Wtorek, 30 kwietnia 2024

imieniny: Katarzyny, Mariana, Lilii

RSS

Ćwierć wieku z Carrantuohill - Odsłona 1 – Obraz sceny

20.12.2011 00:00 red

Ćwierć wieku z Carrantuohill - Odsłona 1 – Obraz sceny

O kim mowa…

Carrantuohill zamyka ćwierćwiecze nieprzerwanej działalności na polu muzyki folkowej opartej na celtyckich nutach. Rozpoczyna się rok jubileuszowy. Wielki finał srebrnego jubileuszu formacji nastąpi jesienią 2012 roku. Sami muzycy do zapowiadanej fety przygotowują się starannie, szykując na tę okoliczność dla swoich licznych fanów w kraju i za granicą niejedną niespodziankę. 

Zespół w swoim instrumentalnym trzonie stanowi szóstka muzyków (w kolejności alfabetycznej): Adam Drewniok – gitarzysta basowy i akustyczny, Maciej Paszek – skrzypek, Zbigniew Seyda – gra na mandolinie, bouzuki, citternie – także gitarzysta, Marek Sochacki – perkusista i klawiszowiec, Dariusz Sojka – multiinstrumentalista (flety, akordeon, saksofon, dudy irlandzkie, bębenki), Bogdan Wita – gitarzysta akustyczny. Do praw członkini zespołu od niedawna aspiruje zjawiskowa wokalistka Katarzyna Sobek. Cała wymieniona siódemka związana jest z dwoma sąsiadującymi, zaprzyjaźnionymi starymi śląskimi miastami – Rybnikiem i Żorami. Stąd się wywodzą, tu mieszkają i tworzą. Co ciekawe rybniczanie mają wpisane w życiorysy żorskie akcenty, a żorzanie – rybnickie. O tym opowiemy innym razem. 

Cyklem artykułów pragnę w skrótowej formie przypomnieć dwudziestopięcioletnie dzieje grupy, przełomowe dla niej wydarzenia, ciekawsze przygody, niektóre sukcesy, podstawowy dorobek artystyczny. Znajdziemy tu również fragmenty artykułów prasowych, cytaty autorytetów muzycznych, osób bliskich zespołowi oraz wybrane opinie samych Tarantuli – jak raczył ich kiedyś po swojemu „ochrzcić” główny dyrygent Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – Jerzy Owsiak. Chcemy pokazać proces muzycznego wzrastania zespołu, zmierzającego wciąż niestrudzenie obraną przed 25 laty „krętą ścieżką na szczyt” – to bowiem dokładnie oznacza staroirlandzka nazwa Carrantuohill. 

Muza Celtów

Muzyka i taniec są najbardziej wyrazistymi symbolami kultury Irlandii w świecie, choć i w tej dziedzinie przez wieki ten kraj stanowił – nomen omen – oblaną oceanem zapomnienia wyspę. Na początek garść nie budzących wątpliwości faktów natury ogólnej. 

W drugiej połowie XX wieku nawet do trzydziestu procent muzycznych tuzów w Stanach Zjednoczonych z upodobaniem podkreślało swoje irlandzkie pochodzenie. W modnym nurcie reenacmentu powracano do źródeł. 

Folkiem z irlandzkim akcentem nie gardził Bob Dylan, amerykański piosenkarz i poeta, po wielokroć „przymierzany” do literackiej Nagrody Nobla (ostatnio znów bezskutecznie w roku 2011). Prawdziwy boom muzyka folkowa przeżyła w latach siedemdziesiątych. The Clancy Brothers nagrali dziesiątki płyt z irlandzką muzyką (głównie pieśni morza), w ten sposób rozpowszechniając kulturę Zielonej Wyspy. Bob Dylan po śmierci Liama Clancy w 2009 roku powiedział, że był on najlepszym balladzistą jakiego w życiu słyszał. Folk irlandzki o proweniencji miejskiej uprawiał założony przez Ronnie Drew zespół The Dubliners. Ale legendą absolutną pozostaje, powstała w tym samym roku (1962) grupa The Chieftains, którą nasz rodzimy Drew (Adam Drewniok) nazwał kiedyś „przywódcami duchowymi Carrantuohill”, zaś Bogdan Wita nie omieszkał westchnąć: „chcielibyśmy, tak jak oni, pięknie zestarzeć się z muzyką”. W tym samym roku srebrnego jubileuszu Carrantuohill legendarny The Chieftains obchodzić będzie swoje „złote gody” – są o całe 25 lat starsi. A może wspólny koncert?... Marzenie.

The Chieftains, nie odcinając celtyckich korzeni, nie gardzą klimatami country czy rocka, a lista współpracujących z zespołem gwiazd zapiera dech w piersi: Van Morrison – urodzony w Belfaście piosenkarz rockowy, wszechstronny muzyk – kompozytor i poeta, Tom Jones –  walijski piosenkarz, gitarzysta i aktor, James Galway – flecista z Belfastu, Sinéad O’Connor – znakomita piosenkarka z Dublina, pisząca teksty oraz muzykę, Elvis Costello – brytyjski muzyk rockowy, piosenkarz i kompozytor, Sting – mający irlandzkie korzenie piosenkarz i gitarzysta basowy grupy The Police. 

Poza wymienionymi z ważniejszych formacji preferujących celtic music, choć nie tylko, wspomnieć należy kultowy Clannad, autentyczny klan rodzinny założony na początku lat 70., ze znakomitą piosenkarką i kompozytorką posługującą się pseudonimem Enya (do 1982 roku w rodzinnym składzie), który zawojował muzyczny świat, również ten filmowy (serial brytyjski „Robin z Sherwood”). Planxty – „folkowe guru” – jak twierdzą nasi Carranci, z Liamem O’Flynnem, okazało się grupą mniej co prawda trwałą, ale mocne piętno na światowej estradzie celtyckich rytmów zdołało skutecznie odcisnąć. 

Celtowie z Polski

Śląski Carrantuohill muzykę dawnej Irlandii jako swoją wybrał w roku 1987 – nie jest więc produktem ekspresowo rozlewającej się mody, bo ta w naszym kraju przyszła nieco później  szczególnie na początku tego wieku, przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Bodaj pierwszym takim zespołem był Kwartet Jorgi, który już w 1982 roku zaczynał wywoływać ducha celtyckiej baśni, lecz później częściej szukał inspiracji muzycznych u źródeł bogatej kultury Słowian i innych nurtów. Pierwotnym tropem Kwartetu – oprócz Carrantuohill – szedł również warszawski Open Folk, który częściej optował ku tajemnicom bretońskich czy szkockich nut, gdzie śpiew wydaje się być elementem nieodzownym. W obrębie tych trzech formacji – z czasem zaprzyjaźnionych ze sobą – rozdawano w wyzwolonej spod komunizmu Polsce – po 1989 roku – pierwsze muzyczne karty rysowane irlandzkimi nutami.

Nie czas to i miejsce dla przedstawienia całej nad wyraz bogatej sceny polskich zespołów folkowych, oddanych muzie Celtów, tym bardziej szczegółowo je klasyfikować. Wymieńmy zatem chociaż niektóre z nich. Swoją obecność na folkowej scenie swego czasu zaznaczyła białostocka formacja The Bumpers, choć zdecydowanie bliżej im do folk–rockowego nurtu. Olsztyńska grupa Shannon poszukiwała swojego stylu w muzyce bretońskiej, poezji szkockich legend, a nawet muzyce Bałkanów. W połowie burzliwej dekady lat dziewięćdziesiątych wysypały się obficie kapele folkowe zafascynowane muzyką celtyckiego pochodzenia – irlandzką, szkocką, bretońską. Najbardziej znaną był Shamrock, który do muzyki irlandzkiej wprowadzał także elementy polskie. Dalej: warszawska Sláinte z muzyką irlandzką i szkocką, Banshee z Krakowa – celtycką i słowiańską, bliski nam, oddany głównie skocznym rytmom Stonehenge z Jastrzębia, Boreash, uprawiający oprócz irlandzkiej i szkockiej muzy, również szanty. W tym okresie wypłynęła też Ula Kapała – wrocławianka cudownie śpiewająca ballady celtyckie. Dudy Juliana – leśnicy po Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego – od piętnastu  lat serwujący muzykę Celtów, dodatkowo imponują śpiewem pieśni przez siebie samych tłumaczonych na polski. Bliżej przełomu wieków lokują się: formacja Donegal wzbogacająca irlandzkie rytmy elementami rocka i bluesa, The Celtic Folk – jeszcze jeden zespół folkowy z Jastrzębia, z muzyką irlandzką i szkocką w repertuarze, Sushee – oprócz muzyki celtyckiej i szant idący również w kierunku rocka, Beltaine Celtic Group z Katowic – z irlandzkim, szkockim i bretońskim tonem – nieco uwspółcześnionym, GreenWood – z celtycką nutą już wyraźnie opromienioną XXI wiekiem (2003), nieco późniejszy Duan – zorientowany ku tradycyjnej muzyce irlandzkiej, trochę inaczej niż Rimead, owszem wykonujący tradycyjną muzykę irlandzką, ale skłaniający się ku tzw. Ceol Nua – czyli nowej muzyce, wreszcie zespół The Reelium oprócz Irlandii, wziął na muzyczną tapetę kraje celtyckie Półwyspu Iberyjskiego. Długo by wymieniać… Nowych „twarzy” wciąż przybywa, co dowodzi niemalejącego popytu na ten rodzaj muzycznych doznań.

Osobnego potraktowania wymagają polskie zespoły taneczne towarzyszące najpiękniejszej muzyce świata. Krakowski Comhlan już od 1993 roku porywa swoimi energetycznymi tańcami wykonywanymi pod akompaniament irlandzkiej i szkockiej muzyki. Za nim był Finnan Geas z Warszawy, Elphin – prezentujący step irlandzki, Reelandia – również ze stolicy („Od kilku lat regularnie występujemy z najlepszym polskim zespołem grającym muzykę celtycką – Carrantuohill, z którym to opracowaliśmy pierwsze w Polsce widowisko w całości oparte na tańcu irlandzkim: Touch of Ireland (polska premiera odbyła się 13 marca 2006 w Teatrze Muzycznym w Gliwicach)” – cytat z autoprezentacji zespołu). Setanta to kolejna warszawska grupa tańca irlandzkiego, powstała w 2001 roku. W tym samym niemal czasie zawiązał się pierwszy skład zespołu tańca irlandzkiego z Wrocławia Tuatha de Danaan. Bardzo znanym z polskich scen jest również Celtic Dream ze Szczecina, a ostatnio furorę międzynarodową robi niesamowity w swojej dynamicznej perfekcji dziecięco–młodzieżowy zespół Salake z Gliwic (złoty medal w stepowaniu podczas Mistrzostw Świata w Tańcu Dzieci i Młodzieży „Dance World Cup” w latach 2006 i 2010). Z większością tych roztańczonych zespołów śląscy Celtowie współpracowali nie tylko na krajowych scenach.

W tej pierwszej części cyklu wspomnień na jubileusz Carrantuohill chodziło o zarysowanie tła i charakterystyki ogólnej muzycznego środowiska, w jakim zespół powstawał i wciąż z taką energią funkcjonuje. Opis najważniejszych wydarzeń w życiu grupy, od samego początku (od gawędy do legendy), zostawmy na następne odcinki.

Dziś, na zakończenie proponuję fragment tekstu z przełomu wieków, autorstwa poety i muzyka Zbigniewa Seydy, który poniekąd rozjaśnia motywy zafascynowania irlandzką muzyką wszystkich członków zespołu Carrantuohill.

Irlandia – magiczne tchnienie pradawnych mitów, tajemnice uśpione w kamiennych kręgach, a tuż obok przedziwnie romantyczna radość istnienia, która co dnia budzi się wraz ze słońcem, by wieczorami – w gwarze i muzyce pubów – odnaleźć swoje spełnienie. Wyciągasz rękę i grzmi dziki ocean, szumi wiatr wśród zielonych dolin, a dźwięki skrzypiec brzmią dziwnie słodko i jakoś znajomo. Czar… tęsknota… ziszczenie marzeń… śpiew i miłość… to wszystko jest jakby bliższe, bardziej prawdziwe – zapewne dlatego, że taki właśnie obraz tkwi w naszych głowach już od kilkunastu lat – hen ponad rzeczywistością, bliższy snom, niż zwykłej, szarej codzienności.

PS – czyli Pozwolę Sobie

O dziwnej, dla większości zagadkowej, trudnej do wymówienia czy napisania nazwie zespołu wspomniano między innymi dawno temu w rubryce „Z przymrużeniem oka”, na kartach pisma „Orkiestra p.w. św. Mikołaja” (1/96), wydawanego przy UMCS w Lublinie. Oto treść tej anegdoty: „Na Pikniku Country w Mrągowie 1992 roku, gdzie koncertował Carrantuohill, wisiała lista wykonawców. Do listy tej podchodzi szacowny jegomość i czyta płynnie po kolei nazwy wszystkich zespołów – aż do momentu, kiedy łamie język i zaczyna bełkotać: „Carrau…, Cuaranta…, Karate!!! K…wa, kto tak mógł nazwać zespół!?”.

Stefan Smołka

  • Numer: 51/52 (267/268)
  • Data wydania: 20.12.11