Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Wyrzucenie Alpine z autostrady to błąd

31.08.2010 00:00 raj
O powrocie na budowę autostrady firmy Alpine rozmawialiśmy z senatorem PO Antonim Motyczką, byłym szefem zespołu sterującego ds. budowy autostrady A1 na odcinku Gorzyczki –  Świerklany.

– Rafał Jabłoński: Budowa autostrady od Gorzyczek do Świerklan stoi w miejscu od 9 miesięcy. Teraz okazuje się, że prace dokończy wyrzucona wcześniej firma. Czy czuje się Pan członkiem grupy, która się w tej sprawie skompromitowała? 

– Antoni Motyczka: Czuję się raczej sfrustrowany. Uważam, że już wyrzucenie Alpine z tej budowy było błędem. Można było nałożyć kary za opóźnienia, które w tym przypadku byłyby ogromne, nawet kilkusetmilionowe. Można było także renegocjować warunki umowy. Najwyraźniej ktoś zdecydował, że Czesi nie są gotowi z autostradą po drugiej stronie granicy, więc kolejne opóźnienia nie zaszkodzą. Ja mam inne zdanie na ten temat. Gdyby prace były kontynuowane, dzisiaj byśmy byli na ukończeniu tej inwestycji.

– Mówi Pan tak jakby nie miał Pan najmniejszego wpływu na te decyzje.

– Bo tak właśnie było. Szefem zespołu sterującego do spraw tej budowy przestałem być już kilka lat temu, jeszcze przed rozpoczęciem budowy. Jako senator zostałem w tej sprawie wyautowany. Nie byłem informowany o szczegółach i nie miałem wpływu na decyzje. Wcześniej byłem potrzebny, ponieważ to do mnie przychodzili mieszkańcy gmin, przez które przebiegać miała autostrada i wspólnie rozwiązywaliśmy problemy. Okazało się najwyraźniej, że zbyt dużo dla tych ludzi robiłem. Wydaje mi się, że byłem postrzegany przez kierownictwo Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad jako osoba, która trzyma z ludźmi, a to nie wszystkim się podobało. Podobnie postąpiono z wójtami gmin, na terenie których znajduje się autostrada. Zostali potraktowani jak piąte koło u wozu.

– Czy próbował Pan sobie wytłumaczyć jak to się stało, że firma, która miała tak duże opóźnienia najpierw jest wyrzucona, a potem wraca dokończyć robotę?

– Nie potrafię na to odpowiedzieć. Uważam, że opóźnienia wzięły się głównie ze złej organizacji pracy. Skoro w ciągu 18 miesięcy wykonanych już prac było 5 dyrektorów kontraktu, to oznacza, że średnio każdy pracował niecałe 4 miesiące. Na takiej budowie samo zapoznanie się z inwestycją i wejście w szczegóły zajmuje dyrektorowi miesiąc. Nie było więc mowy o dobrej organizacji i sprawnej pracy. Mówienie przedstawicieli Alpine o wadliwej dokumentacji, dotyczącej mostu nad doliną łączącą Połomię z Mszaną, i innych błędach projektanta w mojej ocenie jest nieuprawnione. Sam wydawałem opinię techniczną w tej sprawie. Uważam, że groźba zawalenia się mostu nie istnieje. 

– Tym razem Alpine zdąży i zakończy budowę do kwietnia 2012?

– Bez problemu. Myślę, że tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem. Najważniejszym zadaniem będzie wzmocnienie skarp, które podczas ogromnych opadów deszczu się osunęły. Jest to do zrobienia. Pozostałe sprawy pójdą gładko. Nie ma również zagrożenia, że podczas miesięcy postoju budowa została rozkradziona. Elementy, które mają znaczący wpływ na bezpieczeństwo konstrukcji stalowych czy innych nie są zagrożone.

---

Adam Gawęda - poseł PiS

Kiedy pojawiły się problemy z firmą Alpine, zwracałem uwagę na zbyt słabe zaangażowanie GDDKiA oraz ministra w renegocjację umowy. Przecież można było zmienić warunki, a nie zrywać umowę. Przez tę niefortunną decyzję opóźnienia na budowie wyniosą 1,5 roku. Dzisiaj inwestor chwali się rzekomymi oszczędnościami, jakie miałby przynieść ponowny przetarg. Tymczasem z moich wyliczeń wynika, że będzie to zaledwie 175 mln. Uważam, że wyegzekwowanie kar umownych za opóźnienia dałoby znacznie większe korzyści sięgające kilkuset milionów złotych. Poza tym nie wiadomo jaki finał będzie miał spór sądowy, toczony między inwestorem a wykonawcą.

---

Krzysztof Gadowski - poseł PO

Uważam nawet, że powrót Alpine jest dobrą rzeczą, bo firma ta już zna teren i będzie w stanie szybciej przystąpić do prac. Natomiast skoro w czasie pierwszej umowy wykonawca popełniał błędy, to inwestor miał prawo go usunąć. Myślę, że dla nikogo decyzja o zerwaniu kontraktu nie była łatwa, ale skoro została ona podjęta, to musiały być mocne przesłanki do takiego a nie innego działania urzędników GDDKiA. Trudno mi powiedzieć, dlaczego pierwsza umowa z Alpine nie była obwarowana odpowiednimi zabezpieczeniami, tak jak to ma miejsce w nowej umowie. My wszyscy dopiero uczymy się robić tak duże inwestycje. Autostrada to nie jest tam jakaś droga gminna czy powiatowa. To skomplikowana inwestycja. Ale dobrze, że urzędnicy z GDDKiA nie bali się naprawić ewentualnych błędów.

 

  • Numer: 35 (199)
  • Data wydania: 31.08.10