Maroko – najstarsze przedwojenne osiedle (Część I)
Od Meksyku i Kanady dotarliśmy do Maroka. To najstarsze osiedle przedwojenne będące w gestii wojewody śląskiego.
O międzywojennych czasach Maroka opowiedziały nam m.in. panie Bednorz, Cypra i Rojek oraz panowie Harazim, Gałuszka, Szlosarek i Wydra. Maroko to dzielnica domków wybudowanych przed wojną dla urzędników województwa śląskiego. Dzieli się na dwie części usytuowane po obu stronach ulicy Zebrzydowickiej. Ta po stronie kościoła św. Jadwigi jest starsza (1924/1925). Znajduje się tu 20 domków. Poza tym są domy wolno stojące wybudowane przez osoby prywatne np. Szlosarków. Pośród ludzi, którzy wspominali dawne Maroko są w większości tacy, którzy wciąż tu żyją, ale też ci którzy mieszkają poza obrębem dzielnicy. Pozostało nieco ciekawych fotografii.
Sporo o Maroku opowiedziały razem się zebrawszy: Kunegunda Bednorz (ur.1930), Regina Rojek (gospodyni spotkania, ur. 1928) i Maria Cypra (ur.1925). Jak wspominała Regina Rojek zamieszkująca w pobliżu Realu, jej domek usytuowany był przy ulicy Lipowej (w czasie okupacji Lindenweg). Dziś to ulica 9 Maja. W czasach przedwojennych sąsiad pan Kubiak zorganizował spis mieszkańców, który włożono do butelki. Tę zakopano w ziemi, sadząc w tym miejscu lipę. Podczas okupacji „życzliwi” donieśli, że mogą tam znajdować się nazwiska wrogów Rzeszy. Niemcy lipkę ścięli, butelkę wykopali, po czym stwierdzili, że to tylko pamiątkowy spis sąsiedzki. Na fotografii, która upamiętnia owo piękne lipki sadzenie z lewej widoczny jest domek Smołków, a z prawej Piętów. Gospodarz domku był członkiem straży granicznej. W ogródku stały krasnale, za którymi dzieciarnia przepadała. Jak wynika z jednego z dokumentów dotyczących posesji o pow. 3,21 ara domek był ubezpieczony w Powszechnym Zakładzie Ubezpieczeń Wzajemnych oddział w Katowicach. Domki były przymusowo ubezpieczone. Ubezpieczenia od pożaru opierało się o hipotekę, która gwarantowała płynność spłat. Wynosiły one 37 zł miesięcznie z 1% odsetek rocznie w razie zwłoki. Cała posesja była wyceniona na 15234 zł. W złocie. Spłaty rozłożono na 42 lata. Bywało, że ktoś już przed wojną stawał się pełnym właścicielem takiego domku.
Większość domków po obu stronach Zebrzydowickiej zajmowali kolejarze. Jak przypomniała Maria Cypra ojciec miał do dyspozycji 12 biletów, a matka 6 biletów rodzinnych. Ojciec Kunegundy Bednorz, Paweł (ur. 1890) był szczęśliwy z własnego domku. Ona sama, Maria i Regina jak wszystkie dzieci drałowały do szkoły na Smolnej. Kunegunda miała sześciu braci. W domkach przeważnie były dwa pokoje i duża kuchnia. Gdy kuchnia była mała, domek dodatkowo był wyposażony w łazienkę. Obok – jak w Meksyku i Kanadzie ogródek z drzewkami owocowymi, warzywniakiem plus króliki, kózka, kury, gąski, czasem świnki. W charakterystycznym miejscu, gdzie mieszkały rodziny Reginy Rojek i Kunegundy Bednorz szczególnie często hodowano gęsi. Stąd małe rondo otoczone domkami nazywano Gęsim Rynkiem. A propos zwierzaków, w 1945 w domku rodziny Góreckich – rodziców Kunegundy – ruskie sołdaty wywaliły ścianę i w łazience stacjonował łoszad (po polsku koń). Domki ogrzewano węglem w kaflokach. Miesięczna rata spłaty domku wynosiła 50 zł. Z tym, że jeśli w grę wchodziły zniżki, to mogła wynosić nawet 25 zł. To wymaga jednak dokładniejszego sprawdzenia. Natomiast to – w ocenie pań – że kanalizacja była pierwszorzędna nie wymaga żadnych potwierdzeń.
Maria Cypra, której rodzina – Sobczyków – mieszkała w domku po stronie dzisiejszego kościoła św. Jadwigi dobrze pamięta ze szkoły na Smolnej swego nauczyciela pana Kubiczka (prowadził miejscowych „Sokołów”). Powtarzał: Dzieci, musicie znać język sąsiada zza między.
Dzieciństwo – kiedyś brat znalazł łyżwy, które miał dostać pod choinkę. Tak długo męczył mamę, aż pozwoliła mu pojeździć na pobliskim Szlajerowcu, który był bezpieczny, bo płytki. Panie razem przypomniały, że na drugim stawie Piowniku stał młyn, potem gospoda, bo z wody wystawał ceglany murek, z którego chłopcy robili entki. Ojciec pani Marii, z zawodu kolejarz podobnie jak znany rybnicki producent słodyczy także nazywał się Ryszard Sobik. Kiedyś dostał awizo informujące, że ma odebrać duży i cenny transport...
Zarządcą osiedla był pan Kubiak. Większość domków zamieszkiwały rodziny wielodzietne. Kunegunda Bednorz wspominając powiedziała, że jako dzieci potrafili bawić się i cieszyć byle czym. „Fajnie się mieszkało, bo byliśmy na uboczu.” Maria Cypra przypomniała sobie matczyną kuchnię. Do dębowej beczki wkładało się plastry buraków, kilka liści winogron, liście kapusty, sól, pieprz, kminek, znów plastry buraków, a na to małe główki kapusty. Na górę kładło się kamień. Zalewa smakował potem jak niezłe wino.
Za domkami ciągnęły się pola franciszkańskie. Tam gdzie dziś szkoła znajdowała się wysoka skarpa. W pobliżu źródełko, z którego spływała struga do Piownika. W wielkie piątki chodzono tam, aby obmyć się symbolicznie w lodowatej wodzie. Gdzie Domus rosły wysokie choinki. Do chorych przyjeżdżał na rowerze lekarz kolejowy dr Miedniak. Potrafił wyrwać zęba. Mieszkańcy mieli wszystko co potrzebne. Świeże pieczywo. Przywożono mleko, przywożono listy. A w niedzielę szło się do miasta, aby po mszy św. przyjrzeć się życiu mieszczuchów.
Czasami w domkach na Maroku mieszkało się tylko okresowo. Taki przypadek zdarzył się rodzinie Witolda Harazima (rocznik 1923). Na szczęście on sam sporo zapamiętał. Zebrzydowicką całą wysadzoną czereśniami. Mieszkańcy mogli dzierżawić po jednym drzewku. Najbardziej utkwił w pamięci sklep kolonialny Weberów, bo mieścił się w domku, w którym mieszkała jego rodzina. Weberowie prawdopodobnie pochodzili z Wielopola. Zdjęcie z wesela Jędrysiaków przypomniało, że w tej rodzinie było pięć dziewczyn, które kolejno wychodziły za mąż. Weberowie, Brożkowie, Langerowie, Zieleżyńscy, Wydrowie. Większość się znała. Kolonialnego sklepu Weberów pilnował wilczur Rolf. Sklepu już dawno nie ma, ale pozostał domek. Stoi jako pierwszy – ten dłuższy – tuż przed skrzyżowaniem Zebrzydowickiej z ulicą kardynała Kominka. Można dedukować, porównując z przedwojennym zdjęciem Witolda Harazima, gdzie znajdował się sklepik. To tu sprowadziła się rodzina Harazimów, gdy tylko postawiono starszą część osiedla, a więc ok. 1924/25 roku. Aż do krzyża stojącego u rozwidlenia Raciborskiej z Zebrzydowską było wydmuchowisko. W rejonie hipermarketu Real był staw Piownik.
Michał Palica
Najnowsze komentarze