nie ma zjawisk, które mogłyby być w pewnym sensie nieodpowiednie. Powstają za to takie naturalne relacje międzyludzkie. Dlatego, że mężczyźni i kobiety w jednym domu to coś bardziej naturalnego niż wtedy, gdy jest to jedna płeć. Tak samo jak w życiu na zewnątrz – przekonuje Marek Weczerek. 

Proza życia

Codzienne życie w DPS toczy się wokół trzech podstawowych posiłków. Mieszkańcy wstają około godziny 7. Wtedy następuje poranna toaleta, czy to samodzielna, czy przy pomocy pracowników. Nikt nikogo nie wygania jednak z łóżka i ta osoba, która chce spać dłużej, ma do tego prawo. Pomiędzy 8.00 a 10.00 jest śniadanie. Po posiłku odbywają się warsztaty terapeutyczne w przeznaczonym do tego specjalnym, wyremontowanym budynku, gdzie prowadzone są zajęcia z malowania, wyszywania, robótek ręcznych, obsługi komputera, zajęcia kulinarne, a w lecie ogrodnictwo. Mieszkańcy uczestniczą również w małych formach teatralnych. Wcześniej był nawet chórek, w którym śpiewały mieszkające w domu panie. Nie wszyscy uczestniczą jednak w wymienionych zajęciach, czy to z powodów zdrowotnych, czy z braku chęci. Trzeba dodać, że są jeszcze zajęcia rehabilitacyjne. Fizjoterapeuci zajmują się masażami oraz zabiegami takimi jak lasery czy naświetlania. Pensjonariusze wychodzą też na spacery. Jest nawet grupka regularnie chodzącą o kijkach, czyli uprawiającą nordic walking. Jeśli nic nie stoi na przeszkodzie, mieszkaniec może również na własną rękę wyjść poza mury domu. – Oczywiście, jeśli pensjonariusz chce wyjść, to my wydajemy na to zgodę, o ile nie ma do tego przeciwwskazań lekarskich. Bo Dom Pomocy nie jest żadnym więzieniem. A zamykany jest dlatego, by można było mieć kontrolę nad tym, kto wychodzi – tłumaczy dyrektor Weczerek. Po obiedzie czas mieszkańców wypełnia odpoczynek. Pensjonariusze oglądają telewizję, piją kawę, jedzą deser. W tym czasie obchodzone są również urodziny i imieniny. –  A że mieszkańców jest 124, to można powiedzieć, że praktycznie co drugi dzień mamy imprezę. Jest tort ze świeczkami, są prezenty i śpiewy –  uśmiecha się dyrektor. Codziennie około godziny 17.00 w kaplicy jest modlitwa, w której uczestniczą chętni mieszkańcy. Z reguły jest to od 30 do 50 osób. W lecie zdarzają się także ogniska i zajęcia na wolnym powietrzu. Po kolacji następuje wieczorna toaleta, po której jest czas wolny. Jedni mieszkańcy wcześnie chodzą spać, inni namiętnie oglądają seriale, jeszcze inni siadają przed komputerem i przeglądają internet.

Miłość za pieniądze

Prozę życia przerywają święta. – Każde, które jest w kalendarzu, od nowoczesnych Walentynek do starszych świąt wielkanocnych czy Bożego Narodzenia, obchodzimy w szerszy sposób niż w domu. 6 grudnia przychodzi Mikołaj, są aniołki i diabełki, panie dostają paczki. W Andrzejki lejemy wosk i robimy wróżby. Staramy się te święta celebrować ze względu na to, że one bardzo mocno urozmaicają życie naszym mieszkańcom –  przekonuje Marek Weczerek. Ale najważniejszym świętem dla każdego pensjonariusza są odwiedziny najbliższych. Kiedy rodzina zapowiada, że przyjedzie, to poruszenie wyczuwalne jest już kilka dni wcześniej. Mieszkaniec jest podekscytowany i wyczekuje na bliskich. Czy to na dzieci, czy męża, czy rodziców. Niestety, sporo jest też takich sytuacji, kiedy mieszkańca nikt nie odwiedza, mimo, że ma rodzinę i mieszka ona całkiem niedaleko. Po prostu po oddaniu osoby do Domu Pomocy Społecznej, bliscy nie chcą mieć z nią nic wspólnego. –  Jednak często bywa i tak, że osoba nie miała kontaktu z rodziną przez 10-15 lat, ale nagle bliscy dowiadują się, że nasz mieszkaniec ma na koncie jakieś środki finansowe, które odkładały się przez dłuższy okres czasu. Wtedy nagle rodzina zaczyna się interesować. To bardzo przykre, że pieniądze są tym czynnikiem, który powoduje, że przyjeżdżają najbliżsi. Ale mimo wszystko dobrze, że tak się dzieje, choćby dla tego mieszkańca, dla którego te finanse nie mają już często dużego znaczenia. My umożliwiamy pensjonariuszom jak najczęstszy kontakt z rodziną, bo to jest bardzo ważne dla jego zdrowia psychicznego –  podsumowuje dyrektor Domu Pomocy Społecznej p.w. św. Józefa w Lyskach.

(kp)

  • Numer: 9 (434)
  • Data wydania: 03.03.15
Czytaj e-gazetę