Kuchenne rewolucje, czyli kto mąci w szkolnej zupie
Władze gminy zapowiedziały racjonalizację w szkolnych stołówkach, kucharki boją się zwolnień.
Rok temu gmina postanowiła ustandaryzować budżety w swoich placówkach oświatowych. Padło na pracowników obsługi – sprzątaczki, woźne, palaczy i sekretarki. Część z nich pożegnała się z pracą, części obcięto etaty. Oświata musi szukać oszczędności. Niż demograficzny w szkołach powoduje, że dzieci jest coraz mniej. Przez to mniej jest też wydawanych obiadów, a utrzymanie kuchni i jej pracowników kosztuje. W tym roku władze gminy zabrały się więc za racjonalizację szkolnych kuchni, a co za tym idzie etaty kucharek. Te ostatnie boją się zwolnień, bo w niektórych szkołach dyrekcja już im takie zapowiedziała.
Zwolnienia to odgórna decyzja
Wiadomość o likwidacji szkolnych kuchni gruchnęła kilka tygodni temu. Kucharki i intendentki zostaną zwolnione a gotowane dla dzieci w szkołach obiady zastąpi katering. W niektórych szkołach panie już poinformowano, że dostaną trzymiesięczne wypowiedzenia. Po wielu latach harówki w szkolnej kuchni usłyszały też, że pracy nie znajdą, bo są za stare. – Oczywiście, że boimy się o pracę. Żadna nie chce jej stracić, przecież mamy rodziny a nie wszyscy nasi mężowie pracują na kopalni. Dyrekcja poinformowała nas, że zwolnienia to decyzja odgórna i ona na nią nie ma wpływu – relacjonuje kilka pań. Kobiety są przerażone widmem bezrobocia, jednak póki co otwarcie nie chcą się wypowiadać. Czekają co dalej.
Burmistrz nie zwalnia
Burmistrz Czerwionki – Leszczyn Wiesław Janiszewski nie kryje irytacji słysząc o zwolnieniach. – Żaden z dyrektorów nie otrzymał od burmistrza informacji, że ma zwolnić kucharki. Nie mam intencji zwalniać, ale jest pomysł racjonalizacji zatrudnienia. Ten pomysł zgłosili dyrektorzy podczas narady – wyjaśnia Janiszewski. Jak dodaje, pomysł nie jest na razie do realizacji, ale do dyskusji. Sprawy funkcjonowania stołówek będą dyskutowane z pracownikami, związkami zawodowymi i rodzicami. Dopiero potem zostaną podjęte decyzje. I jak zapewnia włodarz Czerwionki – Leszczyn, to nie burmistrz zdecyduje w tej sprawie, ale Rada Miejska. Przyznaje, że informacja odnośnie racjonalizacji nie została rzetelnie przekazana ani kucharkom, ani lokalnej społeczności. – Jeśli dyrektorzy dostają polecenie racjonalizacji sytuacji w swoich placówkach, to mają to zrobić tak, żeby znaleźć odpowiednie rozwiązanie i zabezpieczyć potrzeby uczniów, a nie mówić, że burmistrz zwalnia kucharki – stwierdza Janiszewski.
Za i przeciw
Argumenty przemawiające za utrzymaniem kuchni i szkolnych stołówek to głównie żołądki i zdrowie dzieci. Obiady cieszą się popularnością, są kaloryczne, dobrze zbilansowane. Doświadczona kadra kucharek z wieloletnim stażem gotuje przecież dla bardzo trudnego odbiorcy – dzieci, których gust jest dość specyficzny. Jednak powodem postawienia na cenzyrowanym szkolnych stołówek są pieniądze. Rodzice dzieci płacą za tzw. wsad do kotła. Za resztę – prąd, wodę, wszystkie potrzebne media w kuchni i utrzymanie pracowników przerabiających wsad na obiady płaci gmina. Jak wyliczyli urzędnicy, są to dosyć duże koszty, bo podczas gdy uczniów i obiadów ubywa, nie ubywa kucharek. – W ciągu ostatnich 5 lat w gminie ubyło ze szkół 4,5 tys. dzieci. To w zasadzie 3 szkoły. Z tego względu musimy się kierować także względami ekonomicznymi – informuje Hanna Piórecka-Nowak rzeczniczka urzędu.
Od kateringu do spółki
W środowisku bardzo kontrowersyjnie odbierano pomysł zastąpienia „domowych” obiadów kateringiem. Dzisiaj szkolny obiad kosztuje ok. 3,60 zł. Przy kateringu cena może poszybować do góry o parę złotych. Jedni rodzice obawiają się, że ich dziecko będzie teraz jadło wychłodzony obiad z plastikowego talerza, inni czy przy kwocie np. 9 czy 10 zł stać ich będzie na wykupienie dziecku obiadów. Wzrost ceny może się też odbić na uczniach z ubogich rodzin, którym za obiady płacą Kościół czy instytucje charytatywne. – Ten pomysł jest na razie rozważany pod warunkiem, że katering będzie gwarancją ciepłego, zdrowego i smacznego posiłku dla dzieci i bez uszczerbku na zasobności portfela rodziców. W przypadku ewentualnego przejścia na taki system zlecając przygotowanie obiadów firmie interesy kucharek będą zabezpieczone. W umowie będzie zastrzeżone, że wszystkie panie mają być w niej zatrudnione – wyjaśnia rzeczniczka. Jest też inny pomysł na rozwiązanie kwestii szkolnych kuchni i zatrudnienia kucharek. Wiesław Janiszewski chce udostępnić im szkolne kuchnie. – Nasze kuchnie są bardzo dobrze wyposażone. Panie mogłyby założyć swoją firmę i dalej gotować dla dzieci – oznajmia Janiszewski. Podkreśla też, że póki co, wszystko to są tylko propozycje. Czeka też na propozycje ze strony kucharek.
(MS)
Najnowsze komentarze