On był wiecznie uśmiechnięty człowiek
– Od początku zachowywał się jak rasowy kryminalista. Pewny siebie, uśmiechnięty – tak Mateusza N. charakteryzują współwięźniowie z celi aresztu śledczego.
Korytarz rybnickiego wydziału Sądu Okręgowego w Gliwicach pustoszeje z tygodnia na tydzień. Pod drzwiami sali, gdzie odbywają się kolejne rozprawy w sprawie podwójnego morderstwa w Nowej Wsi coraz mniej ludzi. Jeszcze kilka miesięcy temu gromadził się tu tłum mieszkańców wsi domagając się kary dla 23-letniego Mateusza N. oskarżonego o zamordowanie w nocy z 21 na 22 czerwca 2011 roku małżeństwa Pytlik. Na sali zostali najwytrwalsi – w większości sąsiedzi zamordowanych, ale i Mateusza N.
Zeznają osadzeni
Proces w sprawie mordu w Nowej Wsi toczy się od jesieni 2012 roku. W tym czasie sąd zdążył przesłuchać kilkudziesięciu świadków. Na kolejne terminy wzywani byli znajomi Mateusza N., policjanci, którzy prowadzili śledztwo w sprawie zabójstwa starszego małżeństwa, ale i osadzeni, którzy w pierwszych tygodniach po zatrzymaniu dzielili z nim celę w areszcie śledczym w Raciborzu. Zeznania zwłaszcza tych ostatnich rzucają nowe światło na Mateusza N. – najbliższego sąsiada zamordowanych Brunona i Anny Pytlików.
Pod celą
Mariusz T. przebywał z Mateuszem N. w celi 110 przez dwa tygodnie. Cela nr 110 to cela porządkowa, osoby w niej przebywające wydają posiłki innym osadzonym, wykonują również prace porządkowe na korytarzach zakładu karnego. Umieszczenie w takiej celi traktowane jest jako nagroda i trzeba sobie na nią zasłużyć dobrym zachowaniem. Mateusz N., którego umieszczono w takiej celi, wzbudził nieufność współosadzonych. Część z nich traktowała go jako “szpicla”. – W czasie jego pobytu w celi nie rozmawialiśmy za wiele. Nasze rozmowy toczyły się przy grze w karty – zeznawał przed sądem 32-letni mechanik samochodowy. – Zapamiętałem, że miał przezwisko “diabeł” przez dwie blizny po obu stronach głowy – dodał więzień.
Diabeł wszystkiego się nauczył
O wiele bardziej wylewny Mariusz T. był podczas przesłuchania w prokuraturze, kiedy jeszcze toczyło się postępowanie przygotowawcze. Sąd odczytał je podczas procesu. – Wiedzieliśmy, kim jest, bo czytaliśmy w prasie o morderstwie, a później o zatrzymaniu sprawcy. Jak wszedł na cele to powiedział, że siedzi do tego morderstwa. To młody chłopak, ale od początku zachowywał się ja stary kryminalista. Nie zależało mu na niczym. Wcześniej siedział w innej celi z młodym chłopakiem o ksywie Pokrzyw, on nauczył Diabła, jak się zachowywać w więzieniu. Ja odbywam karę za rozbój, więc w hierarchii więziennej nie jestem wysoko. Diabeł siedział za morderstwo, więc obnosił się z tym. Jak go pytaliśmy, czy to zrobił mówił, że nie i uśmiechał się. Pytaliśmy, jak przeniósł tą kobietę do wanny, ale on tylko się uśmiechał. On był wiecznie uśmiechnięty człowiek. Rzadko z nim rozmawiałem, bo mnie strasznie denerwował. Chwalił się, że z jego rodziny już siedzieli w kryminale. Nie był tym faktem w ogóle przerażony. Nie zauważyłem u niego żadnych stanów depresyjnych. Mówił, że odsiedzi trzy miesiące i wyjdzie, bo nic na niego nie mają. On żył opowieściami, czego nie robił i czego nie miał na wolności. Mówił, że operował dużymi pieniędzmi, bo organizował koncerty. O Mateuszu N. miałem zdanie, że to był debil. Potem wyleciał z celi na oddział 6, bo dostał kwit czyli naganę – zeznawał w listopadzie 2011 roku przed prokuratorem Mariusz T.
Ponoć się bronił
O wiele dłużej Mateusz N. przebywał w dwuosobowej celi nr 471 z Janem F. – Był normalny. Jadł, pił, śmiał się, pisał dużo listów. Dla mnie to było zaskoczenie, że chłopaczek w takim wieku mógł to zrobić – zeznawał przed sądem. Jan F. jeszcze w śledztwie zeznał, że Mateusz N. pod celą przyznał się do tego, że skatował w nocy swoich sąsiadów. – On poszedł po jakieś pieniądze do nich. Potem wyzwali jego rodzinę. Mówił, że chciał uciec z tego domu, ale ten facet nadleciał z siekierą. Potem bił ich różnym przedmiotami, między innymi maszynką do mięsa. Powiedział mi potem, że te osoby “były poderżnięte”, ale on tego nie zrobił. Mówił, że nie był lubiany we wsi. Według mnie miał manię wyższości. Opowiadał mi, ile to nie zarabiał, ale nie podawał kwot. Mówił też, że jego ojciec dobrze zarabiał i miał harleya. Mówił też, że matka początkowo myślała, że on to zrobił, bo wszystko na to wskazywało. To młody chłopak i chciał się chwalić. Miał charakter pogodny, jak na zarzuty jakie miał to aż za bardzo pogodny. Mówił, że używał ciężkich przedmiotów, ale nie używał noża – zeznawał przed prokuratorem wiezień starszy o kilkadziesiąt lat od Matusza N. Już przed sądem Jan F. zeznał, że kilkakrotnie przyłapał Mateusza N. na kłamstwach w zakładzie karnym. Ciężko mu też ocenić wiarygodność, tego co mu mówił pod celą. – Z jego opowieści wynikało, że się tylko bronił. Nie wiem dlaczego nie powiedział, że niby został zaatakowany – dziwił się przebywający już dziś na wolności Jan F.
Jestem niewinny
Mateusz N. twierdzi, że jest niewinny, choć początkowo przyznał się do zbrodni i szczegółowo opisał jej przebieg. Student socjologii obecnie trzyma się wersji, że w nocy został napadnięty przez grupę zamaskowanych napastników i siłą wprowadzony do domu Pytlików. Tam miał zostać pobity i zmuszony do dotykania sprzętów i narzędzi zbrodni. Zmuszony jak również pobity miał być przez policjantów podczas przesłuchań. Ci zaprzeczyli takiemu przebiegowi przesłuchania. Podczas przesłuchiwania policjantów zemdlał na sali rozpraw. Sądowi skarżył się na kondycje psychiczną i brak opieki psychiatry w areszcie śledczym.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze