Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Topiłem ją dziesięć minut. Nie wiem dlaczego

21.05.2013 00:00 red

W rybnickim sądzie rozpoczął się proces mężczyzny oskarżonego o zabójstwo dwunastoletniej Sary Trojanowskiej

Sara. Dwanaście lat. Niepozorna dziewczynka jakich mnóstwo na osiedlu Sikorskiego w Żorach. Blondynka o niebieskich oczach. O oczach, które przez kolejne tygodnie spoglądały z niezerwanych plakatów o zaginięciu na mieszkańców Żor. O oczach, które zauroczyły również oprawcę dziecka – Roberta G., robotnika z sąsiedniego bloku.

Kurzoki spod bloku

Końcówka ubiegłorocznych wakacji przeplatała się z nudą i upałem. Włócząc się po rozgrzanym sierpniowym słońcem blokowisku, dzieciaki z Sikorskiego nerwowo odliczały dni do początku roku. Środa 15 sierpnia 2012 roku byłaby taka sama jak poprzednie dni, gdyby nie wesele odbywające się w jednym z bloków na Osiedlu. Coś się działo. Toasty, głośna muzyka. Sara i koleżanki z zaciekawieniem obserwowały co się dzieje w przystrojonej wstążkami i balonami klatce schodowej. Jedną z tych wstążek Sara dostanie później od swojego oprawcy w parku – na kilka godzin przed śmiercią.  Tata Sary wspomina wyjątkowo piękną pogodę tego dnia. Świadomy osiedlowej nudy, proponował córce przejażdżkę na rowerach. Nastolatka odmówiła, woląc zostać pod blokiem. Pomiędzy tymi samymi blokami a sklepem spożywczym od rana kursował Robert G. – sąsiad Sary z pobliskiego bloku. Kupował kolejne piwa. Około godziny 16.00 pojawił się pod blokiem z kolegą. Podchmielony zaczepił nastolatki siedzące pod blokiem. Nazwał „kurzokami”, zapytał o wiek – One powiedziały, że mają po 12 lat. Wiedziałem, że z tego nie wyjdzie nic dobrego. Poszedłem w swoją stronę – zezna później podczas przesłuchania towarzysz Roberta G.

Gdzie jest Sarunia?

Z zachodem słońca matka Sary coraz częściej spoglądała przez żaluzje na ławkę przed oknem. – Wróciłem z garażu i byłem zaskoczony, że córki nie ma. Żona miała dziwny głos.  Kiedy zaczynało się ściemniać Sara zawsze była już przed blokiem. Niepokoiliśmy się. Około godziny 21.00 Sara odebrała ostatni raz telefon od mamy. Mówiła, żeby jej dać spokój. W tle było słychać inny głos, jakby ktoś ją instruował – już podczas procesu 15 maja 2013 roku mówił ojciec Sary. Przez kolejne godziny rodzice wydzwaniali na telefon nastolatki. Ojciec nocą jeździł po Żorach wypatrując córki. Tej samej nocy zgłosili zaginięcie na Żorskiej komendzie. Następnego dnia na słupach ulic, osiedlowych sklepikach i klatkach zawisły plakaty ze zdjęciem dwunastolatki. Rodzice sprawdzali każdy sygnał.

Półprzytomny ojciec Sary musiał pojawić się w pracy. Po powrocie zaczął chodzić po wszystkich koleżankach córki. Tym sposobem dotarł do jednej z nastolatek, która siedziała dzień wcześniej z Sarą przed blokiem. – Powiedziała, że zaczepił je jakiś mężczyzna z blizną pod okiem. Mówiła, że pracuje jako stolarz. Dowiedziałem się również, że nazywa się Robert – wspomina mężczyzna. Rozpytując kogo się da, około godziny 16.00 ojciec Sary dotarł przed drzwi mieszkania w którym mieszkał Robert G. Okazało się, że mieszka kilka klatek dalej od nich.  Mężczyzny jednak nie było w domu. Drzwi otworzył mu Patryk G., szwagier Roberta G.  Po krótkiej wymianie zdań i wulgaryzmach ze strony Patryka G. ojciec Sary wezwał policję. Tego samego dnia policja zatrzymała Roberta G.  Po przesłuchaniu został jednak zwolniony. Policjantom powiedział, że zaczepił żartobliwie dziewczynki i wszedł do bloku. W czwartek 16 sierpnia, kiedy policja przesłuchiwała Roberta G. nikt jeszcze nie wiedział co się stało z Sarą. Rodzice brali pod uwagę scenariusz, że ktoś ją przetrzymuje w którymś mieszkaniu na osiedlu. Błagali policję o namierzenie pozycji telefonu.

Koniec poszukiwań

Dla policji nadzieja zgasła 17 sierpnia o godzinie 16.13. Wtedy to lekarz pogotowia formalnie stwierdził zgon dziewczynki znalezionej w stawie, w pobliżu ulicy Pszczyńskiej. Dla rodziny i koleżanek koniec nastąpił trzy godziny wcześniej. O 13.15 na biurku dyżurnego żorskiej policji odezwał się telefon. Młody, kobiecy głos poinformował policjanta, że w stawie w pobliżu ulicy Pszczyńskiej znaleziono zwłoki młodej kobiety. Dzwoniły 12 i 14–latka – koleżanki Sary, które na własną rękę przeczesywały rejon stawu Śmieszek. Policjant kazał nastolatkom wejść na wiadukt i skierował na miejsce patrol policji. W stawie znaleziono częściowo roznegliżowane zwłoki nastolatki. Równolegle nakazano ponownie zatrzymać Roberta G. – Wezwano nas na komendę. Odchodziliśmy od zmysłów. Widziałem Patryka G., który blady wychodzi z przesłuchania. To ten sam, który otworzył mi drzwi i mnie zwyzywał. Potem pokazano nam zdjęcie nastolatki znalezionej w stawie. Rozpoznaliśmy ją dopiero w prosektorium. To była Sarunia – mówił łamiącym się głosem przed sądem ojciec zamordowanej nastolatki. Sekcja zwłok wykazała, że Sara Trojanowska zmarła przez gwałtowne uduszenie na skutek utopienia. Na ciele miała liczne otarcia i urazy głowy.

Ciągnęło go do dzieci?

Robert G. to dziś 27–letni ojciec czteroletniej córki. Trzeci z pięciorga rodzeństwa. Edukację zakończył na podstawówce. Imał się rożnych prac dorywczych. Przed zatrzymaniem pracował w firmie budowlanej, gdzie zajmował się pracami stolarskimi. W przeszłości kilkukrotnie karany. Dwukrotnie za jazdę skuterem pod wpływem alkoholu oraz za zranienie człowieka nożem. W lutym 2011 roku warunkowo wyszedł na wolność. Leczony z alkoholizmu. Biegli ocenili jego iloraz inteligencji jako niższy od przeciętnej. Ma problemy z poprawnym wyrażaniem się. Nie utrzymuje kontaktu z żoną i dzieckiem, którzy mieszkają w Warszawie. Nazwisko przejął po żonie. To był zakład przed urodzeniem dziecka. – Umówiliśmy się, że jak będzie córka to ja przyjmę nazwisko żony, jak chłopiec, to żona moje – tłumaczył śledczym. Już podczas obserwacji psychiatrycznej po zatrzymaniu biegli zauważyli u niego skłonność do fantazjowania. – Lekarka nie chciała ze mną rozmawiać, bo stwierdziła, że jestem bajkopisarzem – przyznał już podczas rozprawy. Już na sali sądowej okazało się, że rodzina żony poinformowała organy ścigania o tym, że Robert G. miał w przeszłości molestować swoją córkę.

Masz piękne oczy

Tragiczny przebieg wieczoru 15 sierpnia 2012 zna tylko Robert G. Koleżanki Sary zeznały jedynie, że spod bloku przeszli do pobliskiego parku. Dziewczynki twierdzą, że Robert G. tam przytulał Sarę, komplementował jej oczy, choć ona nie miała  na to specjalnej ochoty. Widać było, że go nie zna. Z parku poszli nad staw koło wiaduktu. Koleżanki mówiły później, że  poszła z nim pod wiadukt jak na stracenie. Po drugim zatrzymaniu mężczyzny, kiedy policjanci zaczęli pytać o nieścisłości w jego poprzednich zeznaniach przyznał, że zamordował Sarę. Na wizji lokalnej pod wiaduktem dokładnie opisał przebieg dramatu. Mężczyzna zaczął całować dziewczynkę, kiedy ta speszona próbowała uciekać przytrzymywał ją. W końcu oboje wpadli do stawu. – Nie wiem co we mnie wstąpiło. Zacząłem ją podtapiać. To trwało chyba z 10 minut. Chyba bałem się, że wyjdzie na jaw to moje całowanie. Potem ona się już nie ruszała. Wystraszyłem się i wrzuciłem ją z powrotem do wody. Wyrzuciłem również jej rzeczy osobiste do stawu – wyjaśniał podczas wizji lokalnej. Po wszystkim wrócił do mieszkania. – Zachowywał się normalnie. Położył się w dużym pokoju i poszedł spać – zeznał z kolei jego współlokator, Patryk G. – Dlaczego pan płakał podczas wizji? – zapytał po odtworzeniu nagrania sąd. – Bo pomyślałem sobie, że na jej miejscu mogła być moja siostra – odpowiedział.

Prześladują mnie na pawilonie

Proces w sprawie tej okrutnej zbrodni toczy się w rybnickim wydziale Sądu Okręgowego w Gliwicach. Prokuratura Rejonowa w Żorach postawiła Robertowi G. zarzut zabójstwa w związku z powrotem do przestępstwa i dopuszczeniem się innej czynności seksualnej względem małoletniej. Już na sali sądowej Robert G. wycofał się ze swoich wcześniejszych zeznań. Teraz twierdzi, że nad stawem byli jego koledzy i to oni pastwili się nad Sarą, a on próbował jej bronić. Nie potrafi jednak wyjaśnić dlaczego o wszystkim nie zawiadomił organów ścigania. Sądowi tłumaczy, że ciężko znosi zainteresowanie mediów jego osobą, że jest prześladowany przez współwięźniów i nazywany „majciarzem”. W areszcie śledczym miał próbować targnąć się z tego powodu na swoje życie. Ojciec Sary występuje w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy. Matka nie ma siły pojawiać się na sali sądowej.  W internecie cały czas aktywne są konta Sary na portalach społecznościowych. Dalsi znajomi, ślą jej w urodziny życzenia. Mama Sary na jednym z nich wkleja wiersze córki. – Jak to jest, że ktoś wybiera takie zdolne dziecko na placu zabaw i pozbawia je życia – pytał na sali z płaczem ojciec zamordowanej. Jeszcze przed śmiercią na swoim koncie Sara odpisała na pytanie. „Czego w życiu nie lubię najbardziej? – Chyba tego, gdy kończą się wakacje”.        

Adrian Czarnota

  • Numer: 21 (341)
  • Data wydania: 21.05.13