Ćwierć wieku z Carrantuohill
Odsłona 9 – Paszek.
Maciek do gruboskórnych się nie zalicza, co zdaje się potwierdzać układ gwiazd, czyniący ludzi urodzonych pod znakiem Raka jako głęboko refleksyjnych i uczuciowych. Mama mu zmarła, kiedy miał 15 lat. Na szczęście zostali ukochani dziadkowie od strony mamy, ludzie wielkiego serca, podejmujący trud wychowania z ogromnym zaangażowaniem.
Dziadek był człowiekiem, który budził podziw nie tylko małego Maćka. Edmund Gebel był znanym w okręgu działaczem motorowym, założycielem sekcji motocyklowej w Żorach, a wcześniej przez wiele lat czynnym motocyklistą. Maciek nigdy nie zapomni ekscytującego dźwięku i widoku lśniącego NSU 501 należącego do dziadka Edmunda. Ponadto dziadek, podobnie jak jego kolega z Rybnika, motocyklowy mistrz Polski z 1946 roku – Ludwik Draga, zajmował się pszczelarstwem, sam sobie robił ramki do uli. Był niezwykle precyzyjny – jak wspomina dziś wnuk. Dziadek Edmund oprócz tego był muzykantem – prawdziwym człowiekiem czynu. Od młodości grał na mandolinie, również w wojsku, a także czasem grywał na skrzypcach. Wietrząc rodzinny talent, dziadek zapisał wnuka na lekcje gry na skrzypcach do znanego żorskiego nauczyciela muzyki, pana Paszendy. Intensywnie ćwicząc Maciek szybko się uczył, aż wreszcie pan Paszenda uznał, że jego misja się kończy i zaproponował szkołę muzyczną w Rybniku. Tam Maciek od razu przeskoczył kilka lat do przodu, ponieważ tak dobrze prowadził go wspomniany nauczyciel. Dla dziadka oznaczało to zdwojony trud. Kilka razy w tygodniu Maciek najpierw szedł do swojej szkoły, potem brał kanapki, jabłuszko od babci i dziadek wiózł wnuka swoją wypieszczoną syrenką 105 L (za 244 tys. zł.) do starej rybnickiej placówki braci Szafranków. Tam czekał na wnuczka po kilka godzin i wracali pod wieczór, nigdy nikomu się nie skarżąc.
Niestety, pragnący jak wody rodzinnego oparcia młody człowiek w krótkim czasie niespełna trzech miesięcy roku 1994 stracił oboje dziadków. Odchodzili jeden po drugim, jak zresztą przepowiadała za życia babcia Róża. Starszy brat był już wtedy ożeniony, zaliczał wojsko i mieszkał na swoim. Młody 22–letni Maciek został sam jeden na wielkim domu z niemałą działką. To był dla Maćka trudny czas.
Zespół, dla którego skrzypek Mackie J. (ksywka od Boba Balesa) był ogniwem absolutnie podstawowym, siłą rzeczy utrzymywał go na powierzchni, nie dając młodemu poddać się rozpaczy do końca. Gdyby nie to… Dla odbiorców na zewnątrz liczyło się tylko to, że… gra muzyka. Ale ile w niej było rzewnej nuty pisanej życiem Maćka? – można się tylko domyślać.
Był na szczęście starszy brat i był… Bogdan Wita, nigdy nie odmawiający pomocnej dłoni Maćkowi w potrzebie. Przekazywał mu swój mocny życiowy fundament – był autorytetem i wzorem do naśladowania. Dzięki Bogu (dosłownie – co podkreśla non–stop nasz bohater) niedobry czas Maciej ma już dawno za sobą. Dom po dziadkach z bratem sprzedali, dzięki czemu mógł sobie wybudować (w części własnymi rękami) mały domek przy domu Bogdana, drugiego brata – jak o nim mówi z przekonaniem i… z wzajemnością. Ożenił się – ma piękną żonę Agnieszkę. Postawił dom, posadził drzewo, ma syna, a nawet dwóch synów – rosnących na chwałę rodziny – Sebastiana i Krzysia. Stał się mężczyzną prawdziwym. Świadom meandrów pogmatwanej przeszłości, woli jej nie roztrząsać, bo i po co? – Każdego dnia staram się, żeby moje życie było lepsze – mówi z uśmiechem. Dziś już potrafi, bo ma dla kogo żyć, tworzyć, kreować przyszłość, być oddanym swojej młodej rodzinie i zespołowi muzycznemu, z którym się związał od najwcześniejszej młodości przez prawie ćwierć wieku. Z innych pasji nie mija miłość do motocykli, a dzięki żonie oddanej bez reszty wodzie cała rodzina pływa i nurkuje. Starszy z synków Sebastian mało ma cierpliwości do muzyki, dużo więcej do sportu, młodszy dwuletni Krzyś inaczej – lewą ręką już brzdąka na swej małej gitarze. Jego idolem jest Bogdan Wita.
Jedno pozostaje trwałe i niezmienne – Maciej Paszek jest uznanym muzykiem, choć za dziecka nie było to wcale takie oczywiste. Gdy przyszło do wyboru zawodu, to wybrał… mechanikę, z którą miał styczność w warsztacie blisko domu, dzięki młodemu wujkowi – mechanikowi. Całe trzy tygodnie trwał rozbrat ze szkołą muzyczną, ale w końcu Maciek dał się namówić na liceum (dawna „Hanka” w Rybniku) z jednoczesną kontynuacją nauki w szkole muzycznej.
W szkole „Szafranków” nauczycielem skrzypiec dla Maćka był nieżyjący już niestety pan Eugeniusz Stawarski, który upatrzył go sobie jako swojego pupila, wysyłał na różne przesłuchania, konkursy. Wreszcie w ostatnim roku pieczę nad młodym zdolnym skrzypkiem przejął pan Zbigniew Słomian, otwierając przed nim nowe artystyczne horyzonty. Częściowo za sprawą syna dyrektora Jarka Hanika, pojawiło się głębsze zainteresowanie jazzem. W wąskim gronie kolegów robili sobie, to tu to tam, takie prywatne małe „jam session”. Dużo dało mu spotkanie na „Silesian Jazz Meeting” z Maciejem Strzelczykiem, okrzykniętym (na „Jazz Forum”) pierwszym skrzypkiem jazzowym w Polsce. Wyłącznie życiowe zbłądzenie sprawiło iż Maciek nie znalazł się na ówczesnym V Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach.
Dziś Maciej Paszek muzycznie ma dużo do powiedzenia – w sensie dosłownym i nie tylko. W repertuarze Carrantuohill coraz częściej pojawiają się jego autorskie kompozycje. Oprócz skrzypiec potrafi zagrać na pianinie, gitarze basowej i kontrabasie, choć uważa, że dla osiągnięcia perfekcji lepiej skupić się na jednym – co też czyni. Oddany bez reszty muzyce irlandzkiej, uwielbia nastrojową melodykę baroku. (cdn).
Darek Sojka scharakteryzował Maćka następująco:
– Ludzkie panisko. Teraz już wszyscy czas szaleństw mamy za sobą. Frajdę ma niesamowitą, dłubiąc przy tej swojej chałupie. Ożenił się wreszcie. A w zespole?... No cóż, znakomity skrzypek, szybki jak wiatr. Objawił się jako świetny melodyk. Choć ten zespół powołałem do życia, to dziś mogę powiedzieć, że beze mnie już by sobie raczej poradził, natomiast bez Maćka – byłoby kiepsko. Chociaż… Słuchałem kiedyś wywiadu z Bono, który dla niektórych jest półbogiem. Powiedział, że każdy z członków zespołu pojedynczo niewiele znaczy, dopiero stając we czwórkę na scenie, stanowią siłę zespołu U2. Od razu to skojarzyłem z nami. U nas talenty muzyczne są różnie rozłożone, ale jak w naczyniach połączonych – dopiero wszyscy razem wyznaczamy nasz wspólny poziom.
Najgorzej, jak nasz Maciek złamał kręgosłup na budowie własnego domu… Skrzypek to podstawa, bo spełnia rolę podobną do wokalisty, przejmuje partie solowe, bez których się nie da. Nie było wyjścia, zrobiliśmy coś, czego nigdy nie robimy, bo tak nie oszukuje się ludzi. Puściliśmy dźwięk skrzypiec z playbacku, ale uprzedziłem publiczność: „Drodzy Państwo, usłyszycie zaraz naszego skrzypka, którego nie widzicie, ale bardzo serdecznie Państwa pozdrawia ze szpitala, gdzie leży, ponieważ złamał sobie kręgosłup. Na szczęście współczesna technika pozwala, by muzycznie był z nami i w ten sposób nasz koncert może się odbyć”… Dawno nie było takiej burzy oklasków, jak wtedy – kończy Darek.
Stefan Smołka
Najnowsze komentarze