Kiedy będziemy mogli segregować?
W odpowiedzi na listy i telefony czytelników „Tygodnika”, o kwestię kubłów na śmieci, a raczej ich braku, postanowiliśmy spytać u źródła, czyli w Rybnickiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
– Od początku byłem zwolennikiem tego, by kubły zostały wpisane do specyfikacji przetargowej. To jest bardzo głupia sytuacja, że ustalono stawki za wywóz śmieci, a spółdzielnia zmuszona została ustalić ponadto stawkę za dzierżawę kubłów – mówi Stanisław Jaszczuk, prezes RSM oraz rybnicki radny. – W 2012 już przestrzegałem, że sprawa kubłów jest nieuregulowana. Firmy zbijają cenę stając do przetargu, a odbijają to sobie potem na dzierżawie kubłów – dodaje.
Rybnicka Spółdzielnia Mieszkaniowa – według szacunków prezesa – wyda w ciągu roku około 300 tysięcy złotych na samą tylko dzierżawę. Jest oczywiście alternatywa, spółdzielnia może kupić własne kubły. – Nie o to jednak przecież chodzi. W normalnym modelu powinno być tak, że nasz lokator, jak każdy inny mieszkaniec miasta, płaci stawkę za wywóz śmieci, a to ile kubłów stoi, i czy jest jakaś dzierżawa, powinno go zupełnie nie interesować. Stało się jednak inaczej i teraz pojawiają się problemy – komentuje Jaszczuk.
Problemem spółdzielni są m.in. wandale, którzy niszczą pojemniki na śmieci, lub je podpalają. – Firma EKO zgłasza się do nas, domagając się wyrównania strat, my winni nie jesteśmy i pojawia się przepychanka, której nie powinno w ogóle być. Gdyby kubły skalkulowane były w specyfikacji przetargowej, to nie byłby problem – przyznaje prezes RSM.
Wyobraźmy sobie na chwilę, że firma Best EKO traci kontrakt w mieście. Zostaje wyrzucona, przy czym ze sobą zabiera kubły. Jeśli dojdzie do rozpisania przetargu w takiej formie, w jakiej stosowany jest dzisiaj, wygrać przetarg może np. firma, która kubłów w ogóle nie będzie miała. Miasto czeka wtedy paraliż.
– Trochę szkoda, że z winy niedopracowanej ustawy, bo dyskusje trwały i trwają przecież w Sejmie cały czas, ten cały entuzjazm segregowania został zmarnowany. Bo ludzie 1 lipca byli gotowi segregować – przyznaje Stanisław Jaszczuk. – Dzisiaj, na szczęście, nikt się braku segregacji jeszcze nie czepia, gdyż kubłów do odpowiedniej segregacji nie ma wszędzie. Miały być kolorowe, wręcz uśmiechnięte pojemniki, a mamy oklejone kubły – dodaje.
Kubłów w tej chwili nie ma w kilku ważnych punktach dzielnicy, na największych osiedlach. I choć nikt się nie czepia tego, że nie mamy jak segregować, sprawa kubłów może w końcu stanąć na ostrzu noża. – Dzisiaj EKO ma swoją segregatornię. I to jest dla nas korzystna sytuacja. Gdyby jednak to nie była ta firma, już moglibyśmy mieć schody, bo ceny nieposegregowanych śmieci poszłyby w górę. Głośno mówi się teraz o tym, że ceny mają spaść. Dlatego rozmawiam i zachęcam prezydenta, by w tej zmianie ceny zawrzeć także dzierżawę kubłów. Jeśli to nie pomoże, zaczniemy zbierać podpisy wśród mieszkańców. Nie może być tak, że ponad stawkę za wywóz musimy jeszcze naliczać stawkę za dzierżawę – kończy Stanisław Jaszczuk.
(mark)
Najnowsze komentarze