Transporterem przez świat
Wysłużony volkswagen transporter zajeżdża na przydrożną zatoczkę gdzieś w samym sercu Rumunii.
Wysiada piątka młodych ludzi, mówią w dziwnym dla tubylców języku. Noc jest przepiękna, ciepła. Wszyscy wyciągają karimaty i śpiwory, jeden z nich wdrapuje się na dach busa. Załoga kładzie się spać pod gołym niebem – bez strachu i obaw, zasypiają po pokonaniu kolejnych kilkuset kilometrów trasy. To polscy studenci z krakowskiej AGH, którzy pewnego dnia postanowili busem dojechać do Istambułu. Wśród nich Wojtek z Wodzisławia i Jarek z Czernicy. To jest ich historia.
Zaczęło się od porażki
Wojtek Radecki podróż busem do Istambułu wymyślił sobie, gdy nie udało mu się innym busem wybrać do Stanów Zjednoczonych. – Wszyscy kojarzą akcję „Busem przez świat”. Dostałem się do ścisłej czołówki, ale do busa mnie nie wzięli. Dlatego pomyślałem – czemu nie zrobić tego samemu. Po tygodniu namysłu podzieliłem się z przyjaciółmi i tak narodził się właśnie projekt AGH On Tour – tłumaczy Wojtek, student V roku informatyki stosowanej. Ludzi dobierał spośród znajomych, a gdy ekipa była cała – pomyśleć trzeba było o transporcie i finansach. – Kupiliśmy 19–letniego volkswagena transportera. Przed wyjazdem sześć weekendów spędziliśmy w Brześciu, w warsztacie mechanika, by doprowadzić ten samochód do ładu i do takiego stanu, który najbardziej nam odpowiadał – wspomina Jarek Janczewski, student IV roku geologii i górnictwa. Gdy wóz był gotowy – ostatnie zakupy, przygotowania i w drogę – wyjechali 19 września. Okazało się, że nie będzie ich aż 37 dni. – Miało być 40 dni, ale ostatecznie nie przejechaliśmy przez Kosowo, a więc 15 państw w 37 dni – mówi Wojtek. – W każdym z tych państw udało mi się prowadzić samochód, to takie moje osobiste osiągnięcie – dodaje Jarek. Ekipa rotacyjnie zmieniała się w fotelach kierowcy i pilota. – Każdy ma prawo jazdy, więc każdy kawałek Europy przejechał – śmieją się studenci.
Pieniądze to nie wszystko
Wakacje w trasie to ciągłe wydatki i spore ryzyko? Nic z tych rzeczy – żywym zaprzeczeniem tej tezy są krakowscy studenci. – Gdybyśmy się uparli, lepiej zaplanowali, można byłoby to zrobić bez pieniędzy – przyznaje Wojtek. Tak się jednak nie stało – ale w tym przypadku koszty nie należą do wysokich. W momencie wyjazdu z Krakowa wkład każdego członka ekipy to 2,5 tys. zł. – Zakładaliśmy, że będą to 3 tys, więc udało nam się zmieścić w tym pułapie. Część pieniędzy otrzymaliśmy od rektora AGH, część od innych sponsorów i tym sposobem udało nam się zmniejszyć koszty. A ryzyko? Jakie ryzyko – pytają studenci. – Nigdy nie spotkaliśmy się z agresywnym czy niemiłym traktowaniem. Udało nam się spotkać samych miłych, otwartych ludzi, to było niesamowite – wspomina Jarek Janczewski. Stąd może fakt, że żadnych negatywnych przygód z dreszczykiem emocji wyciągnąć się z nich nie dało. – Raz tylko ktoś nam wyłamał flagi polskie przymocowane do busa. Ale uznaliśmy, że po prostu się komuś spodobały i chciał mieć na własność – śmieje się Jarek. Studenci podróżowali przez Ukrainę – Krym, byli w Grecji, Bośni, Macedonii, Albanii i Rumunii. I to właśnie ta ostatnia na naszych rozmówcach zrobiła chyba największe wrażenie. – O Rumunii słyszeliśmy wiele opowieści, nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. A okazało się, że to naprawdę piękny kraj. Ludzie żyją tak, jak tutaj, a nocne życie jest nawet lepsze – przyznaje Wojtek. – Ja wiem, że do Istambułu, który był ładny, ale mnie nie zachwycił, nie muszę wrócić. Ale do Rumunii wrócić muszę na pewno – do tej dzikiej i do tej cywilizowanej, bo tam wszystko jest piękne – wspomina Jarek.
Jeden wielki pozytyw
Wojtek i Jarek wraz z ekipą pokonali busem 10999 km w 37 dni, przejechali 15 państw, zwiedzili m.in. zabytkowe miasta Chorwacji, Grecję, poznali dziką i mniej dziką Rumunię i zobaczyli Istambuł. Wszędzie, gdzie się pojawili, spotykali życzliwych i otwartych ludzi. To dla Jarka Janczewskiego jest najważniejszą lekcją. – Teraz mam dodatkową motywację, by pomagać innym w potrzebie. Nam pomagano cały czas, ludzie byli otwarci i życzliwi. Tego się nauczyłem – mówi.
Wojtek, główny organizator całego przedsięwzięcia ma inną złotą myśl. – W ciągu takiego wypadu można dowiedzieć na temat poszczególnych państw bardzo wiele. Po prostu będąc tam, nie czytając o tym w książkach – mówi. – Inna sprawa to to, że nauczyłem się, że jeśli ktoś ma pomysł i trochę odwagi, to może zrobić wszystko – kończy Wojtek. AGH On Tour na razie nie ma planów na kolejne wypady, jednak obaj rozmówcy przyznają zgodnie, że jeśli pojawi się taka propozycja, długo zastanawiać się nie będą.
(mark)
Najnowsze komentarze