Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Muzyczne obrazy z Rybnika A.D. 1936.

25.06.2013 00:00 red

Michał Palica opisuje, jakiej muzyki słuchano przed wojną.

Jak zawsze, także tego roku,  muzyczne życie Rybnika rozkwitało nie od wiosny, ale już od stycznia i trwało po grudzień. Ot, taki rybnicki fenomen, czyli na szczeblu niższym niż wojewódzki.  To permanentne kwitnienie było efektem nie tylko w miarę cieplarnianych warunków jakie stwarzało społeczeństwo rybnickie, ale też autentycznym talentom nie tylko z Rybnika, lecz nawet spoza powiatu rybnickiego.

Zdrowy snobizm

Tak jak dziś większość ludzi preferowała lżejszą muzę, co nie oznacza, że nie istniała liczna rzesza melomanów tzw. klasyki, choćby nawet tych, którymi kierował snobizm. Ale zdrowy snobizm, taki który może w człowieku wykształcić autentyczne zainteresowanie, a nawet coś więcej. Wielkim powodzeniem cieszyły się w „Świerklańcu” występy zespołów prezentujących operetki, zwłaszcza, że zwykle przypisana im była spora dawka humoru – leku na szarość dni i nocy. Prześledźmy więc co w 1936 działo się u Braci Szafranków, u Dyrszlaga i Klimosza, w muzyce chóralnej. A zaczniemy od lżejszego kalibru czyli od operetek. Te rybniczanie mogli podziwiać prawie wyłącznie w „Świerklańcu”, choć podobnego rodzaju muzykę można było usłyszeć także w „Hotelu Polskim” Myśliwców na rogu Korfantego i rynku. W 1936 pod koniec roku zapraszano kilka razy na „Czar walca wiedeńskiego”. Można było nie tylko posłuchać, ale także potańczyć. Poza tym Myśliwcowie zapraszali co czwartek na wieczorne koncerty. A co mieli do wyboru rybniczanie (i nie tylko oni) w hotelu na Sobieskiego?

Zanim powiemy o kilku przykładach. Trawestując znane – show must go on, można rzec – music must go on. Otóż wiosną tego roku zmarła współwłaścicielka zasłużonego Hotelu Bronisława Ogórkowa. Zmarła „w sile wieku, bo mając zaledwie 44 lata.” A przecież „jeszcze kilkanaście dni temu zdrowa, wesoła, pełna życia. Dziś już nie jest między nami...” Wierna towarzyszka swego męża „w czasie akcji plebiscytowej została razem z mężem aresztowana.” Nagłe, zaskakujące odejście. A przecież mimo bólu i smutku nie można było odwoływać zakontraktowanych wcześniej spektakli i muzycznych przedstawień. Nie można było zawieść ludzkich oczekiwań. I już 8 maja o godzinie dwudziestej w „Świerklańcu” pojawił się znakomity zespół Operetki Poznańskiej pod dyrekcją Zygmunta Wojciechowskiego z przedstawieniem rewelacyjnej operetki „Gejsza”. Recenzent pisał:  „Fascynujące libretto, najpiękniejsza muzyka i śpiew sprawiły” to, że operetka podbijała świat.  W partii tytułowej Irena Czarlińska, jako jej partner „ulubieniec publiczności” Stanisław Winiecki, a w roli Wun–Haj „świetny komik” Roman Cichocki, który potrafił rozbawić do łez. Poza tym jeszcze co najmniej 10 ról i doskonały balet. „Nowe przepiękne dekoracje i piękne kostjumy (uzupełniły) piękne to widowisko.”  Prócz innych wspomnijmy jeszcze wystawioną w „Świerklańcu” również przez poznaniaków znaną operetkę Kalmana „Hrabina Marica”. Jak napisano w zapowiedzi operetka prezentowała tak piękne śpiewy i humor, iż doczekała się nawet wersji filmowej. Do tego balet i wspaniałe kostiumy. Bilety w cenie od 75 gr. do 2,50 zł. jak zawsze „w firmie Tatarczyków”, którzy byli dobrymi znajomymi pp. Ogórków. Przypomnijmy jeszcze listopadowy występ w tym samym miejscu Zespołu Reprezentacyjnego Teatrów Ludowych na Górnym Śląsku, który wystawił operetkę „Manewry jesienne”. Także Imre Kalmana (z 1907) Rybniczanie mogli podziwiać  znane postacie sceny muzycznej  z Włodzimierzem Możuchem na czele, który znany był również jako aktor filmowy. Oprawę muzyczna zapewniła orkiestra wojskowa katowickiego 73 pp. „w liczbie 26 muzyków”.

Przy pracy zawsze mogą się zdarzyć pomyłki. Bywa, że z nawału pracy, ogromu materiału, ale gorzej, gdy raczej z niefrasobliwości piszącego bywa, że graniczącej z lekceważeniem, gdy dotyczy to osób powszechnie znanych i szanowanych. Tym bardziej rzucają się w oczy, kiedy nie ma sprostowani czy choćby przeprosin. A tak się zdarzyło w przedwojennej „Rybnickiej”. Czasem narobi ktoś, delikatnie mówiąc, bałaganu i na zwróconą uwagę z musu wybąka „przepraszam”, które nie rekompensuje strat, ale przynajmniej jest pewnym zadośćuczynieniem. Otóż w jednym z numerów zapowiadano ważne dla rybniczan i ich muzycznego świata  wydarzenie. Szczególny koncert radiowy Antoniego Szafranka, a tu pod zdjęciem napisano „Karol Szafranek syn ziemi śląskiej, doskonały skrzypek – wirtuoz, który odznacza się wyjątkowymi zdolnościami kompozytorskimi. Jego własne kompozycje nadawać będzie radio w Katowicach dziś, w środę, o godzinie 7,20 wieczorem. Po jakimś czasie w głowie optymisty może jednak zaświecić i taka konstatacja: Redakcja nawet nie prostowała, bo zrobiła to specjalni, aby sprawdzić ilu ludzi zareaguje. Ilu jest prawdziwych rybnickich melomanów. Może... Wszystko to budzi zdziwienie biorąc pod uwagę, iż już wcześniej „Rybnicka” pisała o koncercie, na którym potem Antoni Szafranek – kompozytor zaprezentował pieśni do wierszy takich poetów jak Kasprowicz, Tetmajer czy Kazimierz Wierzyński. Jak podano na... fortepianie śpiewaczce akompaniował osobiście sam kompozytor. Koncert określono jako swego rodzaju miłą niespodziankę dzięki której publiczność pozna twórczość „jednego z naszych młodszych kompozytorów na Śląsku.”  W dalszych słowach: „Redakcja nasza tuszy sobie nadzieję, że mieszkańcy Rybnika, którzy znają p. Szafranka (sic!) jako dobrego muzyka, niewątpliwie nie omieszkają się przekonać, czy jest on równie dobrym kompozytorem i nastawią swe odbiorniki radiowe w dniu 28 października o godzinie 19.20 na Katowice.” Uważny czytelnik zauważy przy okazji, że zmieniać się musiały tego roku co najmniej dwie rzeczy w polskiej pisowni, która (jak i inne sprawy) mogłaby być naprawdę bardziej stabilna. Otóż wprowadzano zamiast np. 8.20 wieczorem 19.20. Choć jak widać, konserwatyści pisali jeszcze po staremu. Zamiast kostjumy zaczęto pisać kostiumy, zamiast kancelarji – kancelarii itp. Polski jest naprawdę skomplikowany...

Magister filozofii

Rybnik międzywojenny zawsze z dumą pisał o osiągnięciach swych obywateli. Oczywistą koleją rzeczy szczególnie, gdy dotyczyło to ludzi nauki i sztuki. Obie te dziedziny łączyła niejako w sobie osoba opisana pod tytułem „Nowy śląski muzykolog.” Redaktor z przyjemnością powiadamiał rybniczan, że p. Józef Bula, który był w tym czasie kierownikiem szkoły w katowickim Ochojcu ukończył właśnie studia muzykologiczne przy Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i otrzymał tytuł magistra filozofii. Widocznie muzykologia podobnie jak historia i kilka innych dziedzin wchodziła podówczas w skłąd Wydziału Filozofii. Podobnie jak za mych czasów historia należała do Wydziału Nauk Humanistycznych, acz nie tytułowano już absolwentów magistrem humanistyki. „Pan Bula absolwował w 1928 roku jako eksternista 3–letnie kursy przy Konserwatorium Muzycznym we Lwowie, następnie w 1931 roku zdał w Warszawie egzamin państwowy na nauczyciela szkół średnich. Od 1929 r. kolejno pracował jako profesor muzyki w seminarium nauczycielskim w Mysłowicach, w gimnazjum miejskim w Katowicach i w szkole muzycznej w Rybniku.” To człowiek, który cieszy się dużym szacunkiem. „Życzymy mu, aby w swej dalszej działalności muzycznej osiągnął  wyniki odpowiadające zarówno talentowi jego jak i rozległemu wykształceniu artystycznemu i naukowemu ku chwale ziemi śląskiej, której jest dzieckiem.”

„Jakiś  Zenkier Rudolf z Katowic podaje w gazetach, że w niedługim czasie zostanie otwarta w Katowicach fabryka budowy organów z jego udziałem.” Też coś! Przecież to tylko stroiciel, choć „podaje się za zaprzysiężonego rzeczoznawcę.” To wszystko budzi zdziwienie. „Na Śląsku istnieje od długich lat fabryka budowy organów pod firmą Klimosz Dyrszlag. Obecnie właścicielem tej fabryki jest stary wiarus Walenty Klimosz...” Nie ma więc mowy o tym, że Śląsk jest zależny w tej dziedzinie od fabryk czeskich. Rybnicka wytwórnia może zaspokoić zapotrzebowanie nawet poza Śląskiem, co zresztą już wielokroć udowadniała. W 1936 m.in. „Gość Niedzielny” pisał o nowej fabryce w Katowicach na Słowackiego. Miała to być kolejna filia sławnej firmy Braci Rieger, która posiadała swe zakłady w Austrii, Czechosłowacji, Niemczech i Węgrzech. Katowicki miał być pod szyldem „Bracia Rieger–Zenker”, a w nim: polska załoga, polskie materiały, serwis, 5 lat gwarancji, kupno na raty itd.

Muzyka stale grała w Rybniku. Ukończono przebudowę rynku i od razu, aby to uczcić, była na nim orkiestra straży pożarnej pod batutą pana Kuny. W październiku przeżywał Rybnik święto, które tradycyjnie było w nim szczególne. Jego tradycje sięgały XIX co najmniej wieku. Związane z tą dziedziną muzyki, czy jak kto woli, muzykowania, która najszybciej docierała pod strzechy. Z pieśnią. Na brak chórów zarówno miasto, jak i powiat nie mogły narzekać. W 1936 obchodzono 15–lecie istnienia Rybnickiego Okręgu Śpiewackiego.” Przypomnijmy raz jeszcze rybnicki Seraf, który tego roku obchodzi równo 100 lat istnienia. „Chóry śpiewackie w czasach niewoli politycznej odegrały chlubną rolę w budzeniu polskiego ducha narodowego...” Dalej czytamy, iż „poprzez pieśń  wyrażali Polacy swe skargi i tęsknotę do wolności.” Podkreślano wielką rolę dyrygentów. Z organizacji społecznych właśnie tych chóralnych jest najwięcej. Organizacje śpiewacze są „bezsprzecznie najruchliwszymi organami społecznymi.” Z okazji 15–lecia Zarząd ROŚ wydał jednodniówkę, w której nakreślono działalność Okręgu. Umieszczono m.in. 4 wielkie tabele obrazujące dokładnie działania z minionych 15 lat. Przypomniano, że Okręgiem od początku kieruje Maksymilian Basista, a równie zasłużonym człowiekiem jest sekretarz Okręgu,  Maksymilian Gawlik. Program uroczystości obejmował zbiórkę w ogrodach „Polonii” o 8 rano. Przypomnijmy przy okazji, że obejmowały przed wojną dużo większy obszar niż dzisiejszy skwer im. Biegeszowej. O 9.15 nabożeństwo u św. Antoniego. O 10.30 akademia jubileuszowa w sali kina Apollo. Po obiedzie o 14.30 to na co wszyscy czekali – koncert w ogrodach „Polonii”. Wystąpiło... 800 śpiewaków zbiorowo. Biorąc pod uwagę gości i  publiczność można sobie wyobrazić ilu ludzi zebrało się tego dnia w tym rybnickim miejscu. Po zasadniczej części materiału prasowego jeszcze nota piszącego do „Rybnickiej” Mieczysława Basisty, syna Maksymiliana. Zatytułowana „Ludzie, śpiewaj!” Młody Basista, podkreślając wielkie tradycje polskiej pieśni, pisze o tym jak płyną szare, ponure dnie, w których życie nasze wypełnione jest ciężką walką o byt. Często ludzie popadają w beznadzieję, „beznadziejność, która wypiera ich poza nawias społeczeństwa” do tego stopnia, że nie wierzą już „by w ich szarych dwudziestuczterech godzinach mogły ożyć chwile pogody ducha, te chwile, w których radość życia rozdziera gęstą powłokę chmur ciężkości życiowych. Pogoda ducha! Obudźmy ją! Przecież ona żyje w nas!” Po prostu śpiewajmy razem, „a w naszych duszach zrodzi się pieśń wesela i entuzjazmu do życia twórczego.”

Michał M. Palica

  • Numer: 26 (346)
  • Data wydania: 25.06.13