Nie jestem aż takim świrem
Z Robertem Rybickim, poetą i happenerem, rozmawia Łukasz Żyła
– W styczniu w Rybniku odbyła się debata o kulturze, na którą nie zaproszono ciebie, ani Mariana Bednarka. Dwóch najbardziej cenionych literatów, nie tylko w samym Rybniku. Jaki jest Twój stosunek do tego, co się dzieje w rybnickiej kulturze?
– To, że nie zaprasza się literatów na takie debaty, jest brakiem szacunku dla literatury w ogóle. To nie jest syndrom tylko rybnicki. Tak się dzieje w całym województwie, od Katowic po Turzę Śląską. Jedynym chlubnym wyjątkiem jest Mikołów. Jak tylko złapię pierwszą okazję, wyjeżdżam stąd, bo nie ma tu dla mnie miejsca; w tym mieście traktuje się literaturę przedmiotowo-protekcjonalnie i nie zmieni tego zdania fakt, że zauważam otwarcie się na nowości ze strony dyrekcji Rybnickiego Centrum Kultury, czy Biblioteki Miejskiej, co uważam za syndrom pewnej odwilży w myśleniu o kulturze, zwłaszcza w wypadku dyrektora Adama Świerczyny, który się otworzył na bardziej alternatywne sposoby organizowania imprez, co nieco rozmiękcza moją nieufność wobec osób piastujących tego typu stanowiska. Rybnicka kultura? Popatrz w ten sposób: pewne rzeczy zostały zrobione na kilku polach, na kilku innych jeszcze jest trochę roboty. No wiesz, Rybnik jest takim samym miastem, jak wszelkie te, które się plasują pod względem ludnościowym na podobnej pozycji w statystykach. Co możesz powiedzieć o Olsztynie, o Zielonej Górze, Tarnowie czy Koszalinie? Wiesz, co się dzieje w Kaliszu?
– To, że nie zaprasza się literatów na takie debaty, jest brakiem szacunku dla literatury w ogóle. To nie jest syndrom tylko rybnicki. Tak się dzieje w całym województwie, od Katowic po Turzę Śląską. Jedynym chlubnym wyjątkiem jest Mikołów. Jak tylko złapię pierwszą okazję, wyjeżdżam stąd, bo nie ma tu dla mnie miejsca; w tym mieście traktuje się literaturę przedmiotowo-protekcjonalnie i nie zmieni tego zdania fakt, że zauważam otwarcie się na nowości ze strony dyrekcji Rybnickiego Centrum Kultury, czy Biblioteki Miejskiej, co uważam za syndrom pewnej odwilży w myśleniu o kulturze, zwłaszcza w wypadku dyrektora Adama Świerczyny, który się otworzył na bardziej alternatywne sposoby organizowania imprez, co nieco rozmiękcza moją nieufność wobec osób piastujących tego typu stanowiska. Rybnicka kultura? Popatrz w ten sposób: pewne rzeczy zostały zrobione na kilku polach, na kilku innych jeszcze jest trochę roboty. No wiesz, Rybnik jest takim samym miastem, jak wszelkie te, które się plasują pod względem ludnościowym na podobnej pozycji w statystykach. Co możesz powiedzieć o Olsztynie, o Zielonej Górze, Tarnowie czy Koszalinie? Wiesz, co się dzieje w Kaliszu?
– Kiedyś Rybnickie Dni Literatury tętniły życiem. Na festiwal jazzowy przychodziły tłumy. Teraz za bardzo nikt nie ma pomysłu na festiwal z prawdziwego zdarzenia, w tym samym czasie nasi sąsiedzi z Ostrawy robią potężny festiwal muzyczny. Jak sądzisz, czy jest szansa, żeby w Rybniku, który aspiruje do stolicy regionu, powstało w końcu coś większego?
– Widzisz, sprawa wygląda w ten sposób, że do Ostrawy dodać musisz Racibórz, gdzie gra Laibach i Zion Train, a to będzie 25 – 26 czerwca. Coś Rybnik przespał przez ostatnie lata. Bardziej może rybnicka społeczność. Rozmawialiśmy z kabareciarzem Markiem Żyłą o tym, co zrobić, aby poprawić podglebie kulturowe. I Marek wpadł na świetną tezę: otóż mieszkańcy przyłączonych w 1975 roku dzielnic nie identyfikują się z centrum; a jeśli mają mówić, skąd są, nie mówią, że są z Rybnika, ale z Boguszowic, Orzepowic, Zamysłowa. To zamyka pewien proces cywilizacyjny, który może zacząć kiełkować w świadomości, a który można określić tak: jestem częścią pewnej całości. Poza tym bardziej ambitna młodzież emigruje do większych miast, zasilając tamtejsze uniwersytety, tam znajdują pracę i się osiedlają. Może CRIS pomógłby, skoro działa jako społeczny inkubator. Jest przecież inicjatywa: działaj lokalnie, którą nadzoruje Agnieszka Mitura-Zielonka, można tam pytać o pomoc. Trochę więcej wiary w siebie i swoje możliwości, więcej wzajemnego zaufania i szlus! To tylko część tego, co mnie nurtuje.
– Widzisz, sprawa wygląda w ten sposób, że do Ostrawy dodać musisz Racibórz, gdzie gra Laibach i Zion Train, a to będzie 25 – 26 czerwca. Coś Rybnik przespał przez ostatnie lata. Bardziej może rybnicka społeczność. Rozmawialiśmy z kabareciarzem Markiem Żyłą o tym, co zrobić, aby poprawić podglebie kulturowe. I Marek wpadł na świetną tezę: otóż mieszkańcy przyłączonych w 1975 roku dzielnic nie identyfikują się z centrum; a jeśli mają mówić, skąd są, nie mówią, że są z Rybnika, ale z Boguszowic, Orzepowic, Zamysłowa. To zamyka pewien proces cywilizacyjny, który może zacząć kiełkować w świadomości, a który można określić tak: jestem częścią pewnej całości. Poza tym bardziej ambitna młodzież emigruje do większych miast, zasilając tamtejsze uniwersytety, tam znajdują pracę i się osiedlają. Może CRIS pomógłby, skoro działa jako społeczny inkubator. Jest przecież inicjatywa: działaj lokalnie, którą nadzoruje Agnieszka Mitura-Zielonka, można tam pytać o pomoc. Trochę więcej wiary w siebie i swoje możliwości, więcej wzajemnego zaufania i szlus! To tylko część tego, co mnie nurtuje.
– Jesteś uważany za poetę dosyć radykalnego. W czym jako twórca upatrywałbyś swoje radykalne podejście do poezji?
– Robert Rybicki: Radykalności upatrywałbym w odcięciu się od przyjętych i sklasyfikowanych poetyk, które są już rozpoznawalne między innymi poprzez wszelkie szkolne programy nauczania, a także w poszukiwaniu bardziej wiarygodnych źródeł języka pod względem ontologicznym. Dlatego też eksploruję tereny niedostępne dla przeciętnego zjadacza chleba, takie jak, powiedzmy, podświadomość. Tutaj przydałaby się wiedza z Lacana, Freuda, etc. Używam różnych rejestrów języka, od przekleństw po wyrafinowane słownictwo, żeby dać najpełniejszy wymiar żywotności mowy. Pojawia się element groteski i absurdu, które zaprzeczają zdroworozsądkowej logice dyskursu. Zauważyć da się neologizmy, jak na przykład rzeczywidmość, czy nickolwiek. To tylko wierzchołek góry lodowej tego, co, zamierzone lub niezamierzone, pojawia się w tej poezji.
– Robert Rybicki: Radykalności upatrywałbym w odcięciu się od przyjętych i sklasyfikowanych poetyk, które są już rozpoznawalne między innymi poprzez wszelkie szkolne programy nauczania, a także w poszukiwaniu bardziej wiarygodnych źródeł języka pod względem ontologicznym. Dlatego też eksploruję tereny niedostępne dla przeciętnego zjadacza chleba, takie jak, powiedzmy, podświadomość. Tutaj przydałaby się wiedza z Lacana, Freuda, etc. Używam różnych rejestrów języka, od przekleństw po wyrafinowane słownictwo, żeby dać najpełniejszy wymiar żywotności mowy. Pojawia się element groteski i absurdu, które zaprzeczają zdroworozsądkowej logice dyskursu. Zauważyć da się neologizmy, jak na przykład rzeczywidmość, czy nickolwiek. To tylko wierzchołek góry lodowej tego, co, zamierzone lub niezamierzone, pojawia się w tej poezji.
– Twoja najnowsza książka nosi tytuł „Gram, mózgu”. Czy to znaczy, że twój język bardziej pochodzi z mózgu niż ze świata zewnętrznego?
– Tytuł zakłada grę z mózgiem, zwróć uwagę na przecinek w tytule. Grę z mózgiem zakłada tytuł, z regułami myślenia, strukturą myśli, przesyłem informacji w systemie nerwowym. Tytuł też wskazuje na akt woli przy procesie twórczym, a więc świadome wykorzystanie błędów w komunikacji, przejęzyczeń, a zarazem przeciwstawia się dominacji języka mass mediów, całego tego systemu, w jaki jesteśmy wplatani. Język, o który pytasz, pochodzi z obu źródeł dopływu, na jaki wskazujesz. Zresztą nie tylko.
– Tytuł zakłada grę z mózgiem, zwróć uwagę na przecinek w tytule. Grę z mózgiem zakłada tytuł, z regułami myślenia, strukturą myśli, przesyłem informacji w systemie nerwowym. Tytuł też wskazuje na akt woli przy procesie twórczym, a więc świadome wykorzystanie błędów w komunikacji, przejęzyczeń, a zarazem przeciwstawia się dominacji języka mass mediów, całego tego systemu, w jaki jesteśmy wplatani. Język, o który pytasz, pochodzi z obu źródeł dopływu, na jaki wskazujesz. Zresztą nie tylko.
– Przez jakiś czas nauczałeś języka polskiego w szkole w Boguszowicach. Dlaczego nie chcesz być nauczycielem?
– Nie zgadzam się z programem nauczania, który poniekąd też rozumiem. Program nauczania ulega politycznym presjom, a dla mnie polityzacja literatury jest wykroczeniem etycznym. Dobrze wiesz, że deklaruję się jako anarchista. Nie mam zamiaru stosować aparatu przemocy psychicznej i wszelkiego rodzaju szantażów tylko dlatego, że mam jako nauczyciel uprzywilejowaną pozycję pod względem prawno-sytuacyjnym wobec tej garstki młodych osób, które akurat siedzą w ławkach.
– Nie zgadzam się z programem nauczania, który poniekąd też rozumiem. Program nauczania ulega politycznym presjom, a dla mnie polityzacja literatury jest wykroczeniem etycznym. Dobrze wiesz, że deklaruję się jako anarchista. Nie mam zamiaru stosować aparatu przemocy psychicznej i wszelkiego rodzaju szantażów tylko dlatego, że mam jako nauczyciel uprzywilejowaną pozycję pod względem prawno-sytuacyjnym wobec tej garstki młodych osób, które akurat siedzą w ławkach.
– Interesujesz się historią, polityką, też lokalną. Jak postrzegasz rozwój naszego miasta w ciągu ostatniego dziesięciolecia?
– Gdyby popatrzeć na całą historię (niedawno odświeżyłem sobie wiedzę w tej materii na Nocy Muzeów), to Rybnik jest w bardzo sprzyjającej sytuacji geopolitycznej. Można powiedzieć, że w wymarzonej. Tkanka miejska się ożywiła, oczywiście; ja pamiętam rybnicki rynek dwadzieścia lat temu, w ogóle to inny świat. Zawsze się płaci jakąś cenę za okres transformacji. Największym sukcesem miasta jest wybudowanie kampusu uniwersyteckiego na ulicy Rudzkiej – bacznie się mu przyglądają wykładowcy z innych uczelni krajowych. Wszędzie w podobnych miastach powstają galerie handlowe, wszędzie się robi drogi, ale nie wszędzie są kampusy.
– Gdyby popatrzeć na całą historię (niedawno odświeżyłem sobie wiedzę w tej materii na Nocy Muzeów), to Rybnik jest w bardzo sprzyjającej sytuacji geopolitycznej. Można powiedzieć, że w wymarzonej. Tkanka miejska się ożywiła, oczywiście; ja pamiętam rybnicki rynek dwadzieścia lat temu, w ogóle to inny świat. Zawsze się płaci jakąś cenę za okres transformacji. Największym sukcesem miasta jest wybudowanie kampusu uniwersyteckiego na ulicy Rudzkiej – bacznie się mu przyglądają wykładowcy z innych uczelni krajowych. Wszędzie w podobnych miastach powstają galerie handlowe, wszędzie się robi drogi, ale nie wszędzie są kampusy.
– Często podróżujesz po całej Polsce. W jakich miejscach w naszym regionie czujesz się najbardziej komfortowo?
– Zawsze osiedle Elektrowni! Rybnicka Kuźnia! Lubię starówkę Żor, między innymi za to, że toalety w knajpach w okolicach rynku przebijają te rybnickie, w których trzeba zatykać nos, gdy się wchodzi. Jastrzębie – Zdrój za dzielnicę zdrojową i wspaniałą publikę na Zderzeniach Działań Wrażliwych. Rudy! Przecież tam jest pięknie!
– Zawsze osiedle Elektrowni! Rybnicka Kuźnia! Lubię starówkę Żor, między innymi za to, że toalety w knajpach w okolicach rynku przebijają te rybnickie, w których trzeba zatykać nos, gdy się wchodzi. Jastrzębie – Zdrój za dzielnicę zdrojową i wspaniałą publikę na Zderzeniach Działań Wrażliwych. Rudy! Przecież tam jest pięknie!
– Gdybyś został Imperatorem Rybnika, jaka byłaby Twoja pierwsza decyzja?
– Samobójstwo? Wypędzenie poetów? A na poważnie: powołanie profesjonalnego teatru w budynku Rybnickiego Centrum Kultury, niezależnej od wszelkich instytucji galerii, dużego festiwalu rockowego, i jakiś sensowny squat jako miejsce tętniące alternatywną kulturą. A największy marzeniem Imperatora byłoby Wydawnictwo Rybnickie. Bo kultura może stanowić o prestiżu miejsca.
– Samobójstwo? Wypędzenie poetów? A na poważnie: powołanie profesjonalnego teatru w budynku Rybnickiego Centrum Kultury, niezależnej od wszelkich instytucji galerii, dużego festiwalu rockowego, i jakiś sensowny squat jako miejsce tętniące alternatywną kulturą. A największy marzeniem Imperatora byłoby Wydawnictwo Rybnickie. Bo kultura może stanowić o prestiżu miejsca.
– Dziękuję za rozmowę.
– I ja dziękuję.
– I ja dziękuję.
Robert Rybicki
Ur. w 1976 r. w Rybniku, poeta Elektrowni, polonista, publicysta, happener, redaktor i recenzent. Studiował prawo i polonistykę w Uniwersytecie Śląskim. Autor czterech książek z wierszami: „Epifanie i katatonie” (Mikołow 2003), „Motta robali” (Mikołów 2005), „Stos gitar” (Warszawa 2009), „Gram, mózgu” (Poznań 2010). Były redaktor Pisma Artystycznego „Plama” w Rybniku i tygodnika „Nowy Czas” w Londynie; obecnie redaktor „re:presji” w Katowicach, korektor Instytutu Mikołowskiego.
Ur. w 1976 r. w Rybniku, poeta Elektrowni, polonista, publicysta, happener, redaktor i recenzent. Studiował prawo i polonistykę w Uniwersytecie Śląskim. Autor czterech książek z wierszami: „Epifanie i katatonie” (Mikołow 2003), „Motta robali” (Mikołów 2005), „Stos gitar” (Warszawa 2009), „Gram, mózgu” (Poznań 2010). Były redaktor Pisma Artystycznego „Plama” w Rybniku i tygodnika „Nowy Czas” w Londynie; obecnie redaktor „re:presji” w Katowicach, korektor Instytutu Mikołowskiego.
Najnowsze komentarze