Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Ćwierć wieku z Carrantuohill

31.01.2012 00:00 red

Odsłona 3 – Obrączki życiowych stabilizacji (cz.1.)

Tarantule się żenią

Muzycy i sportowcy wydają się dojrzewać wcześniej. Popularność robi swoje – cały czas oblegani przez fanów i… fanki, raczej prędzej niż później – ulegają. Dość dobrym tego przykładem są nasi jubileuszowi bohaterowie z zespołu Carrantuohill. Maksymalny pułap dwudziestu pięciu lat (nomen omen) kawalerskiego życia był tutaj regułą, z jednym jedynym wyjątkiem potwierdzającym – w osobie Maćka Paszka. 

Dwóch ojców założycieli formacji, Zbyszek Seyda w kwietniu i Darek Sojka w lipcu tego samego, dla wszystkich przełomowego, roku 1987 dobrowolnie założyło małżeńskie kajdany. Trzeci, Adam, pewnie pozazdrościwszy trochę kolegom „wsiąknął” rok później. To w naturalny sposób determinowało pragnienia życiowych stabilizacji całej trójki dawnego Eryś Group. Z racji „podlejszego rocznika” – przynajmniej w winnych rankingach – dodatkowych kilku lat potrzebował Bogdan, aby w rubryce stan cywilny wpisać „żonaty”. O najmłodszych – Marku Sochackim i Macieju Paszku – w kwestii ich małżeństw opowiemy innym razem, bo najpóźniej wchodzili do gry. Dziś tylko proponuję obejrzeć piękne zdjęcia młodych państwa Paszków i Sochackich.

Urocza Para, Zbyszka i Grażyny Seydów, po ślubie zamieszkała w Boguszowicach, trochę zapomnianej (to pojęcie względne, bardziej w odniesieniu do „trochę”, niż do „zapomnianej”) przez Boga i ludzi dzielnicy miasta, rzuconej dokładnie pomiędzy kresy Rybnika i Żor. Żona uczyła dzieci w szkole, zaś jej małżonek – budowlaniec z dyplomem wybrał pracę w górnictwie. Wiele szkód wtedy czynił, oj wiele (i nadal to z pasją robi!). Szkody to są… górnicze, spowodowane wyrobiskami „na zawał”, a Zbyszek – specjalista czyni je, owszem, ale… mniej groźnymi, mniej niebezpiecznymi dla ludzi i dla środowiska. Ocenia je, szacuje – stara się minimalizować. Takie ma „hobby” – od wielu już lat. 

Darek Sojka nie czekał za długo na swoją kolej, ba, w ogóle nie czekał! Trzy miesiące po Zbyszku poszedł na rzeź… wziął sobie za żonę rybniczankę o pięknym imieniu Aleksandra i wyprowadził się z sielskich Osin na ruchliwy róg Kościuszki i Chrobrego, w samo centrum edukacyjne Rybnika. Zamieszkali z żoną tuż obok szkoły podstawowej nr 1 (tam pracowała młoda belferka Ola), zespołu szkół przy zasłużonej Ryfamie, liceum im. Powstańców Śl., całkiem blisko było stąd do rybnickiego „tygla” – Technikum Górniczego, „mechanika” – Technikum Mechanicznego (kończył je właśnie utalentowany muzyk Marek Sochacki), wreszcie filii Politechniki Śląskiej. Atutem zamieszkiwania w tym miejscu był sklep mięsny na parterze i znajome panie ekspedientki w czasach głęboko kartkowych – schyłku polskiej odmiany „komuny”. Nędzny schab, oplerek czy „śląska” podane spod lady przy pustych hakach, dodatkowo przyprawione uśmiechem obsługi, smakowały zupełnie inaczej.

Tymczasem całkiem niedaleko, na porodówce rybnickiej lecznicy popularnie zwanej „szpitalem na Żorskiej”, w gmachu dzisiejszej szkoły muzycznej (!) rodzą się młode Sojki – dzieci Darka – Kuba i Kasia. Dokładnie w tych samych murach, gdzie wcześniej przychodzili na świat: Adam Drewniok, Bogdan Wita, Marek Sochacki i Maciej Paszek, nie mówiąc już o latoroślach tarantulowych. Co ciekawe, bywało też odwrotnie – starsza z córek Adama, Magdalena, urodziła się w Żorach, choć rodzice mieszkali w sercu Rybnika, za to wcześniej jej mama (pochodząca spod Żor i zamieszkująca tam z rodziną) przyszła na świat w Rybniku.

Po Zbyszku i Darku nadeszła pora na upojne „kawalerskie” i następujące po nich zaślubiny Adama (z Basią) i Bogdana (z Mariolą). Ale o tym następnym razem (cdn).

Stefan Smołka

  • Numer: 5 (273)
  • Data wydania: 31.01.12