Najprościej… wyrzucić
PRZEGĘDZA, KSIĄŻENICE. Wakacje to czas, gdy domowe pupile stają na przeszkodzie w realizacji urlopowych planów. Na terenie Czerwionki–Leszczyn też znaleziono czworonożne podrzutki.
Rodzina wybiera się na urlop, ale nie wiadomo, co zrobić z psem, który przeszkadza w tych planach. Na dodatek dawno przestał być szczeniakiem i znudził się opiekunom. Do schroniska oddać nie można, bo to duży kłopot, koszty, no i wstyd. Dlatego bierze się czworonoga do samochodu i wyrzuca gdzieś po drodze, albo przywiązuje w lesie łańcuchem do drzewa, skazując go na okrutne męki. Kilka dni temu pracownicy Zarządu Dróg i Służb Komunalnych zostali powiadomieni o psie porzuconym w Przegędzy. Z kolei książeniczanka Izabela Kozioł znalazła małą suczkę, którą ktoś przywiązał do płotu jej posesji.
Błąkał się, szukając właściciela
O psie w Przegędzy pracowników ZDiSK powiadomiła rodzina, która znalazła go na własnym podwórku. Wcześniej pies błąkał się po sołectwie, szukając swojego pana. Zmęczony wszedł na prywatną posesję prawdopodobnie w poszukiwaniu wody. Pies był duży, przypominający bernardyna więc mieszkańcy powiadomili służby gminne w obawie o swoje bezpieczeństwo – bali się wyjść z domu. Nie wiadomo było jak pies zareaguje. – Po przyjeździe okazało się, że choć faktyczne pies był duży, ale za to bardzo łagodny i przyjazny. Został odłowiony i przewieziony do schroniska w Rybniku – relacjonuje Waldemar Walento ze ZDiSK. – Przywieziony do nas pies przez pracowników ZDiSK przechodzi kwarantannę. Po jej zakończeniu będzie czekał na nowego właściciela – mówi Przemysław Plucik, kierownik rybnickiego schroniska. Jeśli nie znajdzie się chętny i rozsądny opiekun piesek będzie musiał oglądać świat zza kart kojca.
Foksia miała szczęście
Przykładem ludzkiej bezduszności jest malutka suczka, którą ktoś przywiązał do płotu prywatnej posesji w Książenicach. Pieska znalazła właścicielka posesji Izabela Kozieł. Ponieważ piesek siedział na lejącym się z nieba żarze szybko przyniosła mu wodę i jedzenie. Książeniczanka odwiązała go i zabrała do domu. Okazało się, że to 2, może 3 letnia suczka. Na dodatek chora. – Rozpinając obrożę i smycz, na której była przywiązana zauważyłam, że z brzuszka zwisa jej ogromny guz. Szybka narada z mężem i pojechaliśmy do weterynarza – relacjonuje pani Izabela. Weterynarz obejrzał pieska i stwierdził, że choć guz jest spory to możliwe, że nie jest to złośliwy. Konieczne było zrobienie prześwietlenia płuc, aby wykluczyć przerzuty. Na szczęście przerzutów nie było. Foksia, bo tak pani Iza nazwała suczkę, ma szansę cieszyć się życiem jeszcze przez wiele lat. – Pani weterynarz stwierdziła, że guz można usunąć. Zdecydowaliśmy z mężem pokryć koszty operacji i leczenia. Przecież piesek wymaga opieki, a o właścicielu, którego pewnie sunia bardzo kochała i ufała mu a on wyrzucił ją w chorobie szkoda się wypowiadać – mówi książeniczanka. Do pomocy przy piesku zgłosiły się do książeniczanki dwie dziewczynki. Pomagają chętnie i od serca. Jedna z nich słysząc, że Foksia będzie miała operację zaoferowała na to swoje oszczędności. – Oczywiście odmówiłam, ale postawa tej dziewczynki jest piękna. Mama może być dumna z tego jak wychowała swoją córkę – mówi wzruszona Izabela Kozieł. W miniony piątek Foksia przeszła pomyślnie operację. Jak mówi jej opiekunka wszystko poszło dobrze, a rokowania są pomyślne. Teraz książeniczanka szuka dla suni nowego domu – ciepłego i pełnego miłości. Są już pierwsi chętni. Zgłosiła się nawet pani z Bielska–Białej. – Jak Foksia wyzdrowieje będziemy mieli z mężem wielką satysfakcję. Nie będzie nowych butów, ale piesek będzie zdrowy – śmieje się Iza Kozieł. Kobieta bezinteresownie walczy o życie czworonoga mając nadzieję, że historia Foksi powstrzyma ludzi przed takim traktowaniem swoich psów. Porozwieszała też plakaty mając nadzieję, że piesek się zgubił i po przeczytaniu artykułu znajdzie się jego właściciel. Nie kryje jednak, że coraz mniej wierzy w powodzenie plakatowej akcji.
Pieskie życie
Dowody na brutalne postępowanie mogą mnożyć osoby, które same uratowały porzucone zwierzęta, najwięcej jednak smutnych historii znają pracownicy schronisk dla zwierząt. – Pies czy kot to żywa istota! Nie można jej kupić, a potem jak się znudzi wyrzucić jak zużytą rzecz – apelują. W rybnickim schronisku przebywa obecnie blisko 300 psów i kilkanaście kotów. Każdy ma swoją własną psią czy kocią, smutną historię. Historię, którą napisał dla niego człowiek. – Zwierzaki trafiają do nas z różnych powodów. W większości są to znajdy, które znudziły się właścicielom, nierzadko także psy chore lub okaleczone. Część przywożona jest jednak także bezpośrednio przez swoich właścicieli np. z powodu wyjazdu za granicę. Niestety, okres wakacji i urlopów to czas, gdy trafia do nas zdecydowanie najwięcej zwierząt – podkreśla Przemysław Plucik, szef schroniska. Zwierzęta w schronisku są różne. Łączy je tylko jedno – wszystkie z nadzieją czekają na nowy, kochający i ciepły dom. Za opiekę, pełną michę i podrapanie za uchem odwdzięczą się przyjaźnią, wiernością i ogromną miłością.
Bądź odpowiedzialny
Za los własnego czworonoga trzeba być odpowiedzialnym. On też odczuwa – ból, tęsknotę i głód. Nie można skazywać go na okrucieństwa i cierpienie. O rozwagę i odpowiedzialność apelują wszyscy – władze gminy i pracownicy rybnickiego schroniska – Nie bądźmy nieczuli na los zwierząt! Drodzy mieszkańcy, kiedy widzicie porzucone, cierpiące zwierzę powiadomcie ZDiSK lub straż miejską. osobny apel należałoby skierować do rodziców – Nie spełniajcie kaprysu dziecka, które chce mieć pieska – bo pieska ma też koleżanka. Wytłumaczcie mu, że pies to żywa istota i obowiązek. Dobrą i rozsądną decyzję podejmijcie dopiero po głębokim przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw.
Małgorzata Sarapkiewicz
Najnowsze komentarze