Jak mam przeżyć za 340 zł miesięcznie?
Kładę się spać i myślę, skąd ja rano wezmę pieniądze na chleb, czy będę miał co zjeść? Ja już naprawdę nie mam siły, mam ochotę się położyć i nie wstać – skarży się Jan Mackiewicz z Raciborza. Jego miesięczny budżet opiewa na... 340 zł.
Pan Jan wstaje o 5.00 rano i idzie z psem nad Odrę. Potem siedzi w domu, czasem ogląda telewizję, ale rzadko, bo jak zaznacza, prąd jest drogi. O 10.00 znowu wychodzi z psem. – Żeby nie ten pies, to pewnie w ogóle nie wychodziłbym z domu, ale muszę go wyprowadzać, a przy okazji i ja się dotlenię – przyznaje. Na obiad zjada zupkę chińską za 69 groszy i chleb posmarowany margaryną. Najczęściej tak samo wygląda śniadanie i kolacja.
Nie zawsze tak wyglądało jego życie. Ostatnie osiem lat przepracował jako stróż. Podmioty, które go zatrudniały zmieniały się, większość z nich jednak nie opłacała mu żadnych składek. Dopiero ostatni pracodawca, firma Borbud zatrudniła go legalnie. – To jedyna uczciwa firma, na którą trafiłem, bardzo chciałbym tam znowu pracować – zaznacza. Niemniej jednak raciborzanin został bez prawa do emerytury. Zabrakło mu, jak mówi, kilku przepracowanych miesięcy. Jest człowiekiem bardzo schorowanym, przeszedł zawał, cierpi m.in. na cukrzycę, niewydolność nerek, ma trudności z poruszaniem się, szwankują również wzrok i słuch. Jest inwalidą I grupy. Jako podopieczny Ośrodka Pomocy Społecznej, otrzymywał z tej instytucji 150 zł zasiłku plus drugie tyle w formie zasiłku pielęgnacyjnego. Z tego się utrzymywał. Zarobione na zamku pieniądze oddawał swojej konkubinie po tym jak się rozstali, z przeznaczeniem na ich dwójkę dzieci (2 i 7 lat). Nie było lekko, ale jakoś sobie radził.
Nieszczęścia chodzą parami
Pod koniec ubiegłego roku podziękowano mu za współpracę. – Powiedzieli, że praca się skończyła, ale obiecano, że wiosną, w sezonie, wrócę na swoje stanowisko – wspomina pan Jan. Do dziś nikt się nie odezwał, mało tego, „przypomniał” sobie o nim ośrodek pomocy społecznej. – Ktoś na mnie doniósł, że pracowałem i jednocześnie pobierałem zasiłek. Zrobili ze mnie bandytę. Uznano, że bezprawnie pobierałem zasiłek, ale ja musiałem tak postąpić, bo inaczej bym nie wyrobił. Sprawą zajęła się policja i wyszło na to, że mam 8 tys. zł długu w opiece. Kazali zwrócić wszystko w okresie 30 dni, tj. do 27 czerwca. A z czego ja mam to oddać, z czego mam żyć, przecież ja mam jakieś 14 – 15 gr w kieszeni... – żali się raciborzanin. Jego wyjaśnienia, że chciał tylko pomóc dzieciom, na niewiele się zdały. Pan Jan szukał pomocy już w wielu miejscach, ale wszędzie słyszy, że jego sprawa jest skomplikowana i nie wiadomo jak mu pomóc, a prawo jest prawem i nic tego nie zmieni.
Jak ten pies
Obecnie Jan Mackiewicz żyje za 340 zł miesięcznie – 190 zł zasiłku i 150 zł zasiłku pielęgnacyjnego. Z tej sumy musi zapłacić za prąd, gaz, telefon, dopłacić do czynszu, wykupić lekarstwa i jedzenie. Mało tego, spłaca raty za materac elektryczny, który kupił ze względu na swoje problemy z kręgosłupem, licząc, że nadal będzie zarabiał jako stróż na zamku. Rata wynosi 80 zł. Na lekarstwa też musi wydać przynajmniej tyle. – Sama insulina jest bardzo droga. Kupuję zamiennik, ale ten z kolei nie działa tak jak powinien. Bardzo źle słyszę. Dostałem aparat słuchowy, ale nie używam go, bo nie stać mnie na baterie. Pies też mnie kosztuje, bo muszę mu coś kupić, ugotować. Z każdego wydatku muszę się rozliczać w opiece społecznej. Pracownik socjalny przychodzi i sprawdza np. co mam w lodówce. A z czego ja mam mieć, skoro nie pracuję, kraść nie kradnę, nie wiem jak żyć. W opiece pytają po co mi pies, a ja go mam już 12 lat. Jak mogę go komuś oddać, kto go teraz weźmie? Sam czuję się jak ten pies, stary i opuszczony – mówi z goryczą pan Jan.
Najtrudniejsza zima
Zimą w mieszkaniu temperatura wahała się od 4 stopni Celsjusza – przy oknie, do 12 stopni – przy piecu kaflowym. W łazience również były 4 stopnie. – Miałem pół tony węgla. Brakło mi w połowie zimy. Było bardzo zimno, ale jakoś sobie radziłem. Ubiegłej zimy, po niespodziewanym rozstaniu z konkubiną, było jeszcze gorzej. Nie miałem węgla, drewna. Butelkę wody mineralnej, która stała na stole, rozerwało – wspomina mężczyzna. Na zasiłek celowy np. na opał, nie ma co liczyć, bo... posiada dochód o 2 zł wyższy od przewidzianego. – Czuję się zaszczuty. Listonoszka ciągle przynosi mi polecone z wezwaniem do zapłaty, a skąd ja mam wziąć? Długu mam od groma. Codziennie rano budzę się i myślę, że mam dług. Przez sytuację w jakiej się znalazłem straciłem rodzinę. Ledwo co udało mi się wywalczyć prawo do widywania dzieci – mówi pan Jan.
Gdybym był młodszy...
Żałuje, że nie jest młodszy. – Polakowi żyje się dobrze do 50., potem jest już persona non grata. Teraz trudno znaleźć pracę, a tym bardziej w moim wieku, mając pierwszą grupę inwalidzką. W październiku skończę 72 lata, ale czuję, że dałbym radę dalej pracować jako stróż. Mam dobrą opinię, nigdy nic przy mnie nie zginęło. Moi byli pracodawcy boją się mnie zatrudnić ze względu na moją sytuację, nie chcą być ciągani po komendach. Żebym był młodszy, zamknąłbym mieszkanie i wyjechał na Zachód, znam biegle niemiecki. Ale teraz kto mnie zatrudni? Najbardziej obawiam się tego, żebym nie zwariował, bo różne myśli przychodzą do głowy. Kładę się spać i myślę, skąd ja rano wezmę na chleb, czy będę miał co zjeść? Ja już naprawdę nie mam siły. Mam ochotę się położyć i więcej nie wstać. Przy życiu trzyma mnie tylko myśl o dzieciach – podsumowuje gorzko raciborzanin.
(e.ż.)
Najnowsze komentarze