Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Jak geolog został radiowcem

14.10.2014 00:00 red

Z Robertem Krzyżaniakiem, mieszkańcem dzielnicy Smolna, dziennikarzem Radia 90, które obchodzi w tym roku 20 lat istnienia, rozmawiamy o jego początkach pracy z mikrofonem, magii radia i przygodzie ze spikerką.

Marek Pietras: Częściej ludzie rozpoznają cię po głosie, czy po wyglądzie?

Robert Krzyżaniak: Coś w tym jest. Dość często zdarza się, że gdzieś się pojawiam, z kimś rozmawiam i słyszę: ja pana skądś znam. Kiedy się przedstawię, to okazuje się, że faktycznie zna, ale właśnie mój głos. Nie jestem jednak osobą kompletnie anonimową. Jestem też reporterem, spotykam się z ludźmi, prowadzę różnego rodzaju imprezy więc wielu kojarzy też mój wygląd. Generalnie jest to miłe, kiedy spotyka się osobę, która rozpoznaje mój głos, a jak powiedziałem, zdarza się to często.

Czy głos radiowca musi się czymś wyróżniać?

Pewnie tak. Natomiast to nie jest jedyna wytyczna, czy ktoś nadaje się do pracy w radiu.

Podczas mojej pierwszej rozmowy o pracę w Radiu 90, oceniano wiele różnych rzeczy, nie tylko głos. Bo prawda jest taka, że praca w rozgłośni radiowej to bardzo szeroki zakres obowiązków. Czasem się śmieje, że w naszej firmie nie byłem jeszcze prezesem i sprzątaczką...

Wiem, że to nie jest zbyt oryginalne pytanie, ale jak to się stało, że zostałeś radiowcem?

Na IV roku studiów, a studiowałem w Sosnowcu geologię na wydziale nauk o ziemi, dowiedziałem się, że szukają młodych, zdolnych, dyspozycyjnych do pracy w radiu. Zgłosiłem się i zostałem przyjęty. Tam pracowałem przez rok. Zaczynałem od prowadzenia audycji nocnych. Chociaż ciężko to nazywać audycjami, bo na początku w ogóle się nie odzywałem, tylko miksowałem muzykę, jeszcze z płyt cd. Czyli nie tak jak dzisiaj, gdzie prawie wszystko robi za nas komputer. Po jakimś czasie pozwolono mi się odezwać, tzn. mogłem się przywitać o 24.00 i pożegnać o 6 rano. Następny krok to była współpraca z redakcją sportową. Cały czas mówię o radiu Rezonans z Sosnowca.

Uważasz, ze przygoda z tą rozgłośnią przyczyniła się do tego, kim dziś jesteś?

Oczywiście. Jeżeli bym tam nie trafił, to dziś pewnie pracowałbym w jakiejś firmie geologicznej albo gdzieś na kopalni, bo taka przyszłość czeka absolwentów, którzy kończą taki kierunek studiów jak ja.

Gdy już skończyłem edukację, z różnych przyczyn nie zostałem w Sosnowcu, wróciłem i udało mi się dostać do Radia 90. I tak jestem tutaj już 17 lat. Na początku czytałem informacje dla kierowców, chociaż nie miałem prawa jazdy. Z czasem dochodziły inne obowiązki. Kilka lat byłem prezenterem, prowadziłem programy, a później przeniosłem się do news roomu.

Jak wygląda dzień pracownika radia?

Ja mogę opowiedzieć, jak wygląda dzień osoby pracującej w news roomie. Oczywiście to również zależy od tego, jaki mam dyżur. Czy jestem porannym serwisantem i jednocześnie wydawcą, czy popołudniowym i zarazem reporterem. Gdy pracuję na rano, muszę być w radiu najpóźniej o 6.30, żeby przygotować serwis na godz. 7.00.  Później codzienna rutyna. Przeglądanie informacji, wybieranie tych, które zostaną wyemitowane w wiadomościach, następnie planowanie pracy reporterów. Trzeba również obdzwonić policję, straż pożarną, urzędy itp.  Sprawdzamy wszystkie potencjalne źródła informacji, żeby wybrać, wg nas, te najciekawsze. I tak mija dzień do godz. 14.00, kiedy kończy się dyżur poranny. Popołudniowy serwisant zajmuje się głównie przygotowywaniem serwisów i ich czytaniem. Jeżeli ma się dyżur reporterski, to trzeba zameldować się ok 9.00, spotkać z wydawcą i ustalić, jakie materiały w danych dniu robimy.

A jeżeli chodzi o muzykę. Kto się tym zajmuje?

Dyrektor muzyczny. U nas jest nim Mariusz Ryszka. Całość spraw związanych z muzyką właśnie, to jego kompetencje.

Wielu powtarza, że radio to magia, teatr wyobraźni. Zgadzasz się z tym?

Na pewno jest to swoista magia. Praca w radiu to bakcyl, który bardzo szybko się łapie. Bycie radiowcem daje straszeni dużo przyjemności. Wiadomo, że po latach pojawia się rutyna, nie myśli się już o tym, że słucha nas ileś tam tysięcy ludzi. Nie ma takiej adrenaliny jak na początku. Ja jednak cały czas chcę to robić, sprawia mi to przyjemność i mam nadzieję, że jeszcze długo tak będzie.

Oprócz pracy w Radiu 90, jesteś również spikerem podczas różnych imprez, głównie sportowych. To trudne zajęcie?

Dla mniej jest to zajecie dodatkowe. Od wielu lat jestem związany z różnymi klubami sportowymi. Ale prowadzę też inne imprezy. Czy jest to trudne? Uważam, że tak. Trzeba wziąć ten mikrofon, powiedzieć coś z sensem, wiedzieć jak się zachować. Gdy człowiek się pomyli, trzeba szybko z tego wybrnąć. Co nie jest proste. Ale daje to również sporo satysfakcji.

To zajęcie jest jednak trochę inne od pracy w radiu. Tam wiele rzeczy możesz sobie przygotować, w czasie imprezy wszystko dzieje się na żywo i dość dynamicznie zmienia.

To prawda, ale ja już bazuję na swoim doświadczeniu, bo robię to od kilkunastu lat.  Pierwszy raz wziąłem mikrofon do ręki i wyszedłem do ludzi podczas imprez, które organizowało nasze radio. Potem poszedłem na kurs spikera piłki nożnej i przez wiele lat prowadziłem mecze Odry Wodzisław. Teraz pracuję m.in. dla Energetyka ROW Rybnik czy Jastrzębskiego Węgla. Zgadzam się z tym, że ta praca różni się od tej w radiu. Nie można wziąć kartki i przeczytać tekstu. To nie wystarcza. Trzeba dotrzeć do ludzi, wyczuć czego oczekują. Czasem trzeba ich zachęcić do zabawy, a czasem stonować.

Panowanie nad tłumem, szczególnie tym niezadowolony nie jest pewnie proste?

Cała trudność polega na tym, że nie da się tego zaplanować. Oczywiście na kursach, są podawane przykłady, jak się zachować w danej sytuacji. Ale to nie zawsze działa. To nie jest tak, że przeczyta się formułkę z karki i tłum zareaguje wg scenariusza. To tak nie działa.

Wiem, że rok temu zostałeś ojcem, czego ci serdecznie gratuluję, ale mam w związku z tym pytanie. Czy masz wolny czas, tylko dla siebie? A jeżeli tak, to jak go spędzasz?

Cały mój wolny czas nazywa się Wiktor, który ma rok i 10 miesięcy. W tym roku udało nam się z żoną uruchomić ponownie rowery, zrobić przegląd, kupić krzesełko dla syna i trochę pojeździć. Czyli jest coraz lepiej.

Zostało ci coś jeszcze po studiach geologicznych?

Kilka okazów na półce (śmiech). No i wiedza, która w pracy dziennikarza się przydaje. Kiedyś jeszcze jeździłem na giełdę minerałów i skamieniałości, ale obecnie nie bardzo mam na to czas.

  • Numer: 41 (414)
  • Data wydania: 14.10.14
Czytaj e-gazetę