Niedziela, 16 czerwca 2024

imieniny: Aliny, Justyny, Benona

RSS

Śląsk to jego inspiracja

18.02.2014 00:00 red

CZERWIONKA. Malarz samouk, portier w centrum kulturalnym, pasjonat Śląska, laureat Karolinki i wreszcie „twarz” Czerwionki-Leszczyn. Tak w kilku słowach scharakteryzować można by Czesława Fojcika, który w swoim życiu namalował już tyle obrazów, że nie może ich zliczyć.

Szymon Kamczyk. Niedawno jakby niezauważona przemknęła ósma rocznica tragedii na targach gołębi w Katowicach. W pana dorobku znajdują się obrazy, które przedstawiają zawalone hale targów. Czy był pan tam wtedy?

Czesław Fojcik. Nie, to moja wizja tego co się tam stało. Korzystając z opowiadań kolegów, którzy byli tam na miejscu oraz przekazów telewizyjnych, namalowałem dwa obrazy zaraz po tej tragedii. Jeden z nich można oglądać w Śląskiej Galerii Jan w Jankowicach wraz z innymi obrazami mojego autorstwa. Ta tragedia bardzo mnie poruszyła, czego wynikiem były właśnie te prace.

Ile już namalował pan obrazów?

Tego nie mogę zliczyć, ale na pewno setki. Część trafiła do prywatnych kolekcjonerów, część podarowałem znajomym. Część zyskała także uznanie specjalistów, jak moje portrety górnicze: sztygar, śleper, hajer i kombajnista. To dla mnie wyróżnienie, bo jako samouk nie uczyłem się malować na uczelniach, a do wszystkiego musiałem dojść własnym doświadczeniem. Maluję farbami akrylowymi, ze względu na to, że farby olejne mogłyby być uciążliwe dla moich domowników ze względu na zapach. Akryl nie tylko nie pachnie tak intensywnie, ale także szybko schnie. Ludzie czasem pytają, czy mam swoją pracownię. Jeśli jeden mały pokój na blokach można nazwać pracownią... Mnie to wystarcza.

Jakie są najczęstsze motywy pana obrazów?

Z początku lubiłem kopiować słynnych malarzy, tak zresztą uczyłem się malowania. Później były różne motywy, głównie związane z Czerwionką, Śląskiem, górnictwem. Miałem też serię obrazów przedstawiających piękne kobiety. Często portretuję również dzieci, także moje wnuczki. Dzieci z familoków namalowałem ponad 60. Czasem sąsiadki proszą mnie o namalowanie portretu swojego wnuczka czy wnuczki. Rzadko maluję też własne wymyślone obrazy. Obecnie pracuję nad krajobrazem kopalni Dębieńsko, z bujną roślinnością. Maluję głównie ze zdjęć, czasem z własnych wizji.

Pracuje pan w Miejskim Ośrodku Kultury w Czerwionce-Leszczynach. Kiedy ma pan czas na malowanie?

W MOK jestem portierem. To nie tak jak było kiedyś, bo dziś portier musi być po trochu pracownikiem biurowym, po trochu handlowcem. Dzięki temu nauczyłem się obsługi komputera, aby móc sprzedawać bilety, rezerwować miejsca, obsługiwać kasę fiskalną. Kiedy przychodzę z pracy, choćby wieczorem, to zaczynam malować. Często trwa to do późnych godzin nocnych. Ale tak to jest, że jak się coś zacznie, to ciężko skończyć. Władze również doceniły moją pasję i otrzymałem nagrodę Karolinka. Często ze względu na to co robię zapraszają mnie do przedszkoli i szkół, aby opowiedzieć o moich obrazach.

Został pan twarzą Czerwionki-Leszczyn. Jak wspomina pan to doświadczenie?

Było to dla mnie zaskoczenie, kiedy zadzwonił fotograf, aby umówić się na sesję, bo okazało się, że zostałem twarzą Czerwionki-Leszczyn. Zgodziłem się i pierwszy raz w życiu wziąłem udział w profesjonalnej sesji. Później pokazałem żonie, jaki piękny jej mąż wyszedł na zdjęciach. Teraz zdjęcia promują nasze miasto w różnych materiałach i miejscach. Cieszę się, bo od dziecka tu mieszkam i tu mi dobrze.

  • Numer: 7 (380)
  • Data wydania: 18.02.14