Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Jesteśmy na końcu łańcucha pokarmowego

01.02.2011 00:00 red
Na dziś trudno zbudować klub grający w ekstraklasie bez wsparcia miasta. Dlatego władze Rybnika muszą zdecydować czy chcą mieć w ogóle sport kwalifikowany – mówi Gabriela Wistuba prezes Klubu Koszykarskiego Utex ROW Rybnik w rozmowie z Tygodnikiem Rybnickim.
– Marek Pietras: – Czy pani chce się jeszcze ciągnąć ten wózek z napisem KK Utex ROW Rybnik?
– Gabriela Wistuba:
– Szczerze to nie wiem (śmiech). Na pewno jeszcze przez trzy miesiące musi mi się chcieć.
 
– Co potem? Jest szansa, aby w Rybniku zbudować silny, stabilny ekstraklasowy klub?
– Po czterech latach pracy mam coraz więcej wątpliwości. Możemy na dziś stworzyć stabilny klub ale nie będzie on spełniał norm, które obowiązują w ekstraklasie. Bo jak życie pokazuje, zebranie odpowiedniego budżetu na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej jest bardzo trudne.
 
– Jaki jest odzew na wasze petycje, prośby kierowane do rybnickiego biznesu?
– Żadne. Nikt nie jest zainteresowany reklamowaniem się poprzez koszykówkę. Oczywiście z wyłączeniem firmy Utex i kilku biznesmenów, którzy skromie ale jednak nas wspierają. Ta pomoc wynika głównie ze znajomości, z sympatii. Jednak gdy rozmowy zaczynają się o kwotach powyżej kilkunastu tysięcy spotykamy się z dużym oporem. A my potrzebujemy sponsora, który zainwestuje duże pieniądze. Bo tylko tak możemy osiągnąć satysfakcjonującą nas stabilizację. Po czterech latach widzę jednak, że jest to zadanie z serii mission impossible.
 
– Ile trzeba mieć żeby grać w ekstraklasie?
– Aby spokojnie kończyć sezon w połowie tabeli trzeba dysponować budżetem na poziomie 1,5 miliona złotych netto. To powinno wystarczyć na opłacenie pracowników, zawodniczek plus pokrycie kosztów organizacyjnych. My od czterech lat mamy podobny budżet. Niestety, w tym okresie wszystko zdrożało więc relatywnie siła nabywcza tych samych pieniędzy zmalała. Za wszystko trzeba płacić więcej. Za jedzenie, paliwo, hotele.
 
– Jak dziś więc wyglądają finanse klubu?
– Powiem tak: dwa lata temu mieliśmy bardzo duże zadłużenie. Do dziś zostało ono spłacone w pięćdziesięciu procentach. Gdyby znalazł się jeszcze jeden sponsor tytularny, czyli ktoś na poziomie 500 tys. zł, tyle np. daje miasto Rybnik, to wyszlibyśmy na prostą.
 
– Co było główna przyczyną, że dziś nie macie płynności finansowej?
– Według mojej opinii była to zwyżka kursu dolara. Dwa lata temu w trzy miesiące wydaliśmy cały budżet płacowy na Amerykanki, który miał starczyć na cały sezon. Do tego wielu naszych partnerów nie wywiązało się z deklaracji odnośnie pomocy finansowej dla klubu. Może to był nasz błąd, że budowaliśmy skład w oparciu o pieniądze, na które nie mieliśmy pokrycia w umowach. Ale jak się okazuje, nawet podpisanie umowy też nie wiąże się z tym, że pieniądze trafią na konto klubu. Na dziś nie otrzymaliśmy prawie 120 tys., które są zapisane w umowach z różnymi firmami czy osobami.
 
– Są już jakieś ustalenia finansowe co do kolejnego sezonu?
– Z tego co wiem na dziś zostanie z nami firma Utex. Może inaczej, nie mam sygnałów, aby nie chciała z nami nadal współpracować. Nie wiem jeszcze czy ich wkład finansowy się zwiększy czy nie. Do tego cały czas czekamy na decyzję miasta odnośnie finansowania sportu w ogóle. Jestem przekonana, że kolejne 300 – 400 tysięcy uda się nazbierać od pozostałych większych czy mniejszych firm. To jednak nadal nie zaspokaja naszych wszystkich potrzeb. Dlatego będziemy cały czas monitorować rynek i rozmawiać z potencjalnymi sponsorami. Ale jak wspomniałam wcześniej, zainteresowanie firm jest niewielkie bądź żadne. Do tego dochodzi brak decyzyjności. Najlepszym przykładem na to jest Gorzów Wlkp. Dziś klub z tego miasta doświadcza takiej samej sytuacji jaka spotkała nas dwa lata temu, czyli załamanie się budżetu.
 
– Czy w dzisiejszych czasach można funkcjonować w ekstraklasie bez wsparcia miasta?
– Nie ma takiej możliwości. Dlatego władze Rybnika muszą zdecydować czy chcą mieć w ogóle sport kwalifikowany. Jeżeli chodzi o inne klubu, które występują z nami w ekstraklasie to w większości dostają od miasta w których mają siedzibę minimum milion złotych. Drugie tyle sami dozbierają i mogą funkcjonować. Musimy też cały czas pamiętać, że jesteśmy w dobie kryzysu i biznes nie jest chętny do wydawania pieniędzy. Firmy, które nas wspierają często też skarżą się na brak płynności finansowej i nie płacą regularnie. To prosty system naczyń połączonych. A że my jesteśmy na końcu tego układu pokarmowego to też wynikają z tego problemy.
 
– Rozumiem, że nie jest pani rozczarowana wynikami zespołu w obecnych rozgrywkach?
– Absolutnie nie. Są one adekwatne do naszych możliwości. Wiedzieliśmy z trenerem na kogo nas stać i jak mniej więcej ta drużyna będzie się prezentować. Z góry było wiadomo, że tego sezonu pod względem sportowym nie będziemy mogli zaliczyć do udanych. Natomiast powtórzę za słowami trenera Orczyka, że wpływ jakości naszej gry na zainteresowanie sponsorów nie przekłada się w ogóle.
 
– Cel jakim jest utrzymanie się w ekstraklasie wydaje się jednak realny do osiągnięcia?
– Biorąc pod uwagę wczorajszą wygraną z ŁKS-em jest on jak najbardziej realny. Musimy utrzymać bilans dodatni z dwoma ekipami, które są za nami w tabeli.
 
– W Polsce są już ligi zawodowe, które mocno wspierają kluby w nich występujące. Czy podobnie jest w PLKK?
– Trudno porównywać się komukolwiek do piłki nożnej, która ma duże wpływy z tytułu praw do transmisji. Nasz zarząd, tak jak zarząd każdego z klubów, ma problem z pozyskaniem bogatego sponsora tytularnego czy strategicznego. Wiele rzeczy robi się w tym kierunku, natomiast jak życie pokazuje – łatwo nie jest. Może po części wynika to z tego, że obecnie koszykówka jest na siódmym miejscu biorąc pod uwagę atrakcyjność dyscypliny dla sponsorów. Fakt, że kluby muszą płacić za transmisje telewizyjne najdobitniej dowodzi, że coś jest nie tak. Miejmy nadzieję, że w przyszłości coś się zmieni. Przed nami wybory na prezesa Polskiego Związku Koszykówki. Być może nowy prezes, bądź obecny, który stara się o reelekcję, doprowadzą do poprawy wizerunku koszykówki w ogóle.
 
– Działa pani również w RKMS-ie. Czy pani zdaniem w Rybniku jest moda na sport?
– Nie ma. Wynika to głównie z lenistwa. Rodziców i dzieci. Osobiście znam mało rodzin, w których są dzieci i uprawiają one sport. Czasem to rodzice zniechęcają swoje pociechy a czasem to dzieciaki nie wykazują żadnej inicjatywy. Do tego uważam, że w sportach indywidualnych jest łatwiej. Rodzic szybciej widzi sukcesy swojego dziecka i zainwestowane w niego pieniądze oraz czas. Dlatego jest bardziej zmotywowany. W grach zespołowych jest to proces bardziej skomplikowany.
 
– Wielu zastanawia się dlaczego za klubem w ekstraklasie nie stoją szeregi młodych rybniczanek, które mogłyby w przyszłości stanowić o sile drużyny?
– Wynika to z kilku powodów. Na pewno po części jest to skutkiem tego o czym już rozmawialiśmy, czyli o braku mody na sport. Druga sprawa to szkolenie w RMKS-ie bo Utex ROW nie prowadzi takowego. Czasami mam wrażenie, że trenerzy juniorek traktują Utex jako konkurencję. Nie wiem czy nie widzą perspektywy dla siebie czy nie chcą robić tego co powinni? Sezon niedługo się skończy i zrobimy wtedy rachunek sumienia. Potem zastanowimy się czy ci trenerzy nadal powinni w takim układzie pracować w RKMS-ie. 
 
– Kim dziś powinien być działacz sportowy? Główne jego cechy to?
– Powinien być bardzo cierpliwy. Współpraca z ludźmi, zwłaszcza w takich trudnych czasach w jakich przyszło nam żyć, wymaga dużo pokory i cierpliwości właśnie. Często się zdarza, że powiedzenie „Pan Bóg nie rychliwy ale sprawiedliwy” się sprawdza i wiele spraw udaje się załatwić. Do tego musi być operatywny i powinien mieć umiejętności rozwiązywania problemów, których nikt nie jest w stanie przewidzieć. No i przede wszystkim powinien mieć bardzo szeroką gamę znajomych, dzięki którym pieniądz będzie płynąć do klubu szerokim strumieniem. Dobry plan marketingowy nie ma takiej siły przebicia jak dobre słowo kogoś znajomego.
 
– Zgadza się pani ze stwierdzeniem, że działaczom pasjonatom jest trudniej? Że ktoś kto prowadzi klub tylko dla zysku będzie miał łatwiej?
– Nie wiem gdzie jest granica, za którą biznesmen staje się pasjonatem i odwrotnie. Kiedy pasjonat staje się biznesmenem. Znam wielu, którzy dofinansowują swoje przedsięwzięcia, swoje kluby. M.in. Gabriela Wistuba czy Mirosław Orczyk. Każda działalność ma jednak swoje granice. Myślę, że przyjdzie taki moment, w którym będzie trzeba powiedzieć koniec. Wiara w to, że skończą się lata chude a zaczną tłuste przestanie wystarczać.
 
– Słuchając ostatnich wypowiedzi trenera Orczyka, czytając wywiady, można odnieść wrażenie, że dla niego taki czas właśnie nadszedł.
– Bardzo żałuję, że tak się stało. Widzę, że jego cierpliwość umarła. Jednak my przystępując do nowego sezonu umówiliśmy się, że rozliczmy się z wszystkich należności do końca sezonu. Czyli do kwietnia mieliśmy mieć czas, aby wyrównać wszystkie rachunki. Niestety, trenerowi trzy miesiące wcześniej puściły nerwy. Żeby była jasność: absolutnie go za to nie winię i nie mam pretensji. Każdy ma prawo do swoich decyzji.
 
– Na koniec, podsumowując ostatnie cztery lata. Proszę wymienić dwa plusy i dwa minusy związane z działalnością w klubie.
– Plusy to na pewno fakt, że w trudnych chwilach nie zawiedli mnie przyjaciele. Zawsze mogłam liczyć na ich pomoc. Finansową również. Wystarczyło im moje słowo. To dużo dla mnie znaczy. No i z pewnością fakt, że mimo wszystko czwarty sezon gramy w ekstraklasie. Minusy. Jak się łatwo domyśleć największym jest brak płynności finansowej. A drugim to brak sygnałów, że możemy iść do przodu, rozwijać się.
  • Numer: 5 (221)
  • Data wydania: 01.02.11