Poniedziałek, 3 czerwca 2024

imieniny: Klotyldy, Leszka, Tamary

RSS

Mogliśmy tylko patrzeć jak tłucze

10.07.2012 00:00 red

Uszkodzone samochody, podziurawione dachy i zdziesiątkowane uprawy – to tylko niektóre ze zniszczeń, jakich dokonała burza, która z wtorku na środę przetoczyła się nad naszym regionem. Straty idą w setki tysięcy złotych.

REGION. Ubiegłotygodniowe upały musiały zakończyć się burzą, takiego kataklizmu nikt się jednak nie spodziewał. O ile w całym regionie burza tylko zalewała piwnice i przewracała drzewa, o tyle mieszkańcy Turzy Śląskiej i wodzisławskiej dzielnicy Marusze mogą mówić o prawdziwym kataklizmie. Grad wielkości kurzych jaj zniszczył gospodarstwa i dachy domów. Ludzie do tej pory zrywają panele i dziurawe jak sito pokrycia dachowe. – Jak żyję tu ponad sześćdziesiąt lat to czegoś takiego nie widziałam – mówi Bernadeta Wyrzuta, która mieszka przy ulicy Bogumińskiej w Turzy Śląskiej. – To była chwila, a takie szkody. Powybijało nam okna, a w domu córki dach wygląda jak sito. Wszystko zalane. Za trzy tygodnie miała wychodzić za mąż, a tu takie nieszczęście – załamuje ręce.

Sąsiad dostał gradem

Państwo Elias mieszkają dom dalej. Ich budynki też są przykryte folią. – Grad podziurawił wszystkie dachy, porozbijał lampy, rynny i parapety. Tata zdążył schować tylko jeden samochód, reszta ma zniszczoną blacharkę. Sąsiad próbował ratować swój dobytek, ale jak dostał w głowę kulą gradową to omal nie stracił przytomności. Nie dało się niczego ratować, mogliśmy tylko patrzeć – mówi Bartosz Elias. Feralnej nocy z 3 na 4 lipca wodzisławska straż pożarna miał ręce pełne roboty. – Tamtej nocy odnotowaliśmy 39 interwencji związanych z gradobiciem i ulewami, z czego 23 to uszkodzenia dachów – mówi mł. bryg. Jacek Filas ze straży pożarnej.

Jak nie grad to piorun

– Mieszkamy na górce i jak nie grad to cały czas uderzają tu pioruny – mówi Bartosz Elias. Specjaliści potwierdzają, że ukształtowanie terenu ma wpływ na takie zjawiska pogodowe. – Pewne tereny są jakby bardziej uprzywilejowane do występowania gradu. Miejsca o urozmaiconej orografii czyli np. wzniesienia mają wpływ na procesy pionowe, które docierają do chmur. Chodzi choćby o prądy wstępujące, które powodują, że gradziny dłużej wędrują w chmurze i mają prawo być większe – mówi Grażyna Bebłot, hydrometeorolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Jak tworzy się grad? Kiedy nad danym obszarem spotykają się masy powietrza o różnej temperaturze i gęstości tworzą się prądy wstępujące. Ciepłe powietrze jako lżejsze wędruje do góry wynosząc z sobą cząsteczki wody. Kiedy te dotrą na odpowiednią wysokość, gdzie temperatura jest niższa, skraplają się i spadają w formie deszczu. Kiedy powietrze jest mocno rozgrzane, wynosi cząsteczki wody jeszcze wyżej, gdzie dochodzi do zamarzania wody i tworzenia gradzin, czyli kulek gradowych, które znamy z gradobić. Prąd wstępujący z 3 lipca, który wytworzył się nad Turzą Śląską musiał być wyjątkowo silny, bo przez dłuższy czas utrzymywał w chmurze gradziny, które z każdą chwilą obrastały lodem i zwiększały masę. Gdy stały się tak ciężkie, że nie mogły się utrzymać w chmurze, spadały z impetem na ziemię. – Takie chmury mogą mieć wysokość nawet dziesięciu kilometrów, a więc odległość do ziemi pozwala nabrać gradzinom podczas spadania dużej energii – dodaje pracownica IMGW.

Możemy tylko ostrzegać

Meteorolodzy tłumaczą, że opad gradu jest tak lokalnym zjawiskiem, że trudno przewidzieć, gdzie i kiedy wystąpi. – Te zjawiska mają stosunkowo wąski szlak i przypominają pas o szerokości od kilkudziesięciu metrów do kilometra i długości od kilku do kilkunastu kilometrów. Mamy za mało radarów meteorologicznych, aby można było rozpoznawać te zjawiska na czas. Najbliższy znajduje się na wzgórzu Ramża w Orzeszu. Pozwala określić prędkość wiatru, ilość wody w chmurze i przewidzieć część zjawisk meteorologicznych. W planach jest wybudowanie radaru na górze św. Anny, który pomoże nam jeszcze skuteczniej obserwować to, co się dzieje wysoko, nad naszymi głowami i co może nam zagrażać – mówi Grażyna Bebłot.

W regionie spokojniej

Burza oszczędziła mieszkańców innych miejscowości regionu. W powiecie raciborskim po godzinie 19.00, podczas burzy, piorun uderzył w oborę na terenie gospodarstwa przy ulicy Odrzańskiej w Rudzie. Pierwsi na miejsce dotarli ochotnicy z Rudy. Dzięki ich szybkiej reakcji udało się uratować budynek. Strażacy zrzucili z poddasza zajmujące się stopniowo ogniem siano, gasząc pożar, w zarodku. Wypaleniu uległa tylko niewielka część obory w którą uderzył piorun. Straty oszacowano na 1500 złotych. Kilkadziesiąt minut później strażacy zostali wezwani na teren ośrodka wypoczynkowego w Szymocicach, gdzie na auto spadło spore drzewo. Nikt nie został poszkodowany. Strażacy odnotowali również kilka wezwań do zalanych i zabłoconych dróg. W powiecie rybnickim również było stosunkowo spokojnie. Od godziny 18.00 do rana następnego dnia odnotowano 20 pompowań wody z zalanych domów jednorodzinnych. O godzinie 18.50 strażacy asystowali przy powrocie z zalewu osobom na łódce, które wystraszyły się nadciągającej burzy. Około godziny 19.30 strażacy zostali wezwani na ulicę Bratków. Tu piorun uderzył w przyłącze energetyczne, jednak skończyło się tylko na zadymieniu.

Adrian Czarnota

  • Numer: 28 (296)
  • Data wydania: 10.07.12