Co z tym lotniskiem?
Czy istnienie powstałego w 1964 roku lotniska w dzielnicy Gotartowice jest zagrożone? Takie obawy mieli członkowie Aeroklubu ROW, którzy byli bardzo zaniepokojeni wizjami zmian, jakie wypłynęły niedawno z rybnickiego magistratu.
Strefa ekonomiczna zamiast lotniska
Wojciech Student, świeżo upieczony pełnomocnik prezydenta ds. inwestycji i gospodarki przestrzennej, stwierdził niedawno w jednym z wywiadów, że w studium zagospodarowania przestrzennego należałoby uwzględnić tereny lotniska w Gotartowicach jako potencjalną strefę inwestycyjną. Oznaczałoby to mniej więcej tyle, że w przyszłości, bliższej lub dalszej, w miejscu dzisiejszego lotniska mogłaby powstać na przykład strefa ekonomiczna. – Zareagowaliśmy na to z dużym oburzeniem i szybko postanowiliśmy wyjaśnić tę sytuację. Pan Student powiedział, że jest to pewna furtka dla miasta w zakresie przyszłego rozwoju, która umożliwiałaby wykorzystanie części lotniska pod zabudowę przemysłową, zaś pozostała część lotniska byłaby tą częścią stricte lotniczą. Wszystko zależy od tego, jaki ostateczny kształt przybierze studium planu zagospodarowania przestrzennego, który zostanie przedstawiony jesienią. Wtedy wszystkie deklaracje i słowa przeleją się w pierwsze propozycje – mówi Ireneusz Wilgucki, prezes Aeroklubu ROW, który o przyszłości lotniska rozmawiał już z prezydentem Piotrem Kuczerą. – Spotkanie odbyło się po serii publikacji w mediach. W najbliższym czasie chcemy zorganizować konferencję prasową, dotyczącą tego tematu. Póki co mogę jedynie powiedzieć, że wierzę w deklaracje pana prezydenta Kuczery, który stwierdził, że nie ma zamiaru zamykać lotniska. Także pan Student swoimi planami i marzeniami wybiegł chyba trochę za daleko w przyszłość. Po rozmowach z władzami chciałbym myśleć, że cała sytuacja nie rysuje się w takich czarnych barwach – dodaje Wilgucki. Stuprocentowa jasność, jeśli chodzi o tereny gotartowickiego lotniska powinna się zatem wyjaśnić jesienią, kiedy zostaną wprowadzone, bądź też nie, zmiany w studium zagospodarowania przestrzennego.
Lądował tu Michał Wiśniewski
Warto wspomnieć, że miasto Rybnik, z tytułu eksploatacji lotniska, nie ponosi żadnych kosztów w przeciwieństwie do innych obiektów miejskich. Wszystkie koszty i utrzymanie to kwestia Aeroklubu, jako zarządzającego tym terenem. A na przestrzeni ostatnich lat z gotartowickiego lotniska korzystały tysiące osób. Nie brakowało wśród nich znanych ludzi. Michał Wiśniewski z grupą Ich Troje koncertował swego czasu w Wodzisławiu, a na występ przyleciał samolotem i lądował właśnie w Gotartowicach. Przylatywali tu również między innymi Aleksander Kwaśniewski, Waldemar Pawlak czy Tomasz Siemoniak. – Lotnisko przede wszystkim jest dobrem rzadkim i ma swoją ogromną wartość, którą nie da się wycenić pieniądzem. Tego typu obiektów jak nasz jest w całej Polsce kilkadziesiąt i w przeważającej większości są to lotniska w pobliżu miast wojewódzkich. Rybnikowi w latach sześćdziesiątych udało się stworzyć takie lotnisko i po dziś dzień służy one mieszkańcom w wielu dziedzinach, na przykład sportowej i szkoleniowej – wylicza Ireneusz Wilgucki. Na rybnickim lotnisku wykształciło się wielu skoczków spadochronowych czy pilotów, którzy pracują dziś w różnych liniach lotniczych. Z obiektu na bieżąco korzystają również służby pożarnicze, medyczne, ratownicze oraz policja. – Plusem lotniska jest również aspekt rekreacyjny dla mieszkańców. Mam tutaj na myśli choćby piknik lotniczy, który w zeszłym roku przyciągnął tłumy ludzi zarówno z Rybnika, jak i okolicznych miejscowości. Cieszymy się z głosów mieszkańców, którzy twierdzą, że lotnisko w Rybniku jest potrzebne i jest takim elementem utrwalającym pozytywny wizerunek miasta – przekonuje prezes Aeroklubu ROW i zwraca również uwagę na kolejny pozytyw wynikający z posiadania lotniska. – Taki obiekt to także wyższy status cywilizacyjny. Świat idzie do przodu. Dwadzieścia lat temu wszyscy marzyli o telefonach przewodowych, a dziś każdy ma co najmniej jedną komórkę. Kto wie, czy nie czeka nas podobna rewolucja w lotnictwie lekkim i powszechne stanie się korzystanie na przykład z taksówek powietrznych lub po prostu posiadanie własnego małego samolotu. Nie wiadomo, jaka czeka nas przyszłość. A zabieranie sobie takiej możliwości ze względu na wizję postawienia hali magazynowej bądź fabrycznej mogłoby być w przyszłości spektakularną porażką – twierdzi Wilgucki.
Przeprowadzka do Czerwionki?
Wojciech Student, mówiąc o ewentualnym przekształceniu lotniska w strefę ekonomiczną zasugerował, że Aeroklub ROW mógłby przenieść się do Czerwionki, gdzie obecnie poszukiwany jest inwestor, który na wyznaczonym terenie miałby wybudować podobny obiekt. Ireneusz Wilgucki podchodzi do tego pomysłu z dużym dystansem. – Ja nie jestem od tego, żeby opiniować marzenia innych o budowie lotnisk czy lądowisk. Nie znam szczegółów technicznych i planów. Natomiast patrząc na lokalizację, to trzeba stwierdzić, że jest ona ograniczona. Teren jest blisko lasu, z którego często wychodzą dziki i dokonują zniszczeń w uprawach. Występują tam dodatkowo ograniczenia wynikające z linii kolejowych, przebiegu autostrady, znajdującej się nieopodal fabryki czy radaru na górze Ramża. Sama działka, na której miałoby powstać lotnisko jest nachylona, dlatego trzeba by było wykonać tam ogromne prace ziemne. Występujące tam grunty, to bardzo dobre gleby klasy trzeciej i zdziwię się, jeżeli Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa odda to ot tak, za 100 złotych, szczególnie że to rzadkie gleby. Do tego trzeba by postawić całą infrastrukturę, a więc hangary, zbiorniki paliw, budynki zaplecza i tym podobne – mówi prezes Aeroklubu. Opcja przeniesienia się do Czerwionki wydaje się być zatem mało prawdopodobnym scenariuszem, podobnie zresztą jak likwidacja lotniska w Gotartowicach na rzecz strefy ekonomicznej.
(kp)
Najnowsze komentarze