Śladami Antoniego Szafranka - część IV
Wspomnienie o artyście i pedagogu z okazji wernisażu jego obrazów w Akademii Muzycznej w Katowicach.
Benon Hardy podkreślał, że bracia Szafrankowie nie dzielili muzyki w znaczeniu jej oddziaływania na tzw. poważną i lżejszą, ale za to zawsze najbardziej poważnie traktowali muzykę jako całość, ergo z powagą traktowali swych współpracowników i uczniów tworząc cudowną atmosferę do pracy. „Uprawianie muzyki wzbogaca naszą indywidualność i poszerza zasięg naszego życia duchowego” – oto motto noty informującej o otwarciu 1 września 1933 pierwszego roku szkolnego Szkoły Muzycznej w Rybniku. Projekt Szafranków jak magnes przyciągnął pięknych duchem ludzi, świetnych muzyków i pedagogów. Dość wymienić muzykologa Józefa Bulę, który ukończył krakowski UJ, Konstantego Borzyka, Józefa Salacza – absolwent Konserwatorium w Pradze czy Czesława Przystasia. Wszyscy związani po wojnie z katowicką PWSM i WOSPR.
Najwięcej z żyjących przyjaciół Antoniego Szafranka wiedział o nim chyba profesor Juliusz Malik, jego następca na stanowisku dyrektora Szkoły Muzycznej w Rybniku. Ich przyjaźń, która przeniosła się także na małżonki trwała do końca życia. Juliusz Malik zanim sam objął fotel dyrektorski był prawą ręką Antoniego Szafranka, nieocenioną pomocą we wszelkich sprawach administracyjnych, co pozwalało Antoniemu skupić się w większym zakresie na kwestiach stricte muzycznych i pedagogicznych. Z przedwojennych czasów profesor Malik przypomniał godne odnotowania z podkreśleniem zdarzenie. Mianowicie, iż głównie za sprawą Antoniego Szafranka szkoła muzyczna nabyła unikalną aparaturę nagrywającą, jakiej nie miała wtedy żadna inna szkoła muzyczna tego szczebla w Polsce. Warto w tym miejscu zaakcentować jakim fenomenem było stworzenie szkoły muzycznej w przedwojennym powiatowym niewielkim mieście. Juliusz Malik podkreślał, że Antoni był nie tylko bardzo dobrym skrzypkiem, ale jeszcze lepszym dyrygentem i pedagogiem, acz to głównie Karolowi świat zawdzięcza Henryka Mikołaja Góreckiego, Piotra Palecznego, Lidię Grychtoł, Adama Makowicza. Niemniej Adam Górski czy Paweł Święty, profesor Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Katowicach są dwoma symbolami efektów pracy Antoniego Szafranka. Pierwszy przede wszystkim wirtuoz, drugi ceniony pedagog. Poza tym trzeba wspomnieć przynajmniej takich adeptów rybnickiej szkoły jak wybitny kompozytor Jan Hawel, chórmistrzowie Bogdan Gola i Jan Szyrocki.
W latach wojny okupant zamknął szkołę braci Szafranków i skonfiskował całe jej wyposażenie. Szkoła działała wówczas tj. do 1939 w zasłużonej rybnickiej „Polonii” przy Alei 3 Maja. Wraz z ogrodem miejskim było to doskonałe miejsce dla działalności braci. Budynki „Polonii” okupanci zniszczyli. Antoni pracował u prof. Lubricha, który był uczniem sławnego kompozytora i organisty Maxa Regera. Fritz Lubrich od 1919 bardzo był znany w Katowicach i na Śląsku. Antoni dawał prywatne lekcje. Podobnie Karol, który kształcił m.in. obiecującą młodą pianistkę z Rybnika Lidię Grychtołównę. Antoni w szkole Lubricha znanej jako Polski Instytut Muzyczny prowadził także orkiestrę szkolną. Jednakże w 1941 gestapo zamknęło szkołę. I w 1941 r. bracia Szafrankowie zaczęli pracę w katowickiej Wyższej Krajowej Szkole Muzycznej. W lutym 1946 powrócili do Rybnika. Antoni Szafranek od 1952 stał się dyrektorem upaństwowionej szkoły muzycznej w Rybniku. W 1975 zrezygnował z tego stanowiska, by absolutnie poświęcić się pracy dyrygenta orkiestry założonej przez siebie w 1960 roku Filharmonii Rybnickiego Okręgu Węglowego.
Antoni ożenił się w Katowicach z Dorą Leuschner. Podobnie jak małżonek nie raz występowała w Polskim Radio pod pseudonimem Danuta Morska. Przemiła wybranka dostała w posagu niezłą sumkę. Cała niemal została przeznaczona na wymarzone skrzypce. Jeśli Stradivariusa porównać do Ferrari, Amatiego do Lamborghini, to skrzypce, których właścicielem stał się Antoni Szafranek można przyrównać przynajmniej do Maserati. Jego Guarneri, z którym lubił się fotografować przeszedł zaraz po wojnie niebywałą historię. Na skrzypcach tej manufaktury zwanych „armatą” grał nie kto inny, jak sam Nicollo Paganini. Ceny wzmiankowanych tu firm idą, jak wiemy w setki tysięcy dolarów. Tymczasem wiosną 1945 zostały one Antoniemu Szafrankowi skradzione. Dokonali tego uzbrojeni osobnicy. W czasie ich kradzieży być może ocalił on – ucieczką przez okno – swe życie. Złodzieje dokładnie wiedzieli, gdzie przechowywany jest wspaniały instrument. Niepowetowana strata.
Antoni Szafranek oddał się pracy. Miał propozycje objęcia stanowisk pedagogicznych w Austrii i Japonii. Wolał zostać i zdaniem profesora Malika fortunnie się stało, bo zaistniał jako świetny dyrygent i twórca kolejnego polskiego fenomenu – filharmonii w powiatowym mieście. Od jej powstania minęło pół wieku. To nie ustrojowi zawdzięczał Rybnik swą filharmonię, lecz mecenasom takim jak szef RZPW Jerzy Kucharczyk. Długo by wyliczać, kto koncertował z Rybnicką Filharmonią i jakie znakomitości w samych superlatywach wypowiadały się o batucie Antoniego Szafranka.
Dora i Antoni Szafrankowie kochali nasze Beskidy. Antoni zakupił w rejonie Skrzycznego od starej góralki niewielkie domostwo. Powoli przez lata zaczął je remontować, adaptować, stopniowo rozbudowywać. Stara góralka pomieszkiwała dalej w swym domu dzięki dobremu sercu Antoniego. A kiedy zmarła, górale nie mogli się nadziwić, że taki człowiek, jak Antoni Szafranek przerwał swe zajęcia i osobiście przyjechał na jej pogrzeb. Odpoczywając u siebie w górach, uwielbiał malować. Wychodził ze sztalugami na stoki i malował góry od wiosny do zimy. Patrząc na dzieła jego pędzla, trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie muzyka mielibyśmy może jeszcze jedno wielkie nazwisko w malarstwie. Z czasem malował także w innych miejscach, o czym świadczą obrazy znad morza czy z Wenecji. Lubił też malować zwierzęta. Najwięcej pozostało akwarel i pasteli, ale uprawiał także malarstwo olejne. W jego obrazach widać przede wszystkim miłość do gór. Widać lekkość z jaką je malował, nie zatracając nic z głębokiego wejrzenia w nie. Bez dwóch zdań, był malarsko także niebywale utalentowany. Niektóre z tych pejzaży są naprawdę urzekające. Inną pasją Antoniego była książka. Zwłaszcza podróżnicza, jakby mało mu było tych wszystkich miejsc na świecie, w których koncertował.
Michał Palica
Najnowsze komentarze