Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Nie cierpię uroczystości

30.11.2010 00:00 red
Obecny szef urzędu i kandydat na urząd prezydenta z komitetu Blok Samorządowy Rybnik Adam Fudali mówi o sobie:
– Kiedy Pan podjął decyzję, aby zająć się polityką i dlaczego?
– Hmm, trzeba by sięgnąć pamięcią daleko wstecz, do czasów komunistycznych. Wtedy pracowałem na swoim. Gdy doszło do wydarzeń z lat osiemdziesiątych, nie miałem wątpliwości, po której stronie się opowiedzieć.
 
– Co na to Pana rodzina?
– Moja rodzina, to była rodzina z tradycjami. Ale na początku nie było jakichś większych obaw, bo moja pierwsza działalność wtedy polegała na np. udzielaniu schronienia represjonowanym. Bardzo aktywnie natomiast uczestniczyłem we wszystkich ważnych kampaniach wyborczych zaraz po okrągłym stole.
 
– Czy teraz, po tylu latach, tak samo ocenia Pan swoją decyzję?
– Przez te 20 lat zmieniło się bardzo wiele. Porównując moje pierwsze doświadczenia w strukturach partyjnych, kiedy należałem do Porozumienia Centrum, a teraz z tymi samorządowymi, bez zastanowienia opowiadam się za samorządem. W samorządzie jest mniej jakichś wytycznych, poleceń partyjnych. Jest przede wszystkim współpraca.
 
– Czym w takim razie jest dla Pana polityka?
– Cóż, odpowiem wyświechtanym hasłem. Wspólna praca na rzecz dobra wspólnego.
 
– Czy środki, którymi się to dobro realizuje zawierają się w tej polityce?
–Tak, bo tu się polityki też nie unika. Ale to są środki, które raz możemy opisać jako społeczeństwo obywatelskie. Czyli pewne rzeczy nie w sposób dyktatorski, że ja mam mandat i ja wiem najlepiej. Proszę spojrzeć też na mój harmonogram. W roku mam około 500 spotkań. I ja wiem jakie opinie na mój temat krążą. Mam dwoje uszu, ale jedne usta. Ja jestem bardziej nastawiony na to, by słuchać ludzi i potem realizować. Oczywiście nie zawsze wszystko się da zrealizować.
 
– No właśnie. Trudne decyzje. Stresujące momenty. Jak Pan sobie radzi ze stresem?
– No tak, to się wszystko przekłada na mnie. Najgorsze są dla mnie decyzje personalne. Zawsze staram się wczuć w rodzinę tego człowieka. To nie jest tak, że pstryk i kogoś zwalniam. W takich trudnych decyzjach, wydaje mi się, że pomaga mi moje podejście. Ja nie obawiam się swoich decyzji zmienić. Jeśli dochodzą do mnie głosy i przemyślenia, że może jednak coś powinno zostać inaczej rozwiązane, nie waham się tego zrobić.
 
– No tak, ale przychodzi Pan do domu, siada, wychodzi na spacer, czyta?
– Na pewno patrzę na jakieś programy publicystyczne. Próbuję się skupić wtedy, żeby zapomnieć o sprawach urzędowych, z różnym skutkiem. Chyba nie mam takiego jednego sposobu na odstresowanie. Ciągle też pojawiają się kolejne inne problemy do rozwiązania, powodujące kolejne stresy i te wcześniejsze różne negatywne emocje idą w zapomnienie.
 
– Dobrze, teraz załóżmy, że wygrywa Pan wybory, wchodzi Pan do gabinetu. Jaka jest pierwsza decyzja, co Pan robi?
– Ja nie muszę się zastanawiać. To będzie normalna kontynuacja codziennej pracy. Przychodzę 7.40 i zaczynam od odprawy sekretarza i skarbnika miasta.
 
– Czym się Pan zajmował dokładnie zanim wszedł Pan w politykę?
– Prowadziłem z żoną zakład szklarski. To była taka działalność usługowo-handlowa. Wtedy nie było wielu firm z kraju, które to potrafiły robić.
 
– Każdy może Panu zaglądnąć do portfela. Naraża się Pan na krytykę prasy, na forach internetowych można czytać różne gorszące inwektywy. Czy był taki moment, że powiedział Pan sobie „a może już skończyć”?
– Jestem tylko człowiekiem. Mówi się, że polityk musi mieć grubą skórę. Ja chyba takiej 100 proc. skóry nie mam. Chociaż tak sobie myślę, że to chyba dobrze świadczy o człowieku, że jeszcze jest wrażliwy na to co się o nim pisze. Ale są takie momenty, że jakieś przeinaczone fakty docierają do opinii publicznej i człowiekowi normalnie ręce opadają. W takich momentach zadaję sobie pytanie, jak jeszcze długo. Ale zaraz przychodzi następne 100 spraw do załatwienia i się zapomina.
 
– Co Pana bardziej motywuje do pracy: kij czy marchewka?
– Zdecydowanie krytyka. Wspomniał Pan o forach internetowych. Tu i ówdzie czasem zaglądam i wiem jak pewna grupa internautów mnie ocenia. Nie wiem czy Pan w to osobiście uwierzy czy nie, ale ja tych wszystkich uroczystości nie cierpię. Najlepiej schowałbym się gdzieś z boku i popatrzył w spokoju na to całe wydarzenie, a nie być głównym aktorem. Ale to już muszą mieszkańcy ocenić czy tak jest.
 
– Może Pan opowiedzieć coś o swojej rodzinie?
– Hmm, moje sprawy z bieżącego życiorysu, one są naturalnie znane, jednak jeśli chodzi o rodzinę, chciałbym zachować prywatność. Mogę tylko tyle powiedzieć, że byłem w trudnej sytuacji życiowej, kiedy uległem ciężkiemu wypadkowi w wieku 19 lat. Musiałem wtedy stanąć i w przenośni i dosłownie na nogi. Zawsze miałem towarzysza przy sobie, wtedy moja dziewczyna obecnie żona. Udało się nam stworzyć dobrą rodzinę, wychować 4 dzieci. Jedna córka mieszka w Stanach Zjednoczonych, średnia zrobiła międzynarodowy doktorat w Yale. Trzecia pracuje również w szkolnictwie. Wybudowałem dom, posadziłem drzewo, wychowałem syna.
 
– Jakie ma Pan metody wychowawcze?
– Jestem bardzo wymagający. I to jest problem. Jak dzieci jeszcze dorastały i były jakieś problemy, to raczej szły do mamy niż przychodziły do ojca. To chyba takie wychowanie tradycyjne, konserwatywne, solidne, śląskie. Ale ja bardzo pozytywnie w ogóle oceniam dzisiejszą młodzież.
 
– A jaki jest Pana sposób zarządzanie zasobami ludzkimi w urzędzie i w ogóle?
– Od szczebla najniższego po naczelnika czy zastępców, są to zawsze kontakty partnerskie. Nie „ja jestem szefem i koniec dyskusji”. Nie upieram się też przy swoich rozwiązaniach, że muszą być najlepsze. Ale oczywiście ja nie mam tyle czasu, żeby przyjść do każdego referatu i doglądnąć. Chociaż z niektórymi referatami, jak choćby związanymi m.in. z inwestycjami, pozyskiwaniem środków, oświatą mam bezpośredni kontakt.
 
– Czy jest Pan wymagającym szefem?
– Oj, to już niech ocenią moi pracownicy.
 
– Ma Pan jakieś nałogi, nawyki, za które się Pan wstydzi?
– Tak, chcę rzucić palenie. Może po nowej ustawie przynajmniej ograniczę.
 
– Jak Pan przegra wybory, to co Pan będzie robił?
– Nie miałbym problemów w życiu, ale zakładam, że po prostu wygram.
 
Rozmawiał Łukasz Żyła
  • Numer: 48 (212)
  • Data wydania: 30.11.10