Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Bezdomni lgną do naszych klatek. Niestety nie ma na nich rady

16.04.2013 00:00 red

Policja i straż miejska są bezradne. Nie ma paragrafu, który zakazuje włóczęgostwa. Nie ma też paragrafu, który zakazuje przebywania na klatkach schodowych. Służby nie mogą siłą usunąć nielegalnych lokatorów. To prawny pat.

 

Niedawno otrzymaliśmy sygnały z ul. Chalotta. W blokach przy bibliotece miejskiej niemal dzień w dzień przebywają bezdomni – czasem pijani, próbują trzeźwieć w odludnym miejscu, czasem po prostu szukają darmowego noclegu w cieple i ciszy. Dla lokatorów to jednak spory problem – estetyczny i praktyczny. – Czasem jest tak, że leży taki delikwent na całym półpiętrze, wkoło czuć fetor odchodów, klatka zabrudzona, przejść się nie da – mówi pan Marek, z Osiedla Tysiąclecia na Nowinach. Jak widać problem bezdomnych w blokach mieszkalnych to problem całego Rybnika. Nic na to jednak nie można poradzić.

Są nietykalni

– Każdy obywatel naszego kraju ma niezbywalną nietykalność, oczywiście w granicach obowiązującego prawa. Jeśli taka osoba nie łamie żadnych przepisów, nie możemy jej siłą usunąć – mówi Dawid Błatoń, rzecznik straży miejskiej. – To, że opuszczają oni klatki po naszej interwencji to tylko ich dobra wola i szacunek dla funkcjonariuszy – przyznaje.

Sytuacja przeważnie wygląda podobnie. Telefon do służb, szybka interwencja i odbiór nielegalnego lokatora. Później sytuacja się komplikuje. – Jeśli ktoś taki jest chory lub potrzebuje pomocy medycznej w innym zakresie, wzywamy pogotowie lub odwozimy do szpitala – mówi Błatoń. – Jeśli jest nietrzeźwy dostarczmy go do izby wytrzeźwień lub pod adres zamieszkania, jeśli ktoś z rodziny pokwituje nam „odbiór” tej osoby i zobowiąże się do opieki. Gdy jednak jest to osoba trzeźwa i zdrowa po wyjściu z klatki po prostu odchodzi w bliżej nieokreślonym kierunku – dodaje rzecznik SM w Rybniku. Siłą wygonić się ich nie da, prawa nie łamią. Co zatem możemy zrobić?

Trzeba dbać o swoją przestrzeń

Rzecznik straży miejskiej mówi jasno: – Pytanie brzmi, czy klatka schodowa to przestrzeń publiczna? Jeśli nie, to dlaczego ten bezdomny się tam znalazł. Włamać się nie włamał, więc ktoś go wpuścił, świadomie albo nie. Niedomknięte drzwi, nieużywane klucze lub domofony, często niedziałające. To najprostsze powody, dlaczego bezdomni do klatek wchodzą – mówi. Są i tacy, którzy kombinują. – Kilka razy się zdarzyło, że jeden z drugim podali się za roznosicieli gazet. I co? Ktoś wpuścił, a oni zrobili sobie z klatki lokum – mówi jeden z mieszkańców bloku na Chalotta. – Włóczęgostwo karane nie jest, stąd nie ma podstaw, by przymuszać obywatela do wyjścia – zaznacza Błatoń. – Jeśli ktoś taki stwarza zagrożenie, zakłóca spokój, to już inna sprawa, wtedy reakcja z naszej strony jest inna. Gdy jednak śpi na klatce bądź trzeźwieje i odmawia pomocy, tylko fakt, że dobrowolnie z nami wychodzi pomaga nam działać – dodaje rzecznik. Na zmiany w prawodawstwie nie ma co liczyć, bo trzeba byłoby ograniczyć swobody obywatelskie. Strażnicy miejscy uspokajają, że w okresie wiosenno-letnim ten problem znacząco zanika, jednak z nastaniem tegorocznych chłodów znów będziemy mieli z nim do czynienia. – Warto zainteresować tą sprawą administratorów bloków. Zamontować domofony, dorobić klucze do klatek, wywieszać informacje, by zamykano drzwi. Jeśli bezdomny nie będzie miał jak wejść do klatki, nie będzie problemu – mówi Błatoń. I chyba to ostatnie zdanie warto najbardziej wziąć sobie do serca.

(mark)

 

  • Numer: 16 (336)
  • Data wydania: 16.04.13