Młodzi rybniczanie piszą o pielgrzymowaniu
Ile kosztuje sił? Jak wygląda w praktyce? Jak smakuje? Dziewiętnastoletnia Olga postanowiła podzielić się z nami swoimi doświadczeniami związanymi z pielgrzymowaniem.
Jak zaczęła się twoja przygoda z pielgrzymowaniem?
Od kilku lat należę do grupy oazowej w mojej parafii. Na pierwszą pielgrzymkę wybrałam się stosunkowo późno, bo… w bieżącym roku. Do tej pory uczestniczyłam jedynie w różnego rodzaju rekolekcjach i eventach związanych z wiarą.
Jakie myśli towarzyszyły ci przed wymarszem?
Z opowieści innych wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać, znałam wcześniej ogólny plan pielgrzymki. Zdawałam sobie sprawę, że kształt tej podróży będzie się różnił od tych, które odbyłam dotąd. Nie wzbudzało to jednak u mnie lęku, bardziej – coś na kształt ekscytacji. Przekonałam do pielgrzymki swoją mamę, tak więc dzięki świadomości, że idę z kimś bliskim, czułam się jeszcze pewniej.
Czy twoje wcześniejsze wyobrażenie o pielgrzymowaniu sprawdziły się?
I tak, i nie. Przede wszystkim obawiałam się, że nie podołam pod względem fizycznym i kondycyjnym. Miałam świadomość, że w jakiś sposób jestem przygotowana – rekreacyjnie uprawiam sport i nie boję się długich spacerów. Mimo to dystans w jakiś sposób przeraża, to normalne, co jednak nie zmienia faktu, że pojawiały się także momenty zwątpienia. Grupa, z którą maszerowałam, była mocno podzielona pod względem kondycyjnym, co powodowało rozbicie jej na mniejsze grupki. Gdy ta najbardziej wysunięta do przodu część grupy decydowała się na postój, ostatni dochodzili do niej w momencie końca przerwy. Często pojawiały się różnego rodzaju problemy organizacyjne, co w jakiś sposób jest nieuniknione przy większej liczbie ludzi. Brakowało mi wielkiego znaku „stop”: teraz się modlimy, teraz odpoczywamy, robimy postój. Psuło to integracyjny charakter wyprawy. Poza tym pogoda nie zawsze sprzyjała długim wędrówkom. Człowiek po pół dnia marszu niespecjalnie marzy o ochłodzie w postaci ulewy lub stałym ogrzewaniu przez prażące słońce. Ludzka wytrzymałość jest tutaj wystawiana na próbę, nie ma co do tego wątpliwości. Spodziewałam się jakichś trudności, jednak ich forma czasami mnie delikatnie zaskakiwała.
A co możesz powiedzieć o swoich przemyśleniach podczas marszu?
Przede wszystkim szłam ramię w ramię z mamą. Dużo rozmawiałyśmy i tych kilka dni spędzone razem, mocno nas do siebie zbliżyło. Nie zmienia to faktu, że nasza wzajemna obecność stawała się czasami… uciążliwa. Czasami człowiek potrzebuje chwili samotności, po prostu chce dążyć naprzód, do celu wędrówki – w ciszy albo zadumie. Mając obok siebie przyjaciela, nie wiadomo czy ma on ochotę w danym momencie porozmawiać, czy milczeć. Cisza staje się więc często niezręczna, a rozmowa – również. Nazwałabym to zaburzeniem wyczucia wzajemnego rytmu. Ważniejszy od rozmowy z mamą był jednak cel pielgrzymki, w końcu na tym to polega. W niektórych momentach przestawałam odczuwać motywację, a cel wydawał mi się dziwnie rozmazany. Zastanawiałam się, po co w ogóle idę, czy to zmieni cokolwiek w moim życiu; czy w jakiś sposób na mnie wpłynie. Czasami czułam się, jakbym wybrała się po prostu na długi, męczący spacer. Wiarę w cel wędrówki najintensywniej przywracały mi postoje na nocleg. Pamiętam sytuację, w której wieczorem byłam tak zmęczona, że ciężko było mi przebrnąć przez Apel Maryjny, który odprawialiśmy w naszej grupie wraz z księżmi. Był nudny, robiony „na szybko”. Kiedy wreszcie zaczęliśmy rozchodzić się do pokoi, usłyszałam śpiewy, dźwięk gitary i jakiegoś instrumentu perkusyjnego, które to dźwięki docierały z jednego pomieszczenia. Poszłam tam i zostałam mile zaskoczona. Grupa pielgrzymów modliła się w sposób improwizowany, wesoły, bezpośredni. Łączyli to z muzyką i rozmową. Od razu zaprosili mnie do siebie i spędziłam z nimi godzinę, zapominając o zmęczeniu. To dało mi energię do dalszej wędrówki, którą kontynuowaliśmy następnego dnia.
Czy masz może jakieś rady dla osób wybierających się na pielgrzymkę?
Wszystko, o czym mówiłam do tej pory, to moje subiektywne odczucia i dla każdej osoby pielgrzymka to odmienne przeżycie. Grunt to powierzyć ten czas Bogu, a On dobrze nim pokieruje. Wszelkie trudności czy zmagania w jakiś sposób wzbogacają nasze doświadczenie i pozwalają na lepsze pokierowanie swoimi działaniami w przyszłości. Poza tym trasy pielgrzymkowe są zazwyczaj mocno przystępne pod większością względów – można się umyć, odpocząć, zjeść. Wędrówka nie polega przecież na katowaniu swojego ciała, jedynie może wystawić je na znośną próbę. Należy zachować świadomość celu pielgrzymki, mieć go na uwadze i szukać inspiracji do dalszego marszu. Wszystko zależy od uczestnika, czy pielgrzymka będzie owocnym czy straconym czasem.
Dziękuję za rozmowę!
Najnowsze komentarze