Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Religie, Juliusz i Żydzi,

21.10.2014 00:00 red

W czwartek 9 października 2014 roku odbyła się w rybnickim muzeum konferencja naukowa pt. „Wyznania religijne w Rybniku i powiecie rybnickim w XIX i XX wieku”.

Niech żałuje każdy, kto w tym cyklu wykładów nie mógł wziąć udziału. Cała konferencja okazała się potwierdzeniem tezy, iż Rybnik w swoim wielowiekowym rozwoju był miastem otwartym i tolerancyjnym, przynajmniej gdy chodzi o mieszkańców, bo z władzami w różnych epokach (np. czas PRL) bywało różnie. Fakt ten wybrzmiewał we wszystkich wystąpieniach, szczególnie Patrycji Magiery z Wrocławia, Małgorzaty Płoszaj z Rybnika, Łucji Marek z Katowic, Anny Grabowskiej-Rogus i Jacka Kamińskiego z Rybnika.

Centrum pamięci Żydów na Śląsku

Niezwykle dynamiczny i pełen treści – czego na żywo nie omieszkał skomentować również ks. dr Henryk Olszar – był referat połączony z prezentacją p. Małgorzaty Płoszaj o losach rybnickich rabinów. Pasją zdobyta rozległa wiedza pani Małgosi w temacie ścina z nóg.

Przy tej okazji chciałbym opowiedzieć o interesującej wizji, która zrodziła się latem br. jako owoc wizyty w Rybniku pewnego gościa z Ziemi Świętej, Eli Manneberga, który wywodzi się z cenionego rodu kupieckiego, przed drugą wojną światową zajmującego część rybnickiej starówki (m.in. kamienice przy ulicach Sobieskiego i Powstańców).

Prawnuk Leopolda Manneberga, dyrektora szkoły żydowskiej, który działał w Rybniku na przełomie XIX i XX stulecia (zmarł w 1910 roku w naszym mieście), a zarazem wnuk Józefa, najbardziej znanego spośród Mannebergów, który z rodziną opuścił Śląsk dosłownie w przeddzień 1 września 1939 roku, podjął starania o utworzenie w Rybniku centrum pamięci Żydów na Śląsku. Sprawa trafiła już do Urzędu Miasta. Jako siedzibę przyszłej placówki wnioskodawca widziałby kamienicę przy ul. Sobieskiego nr 15. Tak to wygląda na dziś.

Sam pomysł naprawdę godny jest gorącego poparcia. Żydzi dostają należne miejsce pamięci aktywnej swej obecności na tych ziemiach, my – rybniczanie dajemy dowód otwartości, a także dumy ze swej wielokulturowej przeszłości; świat zaś – niech podziwia i cieszy się, że są jeszcze takie miejsca na Ziemi. Nie powinniśmy w tym akcie dziejowej sprawiedliwości dać się nikomu uprzedzić. Trzeba o tym mówić – lobbować, za tym optować. Rybnikowi bez pielęgnowania pamięci o dawnych współtwórcach miejskiej chwały, o ich wiekopomnych dokonaniach, nie uda się być wiarygodnym podmiotem. Żydzi, stanowiąc niewielki odsetek ludności, dokonali tu proporcjonalnie bardzo wiele. To są istniejące budynki, trwałe pomniki ich działalności, zakłady pracy, jak choćby nieistniejący już w samym centrum browar, nieistniejąca garbarnia, stojąca wciąż tzw. baszta przy Młyńskiej, ślad po dawnym browarze zamkowym. Spalona została, a następnie wyburzona przez niemieckiego okupanta synagoga, przekopany został żydowski cmentarz. Pamięci zakopać się nie da.

Podarunek od Juliusza Haase’go

Jedno z bardziej urokliwych miejsc współczesnego Rybnika, park Kozie Góry nie bez przyczyny Hazynhajdą zwany, to miejsce podarowane mieszkańcom przez Juliusza Haase’go, żydowskiego przedsiębiorcy z Rybnika, którego ojciec Ferdinand wniósł z kolei znaczący wkład w ukończenie szpitala Juliusza w Rybniku. Nie zapominajmy, że filantropia gminy żydowskiej w Rybniku pozwoliła jej również wspomóc budowę kościoła św. Antoniego, dzisiejszej bazyliki, gdzie „mieszka” patron miasta i całej Ziemi Rybnickiej. Nikogo wówczas nie dziwił taki gest dobroczynności i ekumenizmu. Pisał o tym w swych dziełach o. Emil Drobny. Starania o utrwalanie pamięci o Żydach w Rybniku podejmuje wielu rybniczan, wśród nich wspomniana pani Małgosia, która ma żywy kontakt z rodzinami dawnych rybnickich Żydów, rozsianych po całym świecie. Inicjatywy w temacie podejmowali przedsiębiorca Lesław Kąkol – wnuk sławnego Antoniego Stokłosy, historyk Michał Palica, architekt Jacek Kamiński, a także ludzie związani z muzeum, dyrektor Bogdan Kloch, Dawid Keller, Marta Paszko i inni.

Dawny Rybnik chętnie przyjmował u siebie Żydów, nadawał im przywileje, nie bronił swobody gospodarczej opartej na zasadach uczciwej konkurencji. Dlatego część substancji mieszkaniowej i usługowej starego centrum trafiła w ręce przedsiębiorczych Żydów. To dawało ożywienie, nakręcało koniunkturę – krótko mówiąc – bogaciło miasto. Niestety, w latach światowego kryzysu ekonomicznego (1929-1935) władzę w Niemczech przejął faszyzm, idący w parze z antysemityzmem. W II RP, do której po powstaniach i plebiscycie doszlusowała część Górnego Śląska z Rybnikiem, nastroje antyżydowskie też dawały o sobie znać. Aczkolwiek to nie rybniczanie sprawili, że społeczność żydowska w Rybniku praktycznie przestała istnieć. Żydzi w zdecydowanej większości zdążyli opuścić nasze miasto, zanim wojska niemieckiego agresora zajęły ten obszar. Dziś żyjemy w innych czasach – nikt nas nie zwolni z obowiązku oddania czci i pamięci naszym współmieszkańcom minionych wieków.

Serce się kraje

Wątpliwości budzi tylko proponowane miejsce powstania centrum żydowskiego w Rybniku. Ulica Sobieskiego tętni życiem, nie potrzebuje jak wody inwestorów, a jednocześnie tak wiele budynków w mieście niszczeje. Najbardziej bolesny jest brak chętnych do ratowania dawnego szpitala Juliusza. „Przechodziłam obok Juliusza i serce mi się pokrajało na widok Chrystusa proszącego o pomoc w imieniu tych murów” – napisała kiedyś Małgorzata Płoszaj na forum „Zapomniany Rybnik”.

Moja propozycja, by część (jeden budynek kompleksu) Juliusza oddać Żydom, w zamian za koszt remontu zewnętrznej szaty wszystkich jego obiektów rozwiązywałaby dwa problemy na raz. Żydzi mieliby miejsce dla celebrowania pamięci o mieszkających tu wyznawcach judaizmu, a sam Juliusz odzyskałby dawny blask na zewnątrz. Wnętrza natomiast można by zagospodarować potem w godny sposób. Świetny pomysł wyraził swego czasu współczesny kronikarz Rybnika Michał Palica, który chciał do części Juliusza przenieść rybnickie muzeum, z uwagi na jego dynamiczną działalność – w starym ratuszu mające miejsca zbyt mało. Rozległy, zamknięty z wszystkich stron dziedziniec wewnętrzny dawałby dodatkowe możliwości znakomitej ekspozycji. Również propozycja hospicjum czy też mieszkań dla seniorów (idea szefa Klubu Olimpijczyka), to możliwe do połączenia propozycje, ale dopiero po ubraniu Juliusza w odrestaurowaną szatę. Pomysłów może być zresztą więcej.

Żydowskie centrum przy ul. Klasztornej nie burzyłoby specyficznego charakteru tej części miasta, enklawy kultu religijnego różnych wyznań. W linii zabudowy tej cichej ulicy mamy kościół ewangelicki i klasztor sióstr urszulanek, i kaplicę Juliusza, i były cmentarz żydowski, gdzie stała też architektonicznie przepiękna kaplica, a wyżej, aż do ul. Kościuszki sięga siedziba ojców Misjonarzy Słowa Bożego z kościołem pw. Królowej Apostołów.

Koszt remontu – poszycia dachowego, odnowienia z pietyzmem elewacji wszystkich budynków z odtworzeniem stolarki okiennej i drzwiowej oraz stylowego ogrodzenia całego kompleksu – jest na pewno duży, ale międzynarodowa społeczność żydowska, skupiona w różnych organizacjach, taki ciężar, gdy zechce, z pewnością udźwignie – za cenę bezpłatnego użytkowania jednego z budynków na okres np. 50 lat. Szczegóły są do wynegocjowania w trudnych rozmowach z organizacjami żydowskimi.

Duma mieszkańców

Kiedyś, dzięki przede wszystkim determinacji doktora Juliusza Rogera, który niestety nie dożył otwarcia szpitala w 1871 roku, ale również dzięki wydatnej pomocy Żydów, Juliusz stał się symbolem miasta i przedmiotem dumy mieszkańców. Jeśli tylko podzielimy się mądrze tym skarbem, który odziedziczyliśmy po przodkach, to Juliusz ma szanse powstać na nowo.

Na przyszłe centrum żydowskiej kultury i pamięci jeden budynek dawnego szpitala nadaje się szczególnie. Chodzi o gmach z frontem na ul. 3 Maja, obok szkoły rzemieślniczej, którego okna wychodzą na dawny żydowski kirkut. Dokładnie vis-à-vis stała owa przepiękna żydowska kaplica cmentarna, zburzona przez Niemców, a widoczna na starej fotografii (fot.1). Budynek o którym mowa (fot.2) nie przylega do katolickiej kaplicy i nie ma, jak inne, na zewnątrz widocznych symboli religijnych, co może być ważnym atutem w rozmowach.

Zrobienie wszystkiego co się da dla ratowania kompleksu Juliusza, z oszlifowaniem jego perły – na początek, należy do pilnych powinności. Jednocześnie, jeśli już przyszło nam dzierżyć tę pałeczkę w sztafecie pokoleń (co pięknie podkreśla p. Kazimiera Drewniok-Woryna, laureatka 30. Złotej Lampki Górniczej), to upamiętnienie mniejszości żydowskiej jest naszym świętym obowiązkiem wobec historii. Od tego nie uciekniemy.

Juliusz zdaje się prosić o pomoc, ale zarazem daje szerokie możliwości.

Stefan Smołka

  • Numer: 42 (415)
  • Data wydania: 21.10.14
Czytaj e-gazetę