Dzień i noc szukali Dawida. Dyrektor Gimnazjum nr 7 przedstawia nowe fakty
Pierwotna wersja wydarzeń, które rozegrały się w Ostravie-Svinovie 19 września była bardzo dramatyczna – szesnastoletni Dawid odłącza się od grupy wycieczkowej, by skorzystać z toalety. Gdy wychodzi, kolegów i opiekunów już nie ma. Nauczyciele z Gimnazjum nr 7 im. Czesława Miłosza brak jednego podopiecznego odkrywają dopiero w autokarze, zawracają i zaczynają się poszukiwania. Po tygodniu od tamtego zajścia „Tygodnik” dotarł do nowych faktów, które rzucają inne światło na całą sprawę, burząc jednocześnie pierwotną wersję zdarzenia. – Tego, co o nas napisali w mediach, że dopiero w autokarze opiekunowie zorientowali się, że zabrakło ucznia, nawet nie chciało się nam prostować – mówi Krzysztof Zaik, dyrektor Gimnazjum nr 7.
Dyrektor Gimnazjum nr 7 zaznacza, że przedstawi jedyną oficjalną wersję, jaką zna. – Po tym, co o nas napisali w mediach, że dopiero w autokarze opiekunowie zorientowali się, że zabrakło ucznia, nawet nie chciało się nam prostować – wspomina Krzysztof Zaik. Jak dodaje dyrektor, pomocą w kwestii informowania o prawdziwej wersji wydarzeń nie służyła też rybnicka policja. – Opiekunowie Dawida zaczęli szukać dosłownie kilka minut po jego zniknięciu, gdy okazało się, że nie ma go w grupie, która wyszła ze szkoły do oddalonej o 100 metrów restauracji – relacjonuje dyrektor. – Opiekunowie wrócili do szkoły, przeszukali korytarze i toalety, lecz było pusto. Zaalarmowano czeską policję, tutaj ogromną pomocą w organizacji poszukiwań wykazali się nasi czescy koledzy z ostrawskiej szkoły – dodaje Zaik.
Poszukiwania ruszyły, znaleziono najbardziej aktualne zdjęcie Dawida, część opiekunów ruszyła w miasto, obchodząc wszystkie najbardziej uczęszczane punkty – dworce, skwery. – Jedna z opiekunek wpuszczona została nawet do urzędu, gdzie funkcjonuje jeszcze radiowęzeł. W kilku miejscach miasta ustawione są tam głośniki, więc nadano komunikat po polsku i czesku, by Dawid wrócił, jeśli słyszy – opisuje Krzysztof Zaik. Niestety nie pomogło. Dawida nie było, a zbliżała się godzina zakończenia wycieczki. Opiekunowie zabrali podopiecznych do autokaru, a kierownik został na miejscu, by szukać Dawida w nocy.
Rodzice przerażeni, lecz wyrozumiali
– W tym momencie u nas, w Polsce była już pełna gotowość. Powiadomiliśmy rodziców, zebraliśmy się do samochodu i wyruszyliśmy do Czech, by pomóc w nocnych poszukiwaniach. Ojciec Dawida pojechał z nami – wspomina dyrektor Zaik. Widać więc wyraźnie, że w czasie, gdy w pierwotnej wersji nauczyciele dopiero orientowali się, że nie ma Dawida na pokładzie autokaru, w rzeczywistości czeskie służby były już o zaginięciu powiadomione, a sam autokar nie opuścił jeszcze nawet Czeskiej Republiki.
Jeden, poważny błąd
– Moi pracownicy popełnili jeden błąd. W szkole nasza grupa zajmowała salkę na piętrze i tam także była toaleta. Gdy wszyscy zbierali się w holu, Dawid odłączył się i poszedł właśnie do toalety na piętrze, a nie na parterze. Opiekunowie doliczali tylko przychodzących do holu, a przeliczenie nastąpiło niestety dopiero w restauracji – przyznaje dyrektor. Gdyby przeliczono młodzież w drzwiach szkoły, całej tej afery można byłoby uniknąć. – Mimo tego co się stało, moi ludzie zrobili wszystko, co mogli, by go odnaleźć. Poruszaliśmy niebo i ziemię by nagłośnić sprawę, proszę mi wierzyć albo nie, ale sobie tylko znanymi kanałami powiadomiliśmy o tym zajściu nawet wywiad wojskowy – mówi Krzysztof Zaik.
Zaginięcie Dawida zakończyło się szczęśliwie – dzięki szeroko zakrojonej kampanii medialnej, chłopca rozpoznano już za polską granicą, w Zabełkowie. – Kamień spadł nam z serca, nigdy nie przeżyłem czegoś takiego i mam nadzieję, że już nie przeżyję po raz drugi – mówi dyrektor. Teraz jednak czeka pedagogów ścieżka życia. Sprawą już zajmuje się kuratorium oświaty. – W kwestii kar karta nauczyciela nie daje zbyt dużego wyboru, a najniższą z nich jest nagana z ostrzeżeniem – mówi Zaik. „Tygodnik” ustalił także, że rodzice Dawid wystosowali list do kuratorium oświaty, w którym stwierdzają jednoznacznie, że „szkoła zrobiła więcej niż policja”. Sprawa zakończyła się happy endem, jednak do takiej sytuacji w ogóle nie powinno dojść. A Dawid? – Jego największym zmartwieniem przez te kilka dni było to, że książka z biblioteki, którą miał w plecaku, mu zamokła i pani bibliotekarka może być zła. Taki to jest właśnie chłopak – mówi z uśmiechem Krzysztof Zaik.
Marek Grecicha
Najnowsze komentarze