Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Na stres najlepsze karate

30.11.2010 00:00 red
Poseł Platformy Obywatelskiej i kandydat na urząd prezydenta Marek Krząkała w rozmowie z „Tygodnikiem”:
– Co Pan robił zanim został Pan politykiem?
– To był rok 1998, kiedy zainteresowałem się polityką, a wynikało to z prostego faktu, że wtedy prezydent Józef Makosz, mimo że wygrał wybory nie został prezydentem, bo koalicja AWS z działaczem PC Adamem Fudalim na czele dogadała się z SLD. Dla mnie to było niespotykane. Wtedy to, że AWS idzie z SLD to było jak ogień i woda. To nie była ta lewica co teraz. Chodziło tylko o to, żeby zamiast Makosza wybrać Fudalego. To był moment kiedy zainteresowałem się polityką. Prowadziłem wtedy już własną działalność jako tłumacz przysięgły i uczyłem języka niemieckiego w rybnickich szkołach.
 
– Czyli Pańska decyzja wtedy wynikała z poczucia moralności, z własnych przekonań, tak?
– Tak, zdecydowanie. Ja wierzę, że można prowadzić politykę w czystych rękach.
 
– Czym jest więc dla Pana polityka?
– Dzisiaj to sposób na poprawę życia mieszkańców i stwarzanie im wygody życia.
 
– Czy Pana podejście, pojęcie polityki zmieniło się od czasu gdy podjął Pan swą decyzję?
– Tak. Zauważyłem przez te 12 lat, że my zbyt wiele energii tracimy na niepotrzebne i jałowe dyskusje i przekomarzanie się. Na pokazanie racji i powiedzenia, kto tu rządzi. Gdyby tę energię przełożyć na działanie, żyłoby się nam lepiej. Stąd to hasło Platformy, nie róbmy polityki.
 
– Jak rodzina zareagowała na Pana działalność polityczną?
– O to powinno się zapytać moją żonę i córkę. Nie chcę powiedzieć, że się przyzwyczaiły do tego, że mnie nie ma domu. Tak czy inaczej nie jest łatwo być politykiem i mieć czasu, ile trzeba na rodzinę. Jest to coś, nad czym ubolewam, że z moją córką praktycznie się mijamy. Mam obraz takiej małej kilkuletniej dziewczynki, a teraz to jest dorastająca dziewczyna, chodząca do gimnazjum.
 
– Może Pan coś opowiedzieć o swojej rodzinie?
– Na pewno jestem osobą, która rozpieszcza córkę. To żona jest tą osobą, która trzyma dom. A ja zawsze byłem tym dobrym ojcem, a żona musiała egzekwować pewne sprawy. Chyba taka jest wada ojców, powinienem być bardziej wymagający.
 
– Jakie więc ma Pan metody wychowawcze?
– Pomimo wszystko staram się trzymać jeden front z żoną. Bo wcześniej były takie sytuacje, że córka nie mogła czegoś załatwić u żony, przychodziła do mnie, żeby coś ugrać. Nie powinno być rozbieżności zdań. Poza tym przede wszystkim persfazja i rozmowy. Trzeba mieć argumenty. Pokazywać dlaczego jest tak, a nie inaczej.
 
– Przynosi Pan politykę do domu?
– Chcąc nie chcąc śledzimy to, co dzieje się w mediach. To, o co proszę moją córkę, to żeby nie czytała różnych wpisów na forach. Bo często wypisywane tam są różne wymyślone rzeczy. Jest mi z tego powodu przykro, gdy ona jednak wchodzi i czyta. Ludzie powinni mieć odwagę podpisać się pod tym, co wypisują. Życie polityczne byłoby wtedy lepsze.
 
– No właśnie, czy jako polityk nie chciał Pan sobie powiedzieć dosyć w pewnym momencie, z podobnych powodów bycia w centrum krytyki?
– Muszę się znowu cofnąć do tego roku 1998. Moja decyzja wynikała z protestu przeciwko złej polityce, przeciwko układom, układzikom. Przeciwko temu, że myśli się o sobie bardziej, niż o mieszkańcach. Na kandydowanie na posła zdecydowałem się, gdy wiceministrem w rządzie PiS-u i Samoobrony został Andrzej Lepper. Moja motywacja nigdy się nie zmieniła i nie zmieni.
 
– Co Pana motywuje do pracy. Krytyka czy sukcesy? Kij czy marchewka?
– I jedno i drugie. Konstruktywna krytyka jest zawsze dobra. Ja staram się słuchać dobrych uwag i wyciągać z nich wnioski, natomiast nie słucham tych, którzy chcą tylko obrazić człowieka. Takim ludziom, to bardziej potrzebna jest pomoc psychologiczna. Sukcesy, oczywiście motywują również. Myślę, że jedno i drugie ma wpływ, ale słuchanie konstruktywnej krytyki powinno być najważniejsze.
 
– Jaka jest Pana pierwszorzędna zasada dobrego zarządzania?
– Uwolnić energię Polaków, takie było kiedyś hasło Platforym, a ja mówię uwolnić energię rybniczan. Uwolnić energię mieszkańców, uwolnić energię urzędników. Bo trzeba powiedzieć, że my chcemy tego i tego, a ludzie, którzy się na tym znają, będą mieć setki pomysłów. Dzisiaj nikt ich nie słucha, bo uważa, że oni się na niczym nie znają i nie mają racji. Nikt nie jest alfą i omegą. Sztuką jest zebrać taki zespół, który będzie ze sobą współpracował na zasadach eksperckich. Ja nie będę się spierać z ekspertem, który mi mówi, że powinno być tak a tak.
 
– Jak Pan wypoczywa, jak się Pan odstresowuje?
– Kiedyś bardzo intensywnie uprawiałem sport i wiem, że to jest najlepsza metoda. Trenowałem do matury karate. Jeszcze czasami do tej pory trenuję. To zawsze pomaga, tylko że nie zawsze mam na to czas. Na pewno rozluźniam się czytając książki. Czytam po kilka naraz.
 
– Jaką książkę ostatnio Pan rozpoczął?
– Ostatnio czytam biografie trzech kanclerzy niemieckich. Ale wracając do odpoczynku, jeśli mam czas, wybieram się w góry, np. Alpy, które są bardzo bliskie i drogie.
 
– Nałogi lub nawyki, których się Pan wstydzi?
– Niektórzy znający mnie bliżej twierdzą, że jak ktoś ma miękkie serce, to musi mieć twardy tyłek. Pracuję nad tym, żeby to wypośrodkować. Wymagam przede wszystkim od siebie i gdy patrzę na błędy popełniane przez moich współpracowników, wydaje mi się, że za często ich usprawiedliwiam. Mówi się, że człowiek nie jest doskonały, ale może potrzeba jednak czasami bardziej stanowczych działań. Był zresztą taki okres, że nie byłem w stanie powiedzieć komuś nie. Jeśli ktoś ma 18 lat i nie jest idealistą, to nie ma serca, ale jeśli ktoś ma 40 lat nie jest realistą, to jest po prostu głupi. Ja właśnie wchodzę w umiarkowany realizm. Aha, no i byłbym zapomniał. Spóźniam się. Z powodu natłoku zajęć, jestem zawsze 5 min później na spotkaniu, ale bardzo nad tym pracuję.
 
– Czyli można powiedzieć, żę nie jest Pan wymagającym szefem?
– O to trzeba zapytać moich współpracowników. Oczywiście, że wymagać trzeba, ale przede wszystkim trzeba ze sobą współpracować.
 
– Wygrywa Pan wybory, zostaje prezydentem, wchodzi do gabinetu. Jaka jest Pana pierwsza rzecz, którą Pan robi?
– Przewietrzyć ten gabinet, otwieram okna, ponieważ Pan prezydent pali, a ja jestem osobą niepalącą. Dlatego trzeba wprowadzić powiew świeżości.
 
Rozmawiał Łukasz Żyła
  • Numer: 48 (212)
  • Data wydania: 30.11.10