Panie prezydencie - żądamy odpowiedzi
13 października prezydent Adam Fudali spotkał się z mieszkańcami Rybnika, którzy ponoszą straty z powodu remontu ul. Wodzisławskiej. Rybniczanie przybyli na spotkanie zasypali władze miasta pytaniami o sposób przeprowadzania remontu, terminy jego realizacji oraz kwestie rekompensaty strat dla najbardziej dotkniętych tym przedłużających się zadaniem. Wyszli jednak z niego zawiedzeni. – Nie dowiedzieliśmy się nic nowego, miasto nie jest niczemu winne, bo wszystko w rękach wykonawcy i lidera budowy, a ten sobie nie radził. Na wiele pytań odpowiedzi w ogóle nie było, albo były wymijające, a spodziewaliśmy się konkretów – mówi pan Stanisław z Zamysłowa. „Tygodnik Rybnicki” postanowił zadać pytania mieszkańców Adamowi Fudalemu jeszcze raz.
Dla wielu rybniczan spotkanie w Zamysłowie prezydenta Adama Fudalego z mieszkańcami, którzy cierpią z powodu remontu ulicy Wodzisławskiej nie przyniosło spodziewanych efektów. Dlatego postanowiliśmy jeszcze raz przepytać włodarza Rybnika w temacie przedłużających się prac.
Marek Grecicha: Wielu mieszkańców nie było zachwyconych spotkaniem na Zamysłowie. Oczekiwali konkretów, a usłyszeli jedynie, że wszystkiemu winny wykonawca i wadliwa ustawa o zamówieniach publicznych. Jednym z najważniejszych punktów była kwestia objazdów i organizacji ruchu na placu budowy, który zdaniem wielu zgromadzonych są źle oznaczone.
Adam Fudali, prezydent Rybnika: Ustalmy najpierw pewien podział. W drodze przetargu jest wybrany wykonawca, z wykonawcą podpisujemy umowę i następuje przekazanie placu budowy. I w umowie napisane jest, kto za co odpowiada. Za organizację ruchu na placu budowy odpowiada wykonawca i te wszystkie rozwiązania są zatwierdzane przez fachowców z urzędu miasta. Zazwyczaj polega to na wspólnym szukaniu rozwiązania najbardziej optymalnego. Naprawdę dziwię się też, że mieszkańcy niewiele się dowiedzieli na spotkaniu, nikogo nie ograniczałem, byłem otwarty na pytania.
Skoro lider budowy wyznacza objazdy i organizuje ruch, a to podlega konsultacji z urzędem miasta, dlaczego nie wiedzą tego na przykład kierowcy transportu zbiorowego? Dlaczego, jak sygnalizują to mieszkańcy, autobus dojeżdża do zamkniętego odcinka, albo znaku z objazdem i zawraca, bo kierowca nic o tym nie wie? Czy to problem z komunikacją pomiędzy magistratem z ZTZ?
Nie wiem, dlaczego pan podejrzewa, że kierowcy tego nie wiedzą. Są absolutnie o tym informowani. To są informacje, które w końcowym efekcie znajdują się na naszych stronach internetowych, ale wszyscy uczestnicy ruchu a przede wszystkim służby odpowiedzialne za transport zbiorowy wiedzą to z wyprzedzeniem, to nie jest żadna niespodzianka. Rodzaj przeprowadzenia objazdów, zanim zostaje podjęta decyzja, jest przecież konsultowany z ZTZ.
Skąd więc w takim razie wrażenie mieszkańców, że nikt nie wie, jak jeździć w okolicach Wodzisławskiej? Kierowcy autobusów są zdziwieni, pasażerowie nie wiedzą, o której transport dojedzie, a kierowcy osobówek skarżą się na brak jakichkolwiek wskazówek...
Sprawa jest prosta, ludzie nie lubią zmian. Czego się raz nauczyli, tak to powinno funkcjonować zawsze. My zmieniamy organizację ruchu, a mieszkańcy są poinformowani. Mimo tego w zamknięty odcinek wjeżdżają. Trwa to trzy, cztery dni a potem problem niknie. Kto raz się nadział ten już wie, a znak naprawdę stoi w dobrym miejscu. Zdaję sobie sprawę, że ze znakami jest różnie. Czasem remont zakończony, a znak stoi jeszcze trzy miesiące.
Chciałbym spytać także o kwestie kontrolowania lidera budowy. Padły na spotkaniu takie słowa, że w trakcie prac firmy HAK, docierały do was sygnały o ich sytuacji finansowej, jednak robiliście wszystko, by ten kontrakt utrzymać. Zerwanie groziło niemal rocznym opóźnieniem, bo w grę wchodziła inwentaryzacja placu budowy i nowy przetarg. Czy nie ma żadnych instrumentów, prócz kar, które pozwalają skrócić czas budowy, ponaglić wykonawcę?
Nie ma. Może pojawić się pytanie, że wiedzieliśmy o sytuacji, a nic nie zrobiliśmy. Jeżeli wykonawca mieści się w ramach harmonogramu, a jest wyrażona zgoda inżyniera kontraktu, który jest instytucją niezależną i z jego strony nie ma wniosku o rozwiązanie kontraktu, nie możemy tego zrobić. Firma poszła by do sądu i mogłoby się to skończyć milionowym odszkodowaniem dla HAK. Oczywiście i tak wszystkiemu winny w tym mieście jest Fudali, jednak warto to ludziom wyjaśnić. Przypadki są różne, w harmonogramie zapisano, że zadanie będzie wykończono w takim a nie innym czasie, jednak mieliśmy takie przypadki, że miesiąc lało. Trzeba wtedy zmienić harmonogram.
Co jednak w przypadku, gdy spóźnienia są winą tylko i wyłącznie wykonawcy? Mieszkańcy odnieśli wrażenie, że miasto oddając plac budowy de facto staje się bezsilne wobec tego, co tam się dzieje.
Wtedy pozostaje nam pilnować harmonogramu i jakości wykonywanych prac. Jest dziennik budowy, a każdy odcinek – zanim dojdzie do wypłaty za cząstkowe wykonanie – musi być zatwierdzony przez inżyniera kontraktu. Nie było w przypadku HAK takiej sytuacji, która pozwoliła by nam w stu procentach pożegnać się z tą firmą. Wydaje mi się, że dokonywaliśmy nadludzkich wysiłków, by nie przerywać tych prac, by doprowadzić do zmiany lidera (firmy Dromet – przyp. red.), który gwarantowałby nam wykonanie tej roboty w terminie.
Jesteśmy w stanie uzyskać jakąkolwiek obietnicę terminu zakończenia budowy? Czy będzie to na pewno rok 2012?
Ja tę obietnicę złożyłem na spotkaniu. Na tym etapie wszystko jest możliwe. Nagle spaść może metr śniegu, a wiemy w jakiej jesteśmy sytuacji, jeśli chodzi o pogodę. Na dzień dzisiejszy wszystko wskazuje, że termin zostanie dotrzymany, a budowa w tym roku zostanie zakończona. Na pewno będziemy dbali, by droga miała pełną przejezdność. Mogą się zdarzyć jakieś problemy na zewnątrz pasa jezdni, nie wszystko może być nieuporządkowane, jednak to na pewno jest mniejsze zło. Jedni mogą powiedzieć, że się asekuruję, jednak w tym okresie nigdy nie wiadomo, jaką pogodę zastaniemy.
Pojawiły się także głosy, każdorazowo nagradzane oklaskami przez zebranych, odnośnie odszkodowań dla przedsiębiorców, którzy w wyniku przedłużającego się remontu poważnie ucierpieli finansowo. Czy tutaj także podtrzymuje pan swoje zdanie, że każdy wniosek zostanie rozpatrzony, a jeśli będzie uzasadniony spojrzycie na niego pozytywnie?
Nie wiem, czy będzie rozpatrzony pozytywnie. Na pewno będzie rozpatrzony. By wniosek był uzasadniony, powinien spełniać warunki przedstawione w ustawie – remont powinien zagrażać upadłości firmy, generować zwolnienia pracowników i tak dalej. Mogę z pełną odpowiedzialnością dodać, że podczas wszystkich prac w mieście, gdy dochodziło do sytuacji trudnych, zostało to załatwione w sposób właściwy. Wtedy przedsiębiorcy nie zgłaszali się do nas i nikt pretensji nie miał, a my wszystkie sprawy odpowiednio załatwiliśmy.
Chciałem także spytać o kwestię, którą radny z Zamysłowa, Franciszek Kurpanik, poruszył na spotkaniu – odnośnie specyfikacji istotnych warunków zamówienia, w których miał zostać zawarty zapis o prowadzeniu prac od godz. 6.00 do 22.00, który później został zeń wykreślony. Radny sugeruje, że gdyby dotrzymano tych warunków, Wodzisławska byłaby na zupełnie innym etapie robót. Czy to prawda?
Radny Kurpanik, jak i inni rybniccy radni, mieli okazję nie dawno wziąć udział w szkoleniu z ustawy o zamówieniach publicznych. Mogli zadawać pytania i rozwiać swoje wszystkie wątpliwości z tym związane, problem jednak w tym, że żaden z nich nie zadał ani jednego pytania. A czasem wydaje się, że wiedzą o tej ustawie więcej od prawników. Jeśli chodzi SIWZ, to nawet jeśli taki zapis się tam znalazł, podejrzewam, że w trakcie realizacji projektu, w trakcie wszystkich spotkań i narad z wykonawcą, te założenia zostały dostosowane do sytuacji panującej na placu budowy. Możemy dokonać takiego zapisu, jednak nie możemy go wyegzekwować. Wykonawca ma takie założenia w papierach, jednak są to tylko nasze oczekiwania. Zapisujemy, że dopuszczamy takie godziny pracy, wykonawca jednak nie składa oświadczenia, że będzie tak robił. A to Polska właśnie.
Panie prezydencie, gdzie w takim razie tkwi błąd? Opracowuje się specyfikacje, szczegółowe oczekiwania wobec wykonawcy, kontroluje się go, a do urzędu trafiają niepokojące sygnały. Nawet zamawiający, czyli magistrat, nie jest zadowolony z pracy wykonawcy. Tony dokumentów nie potrafią zagwarantować dobrze wykonanej pracy?
Dochodzimy do sedna sprawy – co ma zrobić zamawiający z takim wykonawcą? Wyrzucić go z placu budowy i zostawić rozkopaną ulicę na ponad rok czasu, gdy ogłosi się kolejny przetarg? Nie mieliśmy innego wyjścia.
Dziękuję za rozmowę.
Najnowsze komentarze