Czwartek, 16 maja 2024

imieniny: Andrzeja, Jędrzeja, Adama

RSS

Zdobył tytuł, stracił rodzinę

09.11.2010 00:00 red
W wypełnionej po brzegi sali Tomasz Gollob opowiadał o swoich początkach kariery i o tym dlaczego dopiero teraz został mistrzem świata.
Karierę w sporcie żużlowym rozpoczął w 1988 roku. Wcześniej startował w zawodach motocrossowych. Po czterech latach wywalczył tytuł mistrza Polski. W 1993 roku wystąpił w finale indywidualnych mistrzostw świata. Od tego czasu wszyscy upatrywali w nim faworyta do złota. Zdobył je dopiero w tym roku. – Wcześniej nie byłem gotowy, aby wygrywać najważniejsze imprezy. Żeby to robić trzeba mieć odpowiednie doświadczenie. Nie jest wcale łatwo zdobywać laury. Tego trzeba się nauczyć – twierdzi Tomasz Gollob, nowy mistrz świata na żużlu.
 
Z motyką na słońce
 
Od początku kariery związany był z Polonią Bydgoszcz. Gdy odchodził z tego klubu chciał zakończyć przygodę ze sportem. Czuł się oszukany, wypalony. Chęć do walki wróciła gdy podpisał kontrakt z Unią Tarnów. Przez wiele lat kariery cały czas zbiera doświadczenia i zmienia się. – Kiedyś nie umiałem przegrywać. Dziś z każdej porażki potrafię wyciągać wnioski. To duży postęp. Jako młody zawodnik często porywałem się z motyką na słońce. Najpierw coś robiłem a potem dopiero myślałem. Dziś jest inaczej – twierdzi Gollob. Opowiada również o relacjach w parku maszyn. O tym, że nie jest dla niego ważne czy inni zawodnicy go lubią czy nie. – Nie lubi się zawodników, którzy przyjeżdżają wygrać. Nie widzą nikogo innego. Nic ich nie interesuje. Dlatego i ja pewnie nie przez wszystkich jestem lubiany – przyznaje mistrz świata. Wiele razy wspomina swoje lata spędzone w Bydgoszczy. I mimo, że ma do wielu ludzi z tego klubu żal, uwielbia jeździć na tamtejszym torze.
 
W Bydgoszczy wygrywał siedem razy zawody z cyklu Grand Prix. – Znam tam każdy centymetr toru. Mogę tam jeździć z zamkniętymi oczami – mówi były zawodnik Polonii.
 
Blisko, coraz bliżej
 
W 1999 roku był bardzo blisko tytułu mistrza świata. Przed ostatnimi zawodami miał 4 punkty przewagi nad drugim Tonym Rickardssonem. – Wtedy popełniłem błąd. Miałem się skupić na finałowych zawodach a ja wymyśliłem dziwny plan. W ciągu pięciu dni chciałem wystartować w pięciu zawodach. No i nie udało się – wspomina Tomasz Gollob, który podczas zawodów poprzedzających te najważniejsze, podczas których miał walczyć o tytuł, uległ groźnemu wypadkowi. Wszystko działo się we Wrocławiu podczas zawodów o Złoty Kask. Gollob przeleciał przez bandę z wielkim impetem. Wielu zastanawiało się czy po takim incydencie będzie potrafił wrócić do żużla. – Staram się nie myśleć o złych rzeczach. Szybko wyrzucam je z głowy. Najważniejsza jest przyszłość, kolejne zawody. Po wypadku paradoksalnie nabrałem jeszcze większej ochoty na walkę – zdradza wielokrotny indywidualny mistrz Polski. Dodaje również, że nie może powiedzieć na sto procent, że gdyby wystartował w ostatnich zawodach mistrzostw świata 1999 to już wtedy przywiózłby złoto. Była jednak na to bardzo duża szansa.
 
Rok później wygrał zawody Grand Prix w Berlinie. Jedyne tam rozgrywane. – Stadion, na którym ścigaliśmy się był blisko bramy brandenburskiej. Po moim zwycięstwie grano hymn Polski. Ponoć ktoś z organizatorów powiedział, że więcej tam zawodów nie będzie, bo nikt nie będzie grał hymnu Polskiego w tym miejscu – śmieje się Gollob.
 
Klan Gollobów
 
Przez wiele lat wszyscy bali się klanu Gollobów. Jacek, Tomasz i ich ojciec Władysław. Zawsze byli razem i się wspierali. Dziś jest podobnie ale gdy Jacek zakończył karierę, pewne rzeczy jednak się zmieniły. Był okres, że Tomaszowi Gollobowi groziła półroczna dyskwalifikacja. W przedostatnim wyścigu meczu pomiędzy Apatorem Toruń a Unią w Tarnowie na pierwszym łuku Tomasz Bajerski nie opanował motocykla i wpadł w Jacka Golloba. Tomasz w obronie brata wybiegł na tor i uderzył Bajerskiego. – Moim zdaniem zachowałem się adekwatnie do sytuacji. Bałem się po prostu o brata. I wcale Bajerskiego nie uderzyłem chociaż nie będę ukrywał, że miałem taki zamiar. Czasem trudno opanować nerwy – twierdzi starszy z braci Gollobów. Inną trudną chwilą był wypadek awionetki, którą lecieli na mecz. Samolot pilotował Władysław Gollob. Oprócz Tomasza na pokładzie był również Rune Holta. – Niewiele pamiętam z tego co się wtedy działo. W pewnym momencie chciałem wyskoczyć z samolotu przez kokpit. Ale popatrzyłem na mojego ojca i pomyślałem, że wszystko skończy się dobrze. Że się uratujemy. Pamiętam tylko, że ścinaliśmy drzewa no i to, że nasz samolot się rozpadał – wspomina Tomasz Gollob. Wszystko zakończyło się w miarę dobrze. Tomasz mógł wrócić do sportu. Teraz wszyscy śledzą losy kolejnego Golloba, który zaczyna karierę żużlowca. Chodzi o Oskara, syna Jacka. Ponoć talent ma jeszcze większy niż wujek Tomasz. – Jeżeli nie zmieni się jego nastawienie do sportu i nadal będzie prowadzony w sposób rozumny, myślę, że jest szansa, aby Oskar kontynuował moje sukcesy – mówi stryj nadziei polskiego żużla.
 
Mało tytułów
 
Od czasów gdy Gollob odszedł z Unii Tarnów nie może doczekać się na tytuł drużynowego mistrza Polski. – Nie wiem dlaczego tak się dzieje, że tytułów drużynowych nie mam za dużo. Sam sobie nie umiem tego wytłumaczyć – przyznaje Gollob. Wraca przy okazji do czasów gdy do Tarnowa ściągnął go dr Grzegorz Ślak. – Po przyjściu do klubu dowiedziałem się, że celem są trzy tytuły mistrzów Polski. Złapałem się za włosy, bo wtedy jeszcze je miałem. W sumie wyszło tak, że wygraliśmy ligę dwa razy. Wygralibyśmy i trzeci raz gdyby Tony Rickardsson nie miał słabszego sezonu – twierdzi kapitan reprezentacji Polski na żużlu.
 
Obecnie Gollob jeździ w Gorzowie i ma tam podpisany dwuletni kontrakt. Jak twierdzi w ekstralidze brakuje mu rybnickiej drużyny. – Bardzo brakuje mi Rybnika w ekstralidze. Uważam, że tam jest jego miejsce. Jako młody zawodnik często tu jeździłem i zawsze twierdziłem, że tutejsza drużyna powinna walczyć o tytuły – mówi Gollob.
 
Wysoka cena
 
Nowy mistrz świata przyznaje, że nie liczy pieniędzy. Wszystko co zarabia inwestuje w sprzęt. Zdobycie tytułu najlepszego żużlowca świata kosztowało go blisko 2,5 mln złotych. Podobny budżet będzie miał w przyszłym roku. To gwarantuje możliwość walki o obronę złotego medalu. – Dla mnie najważniejszy jest cel jaki sobie wyznaczam. Na chleb mam więc nie muszę oszczędzać. Największą nagrodą jest dla mnie radość ludzi z moich sukcesów – przyznaje najbardziej utytułowany polski żużlowiec. Ale pieniądze to nie wszystko co musiał poświęcić dla tytułu mistrza świata. – Całe życie podporządkowałem walce o tytuł. Doszło do tego, że straciłem nawet rodzinę – wyznaje Gollob. Po chwili dodaje, że mimo wszystko chce powtórzyć wyczyn z obecnego sezonu i ponownie stanąć na najwyższym stopniu podium. Twierdzi, że na żużlu będzie się jeszcze ścigał cztery  może pięć lat. – Teraz mam kontrakt w Gorzowie. Ale za dwa lata kto wie? Ja jestem otwarty na propozycję. Jeżeli kibice w Rybniku chcieliby mnie tutaj i poczekają na mnie, to być może się doczekają – dodał na zakończenie Tomasz Gollob, indywidualny mistrz świata na żużlu.
 
Marek Pietras
  • Numer: 45 (209)
  • Data wydania: 09.11.10