Ćwierć wieku z Carrantuohill
Odsłona 11 – Pierwsze koty za płoty.
Rozpoczynając wreszcie chronologicznie uporządkowaną podróż w czasie od początków zespołu proponuję zacząć od… końca. Hitem ostatnich tygodni jest wiadomość, iż folkowy zespół ze Śląska za swój krążek „Session, Natural Irish & Jazz” otrzymał Platynową Płytę. Gratulujemy sukcesu, odniesionego na jubileusz 25–lecia istnienia. Po nagrodzie „Fryderyka 2006” i wywalczonej w ub. roku Złotej Płycie „Inis” stawia to Carrantuohill w elicie polskiej muzyki, traktowanej jako całość.
Pierwsze występy bynajmniej tego nie zapowiadały. Odbywały się w niewielkich salach kameralnych wnętrz muzeów, bibliotek, domów kultury. Skromną publiczność przyciągali oryginalną melodyką na bazie celtyckich nut, aurą poezji, a także urodą – schludnym wyglądem, nieco odbiegającym od obowiązującej mody – białe koszule (szyte przez mamę Bogdana) z szerokimi rękawami, bujne czupryny, a nawet pełne skupienia twarze.
Pamiętajmy, że były to czasy z jednej strony krytycznej zapaści gospodarczej w Polsce, ale i „pieriestrojki”, czyli pewnej odwilży za wschodnią granicą, która emanowała na Polskę. Działali wszyscy najwięksi twórcy i wykonawcy muzyki popularnej i piosenki, z Czesławem Niemenem, Marylą Rodowicz, Sewerynem Krajewskim, organizowano liczne „koncerty dinozaurów”. Dobijający w 1988 roku „90” Mieczysław Fogg – słynny baryton liryczny, porównując polską piosenkę do elektryzujących zjawisk George Michaela i Michaela Jacksona, powiedział: „[…] u nas? Same kroczki, skoczki i kręcenie kuperkiem”. Ćwierć wieku mija – czy dużo się zmieniło? Młodych porywały jednak przede wszystkim rockowe grupy – Perfect, Lady Pank, TSA, Lombard, Kombi, Dżem. Jazz znad Wisły przekraczał granice, był najlepszym polskim towarem eksportowym (uczeń Czesława Gawlika – Adam Makowicz, rybniczanin od 1977 roku w Stanach – koncertujący m.in. z Herbie Hancockiem w słynnej nowojorskiej Carnegie Hall; podobną kartą może się pochwalić Michał Urbaniak, dalej: Urszula Dudziak, Wojciech Karolak, Tomasz Stańko, Krzesimir Dębski, Józef Skrzek, Zbigniew Namysłowski, urodzony w Żorach Stanisław Sojka i wielu innych). Niemniej w mediach i na estradach „krajów demokracji ludowej” rządziła „nieśmiertelna” Ałła Pugaczowa, Karel Gott, tańczył i śpiewał Jiři Korn. Nasz niezrównany Andrzej Rosiewicz wprost w twarz radzieckiemu przywódcy – Gorbaczowowi na żywo wyśpiewał „Michaił, Michaił” – rzecz wcześniej nie do pomyślenia.
Wracając do raczkującego Carrantuohill, odskocznią ku większemu światu były dlań zaproszenia do Polskiego Radia Katowice, festiwale szantowe, gdzie konsekwentnie byli (i nadal są) chętnie zapraszani przez organizatorów. Święto „Sari” było coraz lepsze jakościowo, coraz bogatsze, powoli, ale stale, zyskujące na rozgłosie i prestiżu w szeroko pojętym środowisku muzyki folkowej w Polsce. Zawiązywały się przyjaźnie, skutkujące coraz ciekawszymi kontraktami.
W listopadzie i grudniu 1988 roku PR Katowice emitowało na swojej antenie audycje red. Anny Herman z cyklu „Moje muzyczne pasje” z zespołem Carrantuohill w roli głównej. Przez przypadek usłyszał ich znany już w Polsce muzyk country Tomasz Szwed. Tak rozpoczęła się owocna współpraca obu podmiotów i wejście na szerszą scenę, z czego najwięcej „skorzystał” Darek – przez jakiś czas etatowy członek zespołu Szweda. Po zaistnieniu w radiu przyszła kolej na telewizję i program „Muzyczne promocje” red. Magdy Różyckiej. Tak wyglądały pierwsze próby wbicia się w zbiorową świadomość mieszkańców regionu. Scena ogólnopolska była jeszcze dla nich w gęstej mgle.
Cały rok 1989 (i także następny) niczym szczególnym się nie zaznaczył, był kontynuacją poprzedniego. Młodzi uczyli się (studiujący Boguś i niemający jeszcze nawet dowodu osobistego Maciek), a trójka żonkosiów (Zbyszek, Adam i Darek) pracowała normalnie na chleb, po pracy realizując marzenia. Gwoli ścisłości, Adam pracował, studiując jednocześnie.
Rok 1991 zaczął przynosić oczekiwane przełomy. Polska zachłystywała się oddechem wolności, co miało przełożenie na sferę kultury, w tym muzyki. Pojawiło się też pewne ryzyko rozbicia personalnego młodego niescementowanego jeszcze do końca zespołu. Darek zapraszany przez Tomka Szweda był tam lepiej wynagradzany. Kończący studia Bogdan Wita poza Tarantulami dodatkowo grał i śpiewał w zespole Granum, m.in. na festiwalach „Sacro Song” w Katowicach i „Cantate Deo” w Gliwicach. Maciek Paszek i Darek Sojka wystąpili obok Tomka Szweda na „Pikniku Country ’91” w Mrągowie. Potrzebny był jakiś integracyjny akcent – najlepiej wspólny sukces. Taką rolę spełniło pierwsze wydawnictwo autorstwa Carrantuohill, a poza tym pierwszy nieco szalony wyjazd za szczelną jeszcze wówczas zachodnią granicę RP.
Debiutanckim nagraniem była wydana już własnym sumptem, ale z pomocą i logo żorskiej firmy Atlas kaseta pt. „Magic of Celtic Rings”, nagrywana w studiu Radia Katowice, zawierająca 19 utworów. Adam Drewniok, wtedy jeszcze grający na gitarze akustycznej, o tym debiucie dla „Fermentu” powiedział: „Pierwsza kaseta nagrana głównie pod wpływem słuchania muzyki irlandzkiej nadsyłanej przez przyjaciół z Zachodu. Brzmienie klasyczne, choć już słychać na niej kiełkujący styl Carrantuohill”. Celem pierwszego wypadu na Zachód była Belgia, ale o tym innym razem.
Folkowa grupa z rybnicko–żorskich przestrzeni kultury w 1991 roku pokazała się wreszcie szerzej w Polsce, biorąc udział w rockowym festiwalu w Jarocinie, którego swego rodzaju kontynuacją były późniejsze „Przystanki Woodstock”. Wystąpili tam jako jeden z kilkunastu zespołów nierockowych.
Znaczącym wydarzeniem roku 1991 była pierwsza edycja tzw. Brewerii Artystycznych w Toszku koło Gliwic, z udziałem Carrantuohill i wielu znanych gwiazd muzyki różnych nurtów (Whisky River i Tomasz Szwed – country, Jacenty Ignatowicz – folklor żywiecki, Olena Leonenko – folklor ukraiński, Gang Olsena – rythm and blues, Blues Fellows – jazz tradycyjny, szantowa grupa Tonam i synowie, folkowy Old Friends, Los Kurakas – z folklorem Ameryki Płd, Little Maggie, Irlandczycy z zespołu Kesh and Kerry, Open Folk, grupa Vox, Maryla Rodowicz, Tadeusz Woźniak. Pokazać się w takim towarzystwie to już było „coś”. Program wydrukowany na okoliczność „Brewerii” w Toszku, oprócz standardowego spisu dat, godzin i zapowiadanych zespołów, zawierał taką oto uwagę dodatkową: „Uprzedzamy poznaniaków i inne osoby zasadnicze i zorganizowane, że program niniejszy jest raczej programem orientacyjnym i nie należy traktować go jako wiarygodną informację”. (cdn).
Stefan Smołka
Z ostatniej chwili! Jest niespodzianka! – ciepły krążek „Anioły” – autorskie dzieło Zbyszka Seydy (z udziałem kilkorga „sławnych wyjątków”), który sam skomponował muzykę, gra (a z nim m.in. syn Paweł), śpiewa (z Kasią Sobek – nie jeden raz) słowami w większości napisanymi przez siebie. To poezja śpiewana – w bardzo osobistym, emocjonalnym wydaniu. A wszystko – nie dla komercji, lecz dla… małżonki, dla siebie, dla przyjaciół i tych „dobrych aniołów”, co pomogły płytę wydać – z okazji kwietniowych rocznic – 25–lecia małżeństwa Grażyny i Zbyszka, które przypadły na dzień 20 kwietnia i okrągłych urodzin żony (21 kwietnia). Dodajmy, że 30 kwietnia swoje urodziny obchodzi również sam Zbyszek. Dużo zdrowia! Niech Was cudne Anioły strzegą! Gratulacje i Sto lat!
Najnowsze komentarze