Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Osiem lat dla prokuratora

06.03.2012 00:00 red

Historia Jerzego Hopa, prokuratora z Rybnika, który w środę został skazany na 8 lat pozbawienia wolności może posłużyć jako gotowy scenariusz filmu. Filmu, który z jednej strony ukazuje niezwykły talent aktorski oskarżonego, a z drugiej ukazuje bezsilność wymiaru sprawiedliwości wobec przewlekania spraw.

Przyjaciele

Szkolni koledzy Jerzy Hop i Krzysztof G. po latach znów zasiedli we wspólnej ławie. W tej dla oskarżonych spędzili ostatnie siedem lat. 29 lutego Sąd Okręgowy w Katowicach wydał wyrok w bezprecedensowej sprawie, bo dotyczącej najwyższego rangą urzędnika polskiego wymiaru sprawiedliwości, który trafił do aresztu. Jerzy Hop, były szef Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, za wyłudzenie od firm 1,7 miliona złotych i przekroczenie uprawnień usłyszał karę ośmiu lat pozbawienia wolności. Musi również zapłacić 72 tysiące złotych grzywny. Z kolei karę 2 lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat sąd wymierzył współoskarżonemu Krzysztofowi G., długoletniemu przyjacielowi Hopa. To on przyznał się do winy i opisał cały mechanizm procederu wyłudzania pieniędzy od firm.

Nikt nie jest bezkarny

Obaj oskarżeni zostali zobowiązani do częściowego naprawienia szkody. – Zakładom Tłuszczowym Bielmar z Bielska-Białej muszą zapłacić 5 tysięcy złotych, Śląskiej Wytwórni Wódek Gatunkowych Polmos 14 tysięcy złotych – wylicza sędzia  Jacek Krawczyk, rzecznik prasowy d/s karnych Sądu Okręgowego w Katowicach. Lista poszkodowanych firm, które mają otrzymać jest długa. Odczytanie liczącego 120 stron wyroku, zajęło w środę sędziemu aż pięć godzin.  – Na pewno z jednej strony można powiedzieć, że ten wyrok pokazuje, że nawet prokurator wysoko usytuowany w hierarchii prokuratury ponosi pełną odpowiedzialność karną za swoje czyny. W tej konkretnej sprawie artykuł 32. Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej mówiący o równości wobec prawa, z pewnością nie był martwy. Ten proces pokazuje, że nie ma osób, które potencjalnie nie mogłyby popełnić przestępstwa. Na pewno ta sprawa w jakiś sposób kładła się cieniem na prokuraturze – mówi prokurator Paweł Basa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie, który przez siedem lat zbierał dowody na przestępczą działalność Hopa.

Żył ponad stan

Cała sprawa wypłynęła w 2002 roku dzięki publikacji prasowej.  Dziennikarze Newsweeka przez kilka tygodni tropili  prokuratura, skrupulatnie podliczając jego wydatki. Te były znacznie wyższe niż łączne dochody jego oraz jego małżonki zatrudnionej jako nauczycielka w jednej z ze szkół średnich. Oszacowali również jego majątek, w tym nowo wybudowany dom w willowej dzielnicy oraz samochody. Prokurator usprawiedliwiał swoje wydatki pomocą rodziny żony. Jego teściowa miała otrzymać znaczny spadek po swoim mężu, żołnierzu armii Andersa. Miała płacić czynsz, dać 100 tys. na dom i  dopłacić do kupna 5 luksusowych aut. Tajemniczy majątek miał być ponoć ukryty w klasztorze, jednak jego właścicielka nie potrafiła doręczyć sądowi nawet jednego banknotu i banderoli spinającej dolary. Jeszcze tego samego dnia, kiedy ukazał się artykuł w Newsweeku, Hop w trybie pilnym został wezwany na dywanik przez ówczesną minister sprawiedliwości Barbarę Piwnik. Do zarzutów dziennikarzy nie przyznał się, odgrażając się, że będzie żądał od Newsweeka 300 milionów złotych. Wobec narastającej wrzawy w mediach został odwołany ze swojego stanowiska. Pracę stracił wówczas jego brat Wojciech H., który do czasu publikacji gazety był z kolei szefem Prokuratury Okręgowej w Słupsku. Powód? Na początku lat 90. miał również zasiadać we władzach firmy American Computer Service. Tej samej, która widniała na lewych fakturach, które otrzymywali darczyńcy i która należała do oskarżonego Krzysztofa G.

Bieda śledczych

Biznesmeni i prezesi śląskich firm mieli w latach 1993 – 2002 wręczać Hopowi pieniądze na zakup kserokopiarek, faksów, tonerów dla tonącej ponoć w ubóstwie prokuratury. Za wsparcie otrzymywali faktury wystawione przez American Computer Service w Rybniku, firmy należącej do drugiego oskarżonego – Krzysztofa G. Hop przekonywał przedsiębiorców, że kupowany za ich pieniądze sprzęt musi być kompatybilny z już posiadanym, proponował więc, że sam załatwi formalności z firmą, która jest stałym dostawcą prokuratury czyli ACS. Choć początek śledztwu dała publikacja prasowa, dopiero podczas prokuratorskiego postępowania na jaw wyszła skala przestępstw. Biznesmeni przekazywali mu gotówkę, jednorazowo nawet po 10 tys. zł. Gdy któryś proponował, że sam kupi sprzęt, Jerzy Hop uprzejmie odmawiał. Podczas śledztwa zabezpieczono około 550 faktur. Na 143 z nich podpisał się Krzysztof G. Hop, fałszując podpis i pieczątkę wspólnika, podrobił ich około 390. – Zgubiła go pycha i arogancja, był pewien, że nikt nie jest w stanie postawić mu  takiego zarzutu –  uzasadniał środowy wyrok przewodniczący składu sędziowskiego, sędzia Piotr Pisarek. 

To nadal prokurator

Hop po uchyleniu immunitetu prokuratorskiego w listopadzie 2002 roku, został aresztowany. Na wolność wyszedł w listopadzie 2005 roku po wpłaceniu 50 tysięcy złotych kaucji. Nigdy nie przyznał się do zarzucanych czynów. Na sali rozpraw czuł się bardzo pewnie. Donośnym głosem przekonywał o swojej niewinności. Twierdził między innymi przed sądem, że stracił posadę szefa katowickiej Prokuratury Apelacyjnej z powodów... politycznych, a konkretnie z powodu Leszka Millera, byłego premiera.  Potrafił doprowadzić do przełożenia rozprawy choćby z powodu... bólu głowy, który nie pozwalał mu się skupić i składać wyjaśnień. – Sąd nie wie, co to znaczy od 2,5 roku budzić się w areszcie – żalił się na sali. Już na samym początku procesu sąd wyraził zgodę na publikowanie wizerunku i nazwiska oskarżonego, gdyż przemawia za tym ważny interes społeczny.  – Dlaczego taka kara? To przede wszystkim kara za stanowisko. Gdyby to był ktokolwiek inny, to na pewno kara była zdecydowanie niższa. Jednak gdy dopuszcza się tego jeden z najwyższych urzędników w państwie, i to ten, który ma ścigać przestępców, to kara nie może być niska – uzasadniał wyrok sędzia Pisarek. Zdaniem sądu oskarżeni naciągnęli w sumie aż 65 firm i osób. Pieniądze trafiały do ich kieszeni, a z darowizn nigdy nie został zakupiony jakikolwiek sprzęt. Jerzy Hop niedawno przeszedł w stan spoczynku i formalnie nadal jest prokuratorem, bo jego sprawa dyscyplinarna się...  przedawniła. Nadal również może liczyć na wynagrodzenie z tego powodu. Środowy wyrok nie jest prawomocny. 

Adrian Czarnota

  • Numer: 10 (278)
  • Data wydania: 06.03.12