Zięć zabił teścia na sali sądowej
Bogdan Kloch opowiada o przypadkach w historii rybnickiego sądownictwa.
Muzeum w Rybniku od lat zajmuje się oprócz standardowej działalności muzealno-edukacyjnej, także wydawaniem licznych publikacji. Na okoliczność powstania w Rybniku nowego wydziału zamiejscowego sądu okręgowego, który zostanie otwarty 11 lutego, muzeum wyda publikację o sądownictwie.
– Co będzie można przeczytać w nowej publikacji i historię jakiego okresu będzie obejmować?
– Weszliśmy w kontakt z prezesem sądu w Rybniku panem Krzysztofem Fojcikiem, który notabene (myślę, że nie jest to żadna tajemnica) poza tym, że jest sędzią i prawnikiem, skończył również studia historyczne. Współpracujemy także z pracownikami sądu w Gliwicach. Zaproponowaliśmy opracowanie, które w założeniu miało być krótkie. Doszło do tego, że nie będzie się ono zawężać do dziejów sądownictwa w samym Rybniku, ale obszaru rozpatrywania spraw przez rybnicki sąd. Będzie więc sądownictwo w Rybniku, Raciborzu, Wodzisławiu Śląskim, Jastrzębiu oraz Żorach. Powstało opracowanie ukazujące sądownictwo z perspektywy historycznej. Zaczynamy od średniowiecza, są to skrawki wiedzy, które posiadamy, dotyczące najbardziej reprezentatywnego miasta, czyli Raciborza, aż przechodzimy przez czasy nowożytne z początkiem nowoczesnego sądownictwa (wiek XIX), okres międzywojnia polskiego w Rybniku i siłą rzeczy niemieckiego w Raciborzu. Potem przychodzi czas na sądownictwo epoki PRL, aż po współczesność. Trudno było w tej pracy pokazać wszystkie postacie sędziów, a przypuszczam, że dla okresu powojennego nie wszyscy by sobie tego nawet życzyli. Pokazujemy jak przebiegały przemiany, nazewnictwo, jak sądy upadały i powstawały. Rybnik nagle stawał się ośrodkiem ważnym dla sądownictwa, później znowu mniejszym.
– Weszliśmy w kontakt z prezesem sądu w Rybniku panem Krzysztofem Fojcikiem, który notabene (myślę, że nie jest to żadna tajemnica) poza tym, że jest sędzią i prawnikiem, skończył również studia historyczne. Współpracujemy także z pracownikami sądu w Gliwicach. Zaproponowaliśmy opracowanie, które w założeniu miało być krótkie. Doszło do tego, że nie będzie się ono zawężać do dziejów sądownictwa w samym Rybniku, ale obszaru rozpatrywania spraw przez rybnicki sąd. Będzie więc sądownictwo w Rybniku, Raciborzu, Wodzisławiu Śląskim, Jastrzębiu oraz Żorach. Powstało opracowanie ukazujące sądownictwo z perspektywy historycznej. Zaczynamy od średniowiecza, są to skrawki wiedzy, które posiadamy, dotyczące najbardziej reprezentatywnego miasta, czyli Raciborza, aż przechodzimy przez czasy nowożytne z początkiem nowoczesnego sądownictwa (wiek XIX), okres międzywojnia polskiego w Rybniku i siłą rzeczy niemieckiego w Raciborzu. Potem przychodzi czas na sądownictwo epoki PRL, aż po współczesność. Trudno było w tej pracy pokazać wszystkie postacie sędziów, a przypuszczam, że dla okresu powojennego nie wszyscy by sobie tego nawet życzyli. Pokazujemy jak przebiegały przemiany, nazewnictwo, jak sądy upadały i powstawały. Rybnik nagle stawał się ośrodkiem ważnym dla sądownictwa, później znowu mniejszym.
– Czy w historii rybnickiego sądownictwa zdarzały się wydarzenia bez precedensu? Czy znajdziemy takie w waszej publikacji?
– Okraszamy informacje historyczne takimi ciekawymi zdarzeniami. Do wielu akt jednak nie ma dostępu. Na przykład w 1937 roku w Rybniku doszło do bardzo nietypowego zdarzenia na sali sądowej, kiedy osoba sądzona w sprawie spadkowej, zastrzeliła stronę skarżącą. Zięć zabił teścia. To była sensacyjna sprawa, później zapadł wyrok skazujący 15 lat więzienia dla mordercy. Później przedstawiamy proces przedwojennego dziennikarza niemieckiego pochodzenia, który ostro atakował reżim nazistowski w Niemczech. Osobiście kilkakrotnie dał to odczuć kanclerzowi Niemiec, czyli Adolfowi Hitlerowi. Różne środowiska, również władze polskie, które były na etapie tworzenia poprawnych stosunków z Rzeszą Niemiecką w roku 1943, doprowadziły do tego, że dziennikarzowi wytoczono proces przed polskim sądem o obrazę kanclerza Niemiec. Śmiesznym faktem, który odnaleźliśmy, jest to, że prokurator w pewnym momencie tak się zapędził, że chciał powołać na świadka Hermana Göringa. Do tego stopnia emocje brały górę, że sędzia musiał przerwać rozprawę. W tej pracy takich kwiatków pojawia się jeszcze kilka.
– Okraszamy informacje historyczne takimi ciekawymi zdarzeniami. Do wielu akt jednak nie ma dostępu. Na przykład w 1937 roku w Rybniku doszło do bardzo nietypowego zdarzenia na sali sądowej, kiedy osoba sądzona w sprawie spadkowej, zastrzeliła stronę skarżącą. Zięć zabił teścia. To była sensacyjna sprawa, później zapadł wyrok skazujący 15 lat więzienia dla mordercy. Później przedstawiamy proces przedwojennego dziennikarza niemieckiego pochodzenia, który ostro atakował reżim nazistowski w Niemczech. Osobiście kilkakrotnie dał to odczuć kanclerzowi Niemiec, czyli Adolfowi Hitlerowi. Różne środowiska, również władze polskie, które były na etapie tworzenia poprawnych stosunków z Rzeszą Niemiecką w roku 1943, doprowadziły do tego, że dziennikarzowi wytoczono proces przed polskim sądem o obrazę kanclerza Niemiec. Śmiesznym faktem, który odnaleźliśmy, jest to, że prokurator w pewnym momencie tak się zapędził, że chciał powołać na świadka Hermana Göringa. Do tego stopnia emocje brały górę, że sędzia musiał przerwać rozprawę. W tej pracy takich kwiatków pojawia się jeszcze kilka.
– Skąd pomysł na taką publikację?
– Bodźcem było niewątpliwie powstanie nowego sądu w Rybniku. Działanie sądownictwa poza wąskim okresem międzywojnia, czyli 1922 – 1939 oraz częścią PRL-u, jest bardzo słabo rozpoznane. Jest dużo rzeczy nieścisłych, niejasnych oraz wiele materiałów niewykorzystanych. Postanowiliśmy coś z tym zrobić. Inicjatywa powstania takiej publikacji wypłynęła jesienią zeszłego roku. Sąd będzie wydawcą tego, przy udziale muzeum. Publikacja w niewielkiej ilości trafi na rynek księgarski, ale głównie będzie gadżetem na uroczystości otwarcia sądu 11 lutego. Jest to ciekawostka, która wpisuje się w nasze działania wynikające z potrzeby chwili. Muzeum ma ustalony harmonogram działań. W ciągu roku mamy zaplanowane wystawy oraz wydawnictwa. Od paru lat pojawia się idea dużej, ale nie nudnawej monografii miasta. Rybnik jest miastem dużym, pod względem liczby mieszkańców, rozciągłości geograficznej oraz liczby dzielnic. Kiedyś były one osobnymi dzielnicami, co powoduje, że mają swoją odrębną historię, różne własne doświadczenia historyczne. Stodoły były po stronie niemieckiej, więc już tworzy się inny wątek. Trzeba patrzeć z tego okresu inaczej.
– Bodźcem było niewątpliwie powstanie nowego sądu w Rybniku. Działanie sądownictwa poza wąskim okresem międzywojnia, czyli 1922 – 1939 oraz częścią PRL-u, jest bardzo słabo rozpoznane. Jest dużo rzeczy nieścisłych, niejasnych oraz wiele materiałów niewykorzystanych. Postanowiliśmy coś z tym zrobić. Inicjatywa powstania takiej publikacji wypłynęła jesienią zeszłego roku. Sąd będzie wydawcą tego, przy udziale muzeum. Publikacja w niewielkiej ilości trafi na rynek księgarski, ale głównie będzie gadżetem na uroczystości otwarcia sądu 11 lutego. Jest to ciekawostka, która wpisuje się w nasze działania wynikające z potrzeby chwili. Muzeum ma ustalony harmonogram działań. W ciągu roku mamy zaplanowane wystawy oraz wydawnictwa. Od paru lat pojawia się idea dużej, ale nie nudnawej monografii miasta. Rybnik jest miastem dużym, pod względem liczby mieszkańców, rozciągłości geograficznej oraz liczby dzielnic. Kiedyś były one osobnymi dzielnicami, co powoduje, że mają swoją odrębną historię, różne własne doświadczenia historyczne. Stodoły były po stronie niemieckiej, więc już tworzy się inny wątek. Trzeba patrzeć z tego okresu inaczej.
– Pozostając w tematach przedwojennych, niedawno pojawiła się informacja, że w momencie rozpoczęcia II wojny światowej część rybniczan ochoczo witała niemieckie wojska. Jaka była geneza takich zachowań?
– Sprawa jest o tyle skomplikowana, że trzeba by się pochylić nad strukturą miasta w 1939 roku, bo ludność Rybnika po plebiscycie w części miejskiej w większości opowiedziała się za stroną niemiecką. Nie oznaczało to jednak, że wszyscy byli Niemcami. Państwo pruskie przed I wojną światową było zaawansowane, dobrze się rozwijało gospodarczo, więc każdy, kto miał biznes bał się utraty starego świata, w którym funkcjonował na rzecz nowego – nieznanego. Sytuacja była różna. Władze polskie starały się rządzić sprawiedliwie, bez epatowania nienawiścią jednej narodowości do drugiej. W pewnym momencie strona niemiecka znalazła się w mniejszości. Jeszcze w 1922 roku w centrum miasta można się było dogadać głównie po niemiecku. To ulegało zmianie w późniejszych latach. Niemniej jednak wkroczenie Wehrmachtu do Rybnika miało bardzo propagandowy wymiar. Żołnierze dopuszczali dzieci na motory, mimo że mogli je traktować jak wrogów, ale oddziały składały się także z Górnoślązaków po tamtej stronie granicy. To było terytorium dawne niemieckie, więc trzeba było je traktować odpowiednio, nie jak np. Warszawę lub inne miasta polskie. Dochodziły do nas informacje, że Niemcy dzielili czekoladą. Oczywiście dotyczyło to tych, którzy zachowywali się poprawnie. Osoby, które były wrogami Rzeszy i okazywały to w sposób publiczny od razu aresztowano albo pobito. Rybnicki zamek był miejscem, gdzie wiele osób zatrzymano na samym początku września 1939. Wielu ludzi aresztowano z donosów sąsiadów. Często konflikty i wzajemne animozje wpływały na takie a nie inne zachowanie ludzi. Na pewno była grupa ludzi, która wkroczenie Wehrmachtu traktowała jako swój awans. Żyli w państwie, które tolerowali, ale oczekiwali, że przy zmianie sytuacji, będzie się im żyło lepiej, jak za czasów cesarza Wilhelma. Niemcy jednak zmieniły się też. Trzeba było oddać synów do Wehrmachtu, później dramaty. Ludzie liczyli, że będzie inaczej, a skończyło się też zupełnie odmiennie. Wielu ludzi chciało zachować bezpieczeństwo na zasadzie „po co mamy wychodzić przed szereg, kiedy będziemy się zachowywali lojalnie wobec nowej władzy, to nic nam nie będzie”. Podobnie było w innych miastach regionu, ale o tym rzadko się mówi.
– Sprawa jest o tyle skomplikowana, że trzeba by się pochylić nad strukturą miasta w 1939 roku, bo ludność Rybnika po plebiscycie w części miejskiej w większości opowiedziała się za stroną niemiecką. Nie oznaczało to jednak, że wszyscy byli Niemcami. Państwo pruskie przed I wojną światową było zaawansowane, dobrze się rozwijało gospodarczo, więc każdy, kto miał biznes bał się utraty starego świata, w którym funkcjonował na rzecz nowego – nieznanego. Sytuacja była różna. Władze polskie starały się rządzić sprawiedliwie, bez epatowania nienawiścią jednej narodowości do drugiej. W pewnym momencie strona niemiecka znalazła się w mniejszości. Jeszcze w 1922 roku w centrum miasta można się było dogadać głównie po niemiecku. To ulegało zmianie w późniejszych latach. Niemniej jednak wkroczenie Wehrmachtu do Rybnika miało bardzo propagandowy wymiar. Żołnierze dopuszczali dzieci na motory, mimo że mogli je traktować jak wrogów, ale oddziały składały się także z Górnoślązaków po tamtej stronie granicy. To było terytorium dawne niemieckie, więc trzeba było je traktować odpowiednio, nie jak np. Warszawę lub inne miasta polskie. Dochodziły do nas informacje, że Niemcy dzielili czekoladą. Oczywiście dotyczyło to tych, którzy zachowywali się poprawnie. Osoby, które były wrogami Rzeszy i okazywały to w sposób publiczny od razu aresztowano albo pobito. Rybnicki zamek był miejscem, gdzie wiele osób zatrzymano na samym początku września 1939. Wielu ludzi aresztowano z donosów sąsiadów. Często konflikty i wzajemne animozje wpływały na takie a nie inne zachowanie ludzi. Na pewno była grupa ludzi, która wkroczenie Wehrmachtu traktowała jako swój awans. Żyli w państwie, które tolerowali, ale oczekiwali, że przy zmianie sytuacji, będzie się im żyło lepiej, jak za czasów cesarza Wilhelma. Niemcy jednak zmieniły się też. Trzeba było oddać synów do Wehrmachtu, później dramaty. Ludzie liczyli, że będzie inaczej, a skończyło się też zupełnie odmiennie. Wielu ludzi chciało zachować bezpieczeństwo na zasadzie „po co mamy wychodzić przed szereg, kiedy będziemy się zachowywali lojalnie wobec nowej władzy, to nic nam nie będzie”. Podobnie było w innych miastach regionu, ale o tym rzadko się mówi.
– Serdecznie dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.
– Dziękuję.
Rozmawiał Szymon Kamczyk
Najnowsze komentarze