Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Politycy: Wracajcie do Rybnika. Rybniczanie: Ale po co?

04.11.2014 00:00 red

W trwającej właśnie kampanii wyborczej, kandydaci na prezydenta Rybnika jak jeden mąż powtarzają, że trzeba zatrzymać emigrację młodych rybniczan. Co więcej, nawołują, aby ci, którzy wyjechali, wracali do miasta swoich ojców. Zapytaliśmy byłych mieszkańców Rybnika, którzy obecnie przebywają za granicą, czy rozważają taką możliwość. Interesowało nas również, co musiałoby się stać, aby powrót stał się realny i opłacalny. Sprawdziliśmy także, ile można zarobić np. jako pielęgniarka czy pracownik fizyczny w Rybniku, a ile w Londynie czy Amsterdamie.

Pomysły kandydatów startujących w wyborach prezydenckich sprowadzają się do dwóch rzeczy: pracy i mieszkań. Rybniczanie – emigranci twierdzą, że aby wrócili musi się zmienić dużo więcej. Może więc warto skupić się na tych, którzy jeszcze nie wyjechali?

Jest nas coraz mniej

Piotr Masłowski, kandydat na prezydenta Forum Obywateli Rybnika, podczas spotkania, na którym prezentował swój program, zwrócił uwagę, że rybniczan jest coraz mniej. W 2010 roku w Rybniku było zameldowanych 137 127 osób, a w 2013 już tylko 134 577. W związku z tym zaapelował o większe wsparcie dla lokalnego biznesu poprzez ulgi. Bo te, wg niego, dzisiaj obejmują głównie inwestora zewnętrznego, a trzeba wspierać tych, którzy płacą podatki w Rybniku. Jeżeli rodzime przedsiębiorstwa będą się rozwijać, będą też tworzyć nowe miejsca pracy. Kandydat FOR na prezydenta widzi również potrzebę zmian na rynku nieruchomości, a dokładnie postawienie na mieszkania czynszowe. Najważniejsze jednak, to pomoc osobom, które wracają z zagranicy i chcą działać w biznesie. – Miasto musi mieć doradców biznesowych, którzy pomogą przebrnąć przez naszą biurokrację potencjalnym przedsiębiorcom. Znam przypadek, że młody człowiek wrócił do naszego miasta z pewnym kapitałem, ale nie był w stanie przebrnąć przez wszystkie procedury, aby otworzyć działalność. Więc się spakował i ponownie wyjechał. Miasto musi się promować np. w ośrodkach akademickich, czy nawet za granicą, aby przekonywać, że jest przyjazne dla młodych, ambitnych ludzi i pomoże im na starcie – mówi Masłowski.

Aleksander Larysz ze stowarzyszenia Rybnik Nasze Miasto, twierdzi, że problem emigracji to obecnie najpilniejsza sprawa do rozwiązania. – Dla mnie jest to sprawa priorytetowa. Musimy stworzyć system naczyń połączonych. Czyli wspierać rodzimych przedsiębiorców, którzy, jeżeli będą się rozwijać, będą zatrudniać młodych, pełnych energii rybniczan. Ważne jest również budowanie mieszkań dla młodych, np. komunalnych. Nie chcę obiecywać gruszek na wierzbie. Natomiast musi pójść mocny sygnał od prezydenta, całej rady miasta, że Rybnik zaczyna iść w innym kierunku, a rybniczanie i ich przyszłość jest w tym nowym projekcie najważniejsza – mówi Larysz.

Piotr Kuczera z PO, również podnosi sprawę mieszkań dla młodych i dostępu do pracy. – Trzeba stworzyć strefę ekonomiczną, gdzie powstaną zakłady pracy. Nie ma się co oszukiwać, w najbliższej przyszłości nie staniemy się potężnym ośrodkiem, na terenie którego będą duże zakłady produkcyjne, ale ostatnie 16 lat w tym temacie zostały zmarnowane – twierdzi. – Bardzo ważna jest również oferta rekreacyjna dla rybniczan. Należy wykorzystać potencjał Rybnika w tym temacie. Trzeba działać dwutorowo, tzn. próbować ściągać ludzi, którzy już wyjechali, ale skupić się głównie na tych, którzy jeszcze nie wyjechali. Osoby żyjące za granicą zarzuciły już tam kotwicę. Często mieszkają w dużych aglomeracjach. My nigdy nie będziemy Londynem czy Amsterdamem. Można liczyć na więź i swoisty lokalny patriotyzm. Ktoś kto się dorobił, być może będzie chciał wrócić i założyć jakiś biznes. Ale to będą jednostkowe przypadki. Zadbajmy o tych, którzy jeszcze tutaj są – przekonuje Kuczera.

Problem z emigracją dostrzega również Andrzej Dąbkowski z SLD. Zachęca, aby rybniczanie wracali do miasta swoich ojców, obiecuje jednocześnie, że dla jego partii ta sprawa będzie jedną z najważniejszych, o ile będzie mieć wpływ na rządzenie Rybnikiem.

Nie ma perspektyw

Rozmawialiśmy z rybniczanami, którzy mieszkają i pracują na Wyspach Brytyjskich, w Holandii czy Szwecji. Okazuje się, że nie tylko o pieniądze chodzi. – Nie ma takiej opcji, abym wrócił do Rybnika. Uważam, że władze powinny się skupić na tych, którzy jeszcze nie wyjechali. Bo jeżeli ktoś wyjechał i sobie poradził za granicą, to już nie wróci. Chodzi o możliwości i jakość życia. Zarabiając z żoną mniej niż Holendrzy i tak stać nas, aby kilka razy w roku wyjechać na fajną wycieczkę, na wakacje czy pójść na koncert. I co z tego, że dostanę od miasta mieszkanie czynszowe i zostanę zatrudniony w jakiejś firmie? Przy zarobkach 2 tys. zł – na co mnie będzie stać? W marcu w Krakowie będzie koncert Stinga. Bilet na płytę kosztuje 880 zł. Czyli z dojazdem będą musiał wydać 50 proc. swojej pensji. Muszę coś więcej dodawać? Chyba tylko to, że zobaczę ten koncert w Amsterdamie, bo pracując tutaj, stać mnie na to – mówi Dariusz Trzoska, który wyjechał z Rybnika 6 lat temu.

7 lat temu wyjechała Nina. Obecnie mieszka w Wielkiej Brytanii i jest na drugim roku studiów doktoranckich. – Pracuję na pół etatu jako lektor języka polskiego na University of Sheffield. Moje zarobki: 3600 złotych za 2 dni pracy w tygodniu. Nie wiem ile zarabiają lektorzy w Polsce, więc ciężko mi powiedzieć, czy moje zarobki są większe. Żebym wróciła do Polski, to musiałaby zmienić się mentalność naszego narodu i sposób, w jaki nasz kraj jest rządzony. Jesteśmy zawistnym, zazdrosnym, nieżyczliwym narodem, który zapatrzony jest ślepo w kościół i to, niestety, bardzo mi nie odpowiada. O ile warunki życia w Polsce się polepszyły i widzę, że jest dużo lepiej, to jednak rasizm, brak akceptacji wszystkiego co jest inne (np. homofobia), zawiść, no i ten kościół, sprawiają, że nie mogę być tutaj dłużej niż 2 tygodnie. Ja, a zwłaszcza mój mąż, moglibyśmy spokojnie znaleźć dobrą pracę i żyłoby się nam w Polsce dobrze, ale polska nietolerancja i zawiść, a także absurdy dziejące się na poziomie władzy, są dla mnie nie do zaakceptowania – twierdzi była już rybniczanka. Jej rówieśniczka 29-letnia Magda, również wyjechała 7 lat temu. – Obecnie jestem tłumaczem sądowym oraz pracuję dla NHS (odpowiednik NFZ). Od 7 lat mieszkam na tzw. angielskiej riwierze, czyli w Torbay Devon w południowej części Anglii. Jeśli chodzi o zarobki to zdecydowanie jest różnica i to duża. Łatwiej jest coś odłożyć i zaoszczędzić w porównaniu z Polską. Myślę, ze gdybym znalazła dobrą prace w firmie angielskiej z filią w Polsce, a najlepiej na Śląsku, to poważnie rozważyłabym powrót – twierdzi Magda. Dodaje również, że życie na obczyźnie nie jest proste. A mity o zarobkach, pracy dwa dni w tygodniu, to tylko mity.

Od 2009 w Szwecji przebywa Ania. – Wcześniej pracowałam jako pracownik biurowy. Obecnie moja praca związana jest z usługami: sprzątanie, ogrodnictwo, przeprowadzki – pomoc w pakowaniu i wszystko inne, o co poproszą klienci. W Polsce musiałoby się zmienić wiele, ale chyba przede wszystkim wysokość wynagrodzenia. Obecnie wydaje się ono nieadekwatne do wykonywanej pracy i do cen w sklepach – twierdzi mieszkanka Skandynawii.

Ireneusz pierwszy raz wyjechał w 2002 roku. Wtedy jego celem była Holandia. Obecnie prowadzi własną działalność usługową w Szwecji. Co musiałby się zmienić, żeby wrócił do Rybnika. – Wszystko – mówi z uśmiechem i dodaje: – Chodzi głównie o zarobki, ale również o podejście do klienta, światopogląd, system polityczny – wymienia.

Sylwia Stańczak najpierw pracowała w Irlandii, obecnie mieszka z córką pod Londynem. Na pytanie czy myśli o powrocie, mówi: – Tak. Rybnik to moje miasto. Ale żeby wrócić, musiałbym utrzymać siebie i moją córkę. Prawda jest taka, że z mojej wypłaty, przy londyńskich cenach np. za mieszkanie tutaj też nie poradziłabym sobie, gdyby nie pomoc państwa. Jeżeli tylko będzie tak, że w Rybniku będą tanie mieszkania i dobrze płatna praca, to ja wrócę na pewno – deklaruje mama 4-letniej Olivii.

Miasto robi co może

– Miasto problem ten zauważyło już wiele lat temu, zanim media i fachowcy zaczęli obszernie pisać na ten temat – mówi Adam Fudali, prezydent Rybnika. Twierdzi jednocześnie, że jednym z warunków zatrzymania młodych obywateli w mieście, jest stworzenie bogatej i atrakcyjnej oferty zarówno od strony edukacyjnej, kulturalnej, czy też sportowo-rekreacyjnej. – Budowa Zespołu Szkół Wyższych przy ul. Rudzkiej, ogromne nakłady na oświatę, budowa sal gimnastycznych, budowa boisk przyszkolnych, to zadania które Rybnik realizuje od wielu lat. Stworzenie bogatej oferty kulturalnej (koncerty gwiazd, międzynarodowe festiwale OFPA, Ryjek, działalność szkoły muzycznej) oraz sportowo-rekreacyjnej (ścieżki rowerowe, kąpielisko Ruda, stadion lekkoatletyczny) to działania wpływające w kluczowy sposób na atrakcyjność i postrzeganie Rybnika – mówi Fudali. Podkreśla także, że ważną kwestią jest to, że Rybnik od 2005 roku, praktycznie w 100 proc. pokryty jest planem zagospodarowania przestrzennego (jako jedno z pierwszych tak dużych miast w Polsce). – Jest to istotne zarówno dla młodych ludzi, którzy chcą osiedlać się w naszym mieście i wiedzą gdzie mogą budować domy, jak i dla inwestorów, dla których wyznaczone są miejsca dla realizacji przedsięwzięć biznesowych. Najważniejszą kwestią dla młodego rybniczanina jest możliwość podjęcia zatrudnienia. I w tym zakresie, choć Miasto ma ograniczone możliwości, stwarzamy odpowiednie warunki dla potencjalnych inwestorów. Przygotowanie terenów inwestycyjnych, budowa infrastruktury, przygotowanie zachęt dla przedsiębiorców to dziedziny, w których nasze Miasto aktywnie działa.  Warto jednak zauważyć, że obserwowany w całym kraju spadek liczby ludności w miastach – w Rybniku należy do jednych z najniższych w województwie śląskim – dodaje na zakończenie Adam Fudali.

Praca za najniższa krajową

Pod koniec września w rybnickim Powiatowym Urzędzie Pracy było zarejestrowanych blisko 6 tys. osób, w tym 4072 z Rybnika i 1888 z powiatu rybnickiego. Jak twierdzi Małgorzata Tlołka, zastępca dyrektora PUP z Rybnika pracę można jednak znaleźć. – Wszystko zależy od kwalifikacji. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy jeżeli ktoś przyjedzie z zagranicy, to na pewno znajdzie zatrudnienie – tłumaczy Tlołka i dodaje: – Nie ma specjalnych programów dla osób wracających do Polski. Taki ktoś jest traktowany tak samo jak bezrobotny z naszego miejscowego „rynku”. Musi się do nas zgłosić, zostanie zakwalifikowany do odpowiedniego profilu i wtedy rozpocznie się zwykła procedura. Wiadomo, że jeżeli ktoś ma konkretny zawód, to o pracę będzie mu łatwiej – twierdzi wicedyrektor PUP. Obecnie w rybnickim urzędzie można znaleźć oferty dla pracowników biurowych, fizycznych, fryzjera, piekarza, informatyka czy przedstawiciela handlowego. Niestety, przy większości ofert rubryka – minimalne wynagrodzenie brutto – zawiera kwotę 1680 zł, czyli „najniższą krajową”.  Na nieco lepsze pieniądze mogą liczyć informatycy bądź przedstawiciele handlowi. Pielęgniarce proponuje się 15 zł brutto za godzinę, pracownikowi ochrony 10 zł. Wydaje się więc, że jeżeli ktoś nie ma zagwarantowanej pracy z polecenia, bądź nie odłożył sobie „zaskórniaków” będzie mu na początku trudno. Nawet jeżeli spełnią się wszystkie obietnice kandydatów, walczących o fotel prezydenta.

Samorządowcy nie wszystko mogą

Zdajemy sobie sprawę, że na wysokość zarobków czy ceny artykułów, a to przedstawiliśmy w naszych „grafikach”, samorządowcy większego wpływy nie mają. Chcieliśmy jednak unaocznić, jak duże są różnice w sile nabywczej pieniądza w starej i nowej Unii Europejskiej, a co za tym idzie, jak trudne zadanie czeka samorządowców w walce o młodych rybniczan. Walczyć jednak muszą. Jak twierdzi dr Bożena Zasępa, adiunkt w Zakładzie Polityki Społecznej Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, samorządy mają realne możliwości kształtowania potencjału ludnościowego. – Chodzi głównie o działania podejmowane w obszarze polityki rodzinnej i migracyjnej. Trzeba pamiętać, że ludność jest jednym z najważniejszych zasobów i potencjałów każdej jednostki terytorialnej. Dlatego powinna być punktem odniesienia przy podejmowaniu strategicznych decyzji w obszarze m.in. lokalnej polityki społeczno-gospodarczej – mówi pracownica UŚ.

Wydaje się, że rybniccy politycy to rozumieją. Odpowiednie deklaracje już złożyli. Naszą rolą, wyborców, jest dopilnowanie, aby je zrealizowali. Jeżeli tak się nie stanie, będziemy mogli ich rozliczyć. Przy urnach wyborczych.

Marek Pietras

  • Numer: 44 (417)
  • Data wydania: 04.11.14
Czytaj e-gazetę