Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Plany mamy świetne

18.01.2011 00:00 red
Nigdy nie przeskoczymy piłki nożnej. Mam wrażenie, że jesteśmy piłkarską potęgą. No ale w końcu zremisowaliśmy na Wembley z Anglią – mówi w rozmowie z Tygodnikiem Rybnickim Michał Pawlaszczyk, prezes RKM Rybnik.
– Marek Pietras: – Czy wraca pan jeszcze czasami do ubiegłego sezonu?
– Michał Pawlaszczyk: – Nie czasami, bardzo często. Zeszłoroczny sezon odcisnął straszne piętno na wszystkich związanych z naszym klubem. To był dla mnie osobiście bardzo ciężki rok. Jak wiemy, tonący łapie się brzytwy i mi ta brzytwa bardzo pocięła palce. Mam tu na myśli dwie fuzje, mniejszą i większą. Do tego zeszły rok cały czas nas goni w sensie zaległości. Nie jest tajemnicą, że takie mamy i musimy sobie z nimi poradzić. Ale ważne jest również to, żeby z błędów wyciągać wnioski. 
 
– Analizując sezon 2010, co było powodem, że zakończył on się dość słabo?
– Na ostateczny wynik złożyło się wiele czynników. Począwszy od pogody która nas prześladowała a co bezpośrednio przełożyło się na frekwencję na stadionie, kończąc na tragedii smoleńskiej, która spowodowała totalny zamęt jeżeli chodzi o terminarz rozgrywek. Musieliśmy jechać na cztery mecze wyjazdowe. Drużyna była zdziesiątkowana po meczu z Grudziądzem. Wiele takich małych rzeczy złożyło się na to, że musieliśmy do ostatniego meczu walczyć o ligowy byt.
 
– Patrząc wstecz na te dwa lata, kiedy zawiaduje pan klubem, co w swojej działalności zapisałby pan po stronie plusów a co po stronie minusów?
– Plusem na pewno jest fakt, że w sezonie 2009 udowodniliśmy, że w Rybniku jest zapotrzebowanie na dobry żużel. Pokazaliśmy potencjalnym sponsorom, że jest potencjał. Cieszy mnie również to, że nie sprawdziły się głosy wielu znawców, iż sobie nie poradzimy z prowadzeniem klubu. Jest ciężko, ale cały czas pracujemy i mamy nadzieję, że to przyniesie spodziewane efekty. Co do minusów, na pewno można ich znaleźć więcej niż plusów. Jest tak, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja uważam, że największym minusem jest fakt, że jako jedyny klub żużlowy w regionie, który jest najbardziej uprzemysłowionym w kraju, nie jesteśmy w stanie zbudować odpowiedniego budżetu, aby walczyć w ekstralidze. Dla wielu naszych przyjaciół z klubów żużlowych w Polsce jest to mało zrozumiałe a czasem wręcz śmieszne.
 
– Na dziś macie przyznaną licencję warunkową. Czy wymogi, które przed klubem postawiła komisja licencyjna są realne do spełnienia?
– Można powiedzieć, że dla nas to nic nowego. Od trzech lat dostajemy licencję warunkową. Oczywiście musimy uregulować wszystkie zobowiązania co do zawodników i tak się stanie. W tym roku doszły jeszcze zobowiązania wobec ZUS-u. Niestety, to przez moje zaniedbanie. Liczyłem, że ktoś tego pilnuje no i się przeliczyłem.
 
– Jaki więc będzie budżet na zbliżający się sezon?
– Plany, jak zwykle, są świetne. A jak będzie to się przekonamy w najbliższym czasie. To nigdy nie jest prosta sprawa. W ubiegłym sezonie dwóch dużych sponsorów w trakcie sezonu zweryfikowało swoje stanowisko co do promocji, wiązało się to z przekształceniami własnościowymi i my też musieliśmy szybko weryfikować swoje plany. Budżet będzie budowany głównie w oparciu o rozmowy z miastem. Cieszy mnie bardzo, że pan prezydent Adam Fudali mocno się zaangażował w sprawę żużla w Rybniku. Do tego firmy, które cały czas nam pomagały też deklaruję chęć podtrzymania współpracy. Ale tak naprawdę konkretne rozmowy są dopiero przed nami. Bez licencji nie było sensu siadać do stołu.  
 
– Adam Fudali podczas debaty prezydenckiej obiecał, że przekaże na żużel 100 procent więcej pieniędzy niż w poprzednim sezonie. Czy w rozmowach z panem potwierdził tę deklarację?
– Tak i to kilkakrotnie. Pan prezydent pomaga nam bardzo i to nie tylko w temacie pieniędzy miejskich ale również w rozmowach z firmami. Jest też deklaracja pomocy ze strony wojewody, z którym miałem przyjemność się spotkać. Jesteśmy więc pełni optymizmu.
 
– Jakie będą cele zespołu na ten sezon?
– To wszystko będzie zależało od naszej płynności finansowej. Ale jeżeli wszystko potoczy się zgodnie z naszymi oczekiwaniami to powinniśmy walczyć o pierwszą czwórkę. I takie są założenia. Uważam, że są one realne. Oczywiście nie będzie to proste i nie będę ukrywał, że pamiętając ubiegły sezon jesteśmy pełni obaw. Jednak w rozmowach ze sponsorami i miastem przedstawiamy wizję walki o czwórkę.
 
–  Czy jako kibic jest pan zadowolony ze składu, jakim będzie dysponował trener Pawliczek?
– Jako kibic tak (śmiech). Ja już chyba nie umiem tak podchodzić do sprawy. Kibicem przestałem być już dość dawno. Nie potrafię już normalnie oglądać meczu. Patrzę na wszystko jak na coś, za co jestem odpowiedzialny. Powiem szczerze, że chciałbym kiedyś wrócić na trybuny jako zwykły kibic.
 
– Nie boicie się zawodników typu Rory Schlein? Dał się poznać w Rybniku jako duży malkontent.
– Myślę, że każdemu zawodnikowi można przypiąć jakąś łatkę. Rory chciał bardzo u nas jeździć. To jest zawodnik, który może mieć gorszy dzień, ale może też być numerem jeden w drużynie. Chcemy, aby w tym roku była walka o skład. I właśnie pod takim kątem szukaliśmy zawodników.
 
– A co z juniorami? Rybnik zawsze słynął ze szkolenia a teraz w składzie po raz pierwszy będziemy mieć juniora z zagranicy.
– Dla mnie ta sytuacja też jest niezrozumiała. Nasi juniorzy gdzieś się tracą. W mojej opinii to jednak jest tylko i wyłącznie ich wina. Odbyliśmy wiele rozmów na ten temat. Patrząc choćby na przykład Rafała Flegera. Ogólnie nie zakładaliśmy, że może go nie być u nas w drużynie. Pracowaliśmy z nim, jak również z innymi juniorami, przez ostatnie dwa lata bardzo solidnie. Dlatego jestem bardzo zawiedziony, że go tutaj nie będzie. Smutne jest również to, że o jego kontrakcie w Opolu dowiedzieliśmy się z internetu. Moim zdaniem poszedł na łatwiznę. Ja prosiłem człowieka, który jest blisko Rafała, żeby nie pozwalał mu jeździć w II lidze. Mogę zrozumieć, że nie lubi Rybnika, Pawlaszczyka czy Momota, ale z tego powodu nie musiał lądować w II lidze. Być może jednak takie są jego ambicje. I to jest taka kalka, która u nas funkcjonuje. To nie jest tak, że nie daje im się szansy, że nie można znaleźć klubu w I lidze. To bardziej kwestia ich chęci.
 
– Dla wielu powrót do drużyny Adama Pawliczka był sporym zaskoczeniem. Z tego co pamiętam, nie był pan zadowolony z jego pracy z zespołem w sezonie 2009?
– To nie do końca tak jest. Taka ocena to duże uproszczenie. To prawda, że nie byłem zadowolony z jego pracy dwa lata temu. Ale tylko ze względu na to, że nie umiał rozdzielić bycia trenerem i zawodnikiem jednocześnie. Miał z tym potężny problem. Kiedy zdecydował się odstawić motor do garażu wrócił temat jego pracy jako trenera. A to, że będzie mógł usiąść na motor i pokazać młodym zawodnikom, co i jak zrobić to będzie jego wartość dodana.
 
– Zawodnicy rozpoczęli już przygotowania do nowego sezonu?
– Oczywiście. Adam Pawliczek, Mirosław Korbel już pracują z naszą młodzieżą. Wiadomo, że zawodnicy zagraniczni przygotowują się sami. Naszym trenerom pomaga specjalista od spraw siłowo-wytrzymałościowych.
 
– Jeżeli chodzi o sprzęt?
– My zapewniamy wszystko młodzieżowcom. Reszta ma kontrakty zawodowe i to w ich gestii jest przygotowanie sobie motocykli. Mamy nadzieję, że jak najlepszych.
 
– Czy pana zdaniem polski żużel idzie w dobrą stronę?
– Moim zdaniem nie wykorzystujemy potencjału. Mamy mistrza i wicemistrza świata. To na niewiele się przekłada. Nie umiemy np. znaleźć sponsora tytularnego dla całej pierwszej ligi. A to wszystkim ułatwiłoby pracę. Uważam, że dopóki będzie zasada każdy sobie rzepkę skrobie nie zrobimy kroku do przodu. 
  • Numer: 3 (219)
  • Data wydania: 18.01.11