Poniedziałek, 1 lipca 2024

imieniny: Haliny, Mariana, Klarysy

RSS

Strażak podpalił mi stodołę

26.01.2010 00:00 luk
– To niewiarygodne. Jak strażak, który ma pomagać, sam palił dobytek swoich sąsiadów! – mówi mieszkaniec Jejkowic (na zdjęciu), pokazując swoją spaloną stodołę. 18-letni strażak z miejscowej OSP wraz ze swym 16-letnim kolegą puszczał z dymem stodoły w gminie. Schwytany przez policjantów przyznał, że emocjonowały go akcje gaśnicze. To kolejny taki przypadek z naszym regionie.
 
To już koniec koszmaru mieszkańców Jejkowic. Policjanci złapali dwóch piromanów, którzy puścili z dymem trzy stodoły w gminie. Jeden z nich okazał się 18-letnim strażakiem z miejscowej OSP, drugi 16-letni chciał dopiero wstąpić do jednostki. Dlaczego podpalali? Dla emocji.
 
– To niewiarygodne. Jak strażak, który przecież ma pomagać, sam palił dobytek swoich sąsiadów? To się w głowie nie mieści – rozkłada ręce pan Andrzej, rodowity jejkowiczanin. Mieszkańcy Jejkowic żyli w strachu od kilku miesięcy. Pierwsza płonęła stodoła  przy ul. Poprzecznej, następnie, dzień przed Wigilią, druga przy ul. Głównej. Wtedy buchające płomienie było widać w całej gminie. Ostatnią puścili z dymem 19 stycznia też przy ul. Poprzecznej. Gospodarze stracili razem 80 tys. zł. – Podejrzewaliśmy, że to raczej podpalenia, ludzie się bali – opowiada jedna z właścicielek  i dodaje: – My straciliśmy dwie maszyny rolnicze.
 
Dla mieszkańców pożar stodoły oznacza olbrzymie straty. Większość z nich nie ubezpiecza budynków, w których składuje słomę. Dlatego panika i strach o własny dobytek ogarnął całą gminę.
 
Szok wśród kolegów
 
–  Dla nas to jest szok. Gdy się o tym dowiedzieliśmy, nie mogliśmy uwierzyć. Oczywiście strażak zostanie wydalony. Będziemy zwoływać zarząd, ale dopiero, gdy będzie więcej wiadomo w tej sprawie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to się odbija na wizerunku całej straży. Mundur został splamiony – mówi Józef Magiera, prezes OSP Jejkowice. Okazało się, że kolega, z którym jeździli na akcje, gasił ogień, który wcześniej sam wzniecał. – Sprawcy najpierw podpalali budynki, następnie pojawiali się w tym samym miejscu, by je gasić. Sami jednak nie powiadamiali o pożarze – mówi nadkomisarz Aleksandra Nowara, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Rybniku.
 
Widzieli ich mieszkańcy
 
Strażacy z Państwowej Straży Pożarnej w Rybniku i policjanci podejrzewali już od jakiegoś czasu, że mogło chodzić o podpalenia. – W pomieszczeniach nie było instalacji elektrycznej, ani niebezpiecznych środków, a wokół grube centymetry śniegu – relacjonuje nam jeden z policjantów. Oficjalnie komenda nie zdradza szczegółów operacyjnych. W ustaleniu sprawców niewątpliwie pomogli świadkowie zdarzenia oraz sami ochotnicy. Jednego z nich zauważył wieczorem gospodarz z ul. Poprzecznej. Piromani zostali zatrzymani następnego dnia, po przesłuchaniach przyznali się do podpaleń. – Ogień wzniecali przy pomocy zapalniczki. Jeśli słoma, znajdująca się w stodole, nie była dobrze wysuszona, używali do tego celu chusteczek higienicznych – wyjaśnia rzeczniczka rybnickiej komendy.
 
Strażak – podpalacz
 
To nie pierwszy przypadek, kiedy piromanem okazał się strażak. Zaledwie kilka miesięcy temu w Rudzie (gmina Kuźnia Raciborska) aż pięciu podpaleń dokonał sam prezes miejscowej OSP. Strażacki lider puścił z dymem w październiku pięć stodół. Prokuratura namierzała piromana przez ponad miesiąc. W najbliższym czasie ma stanąć przed sądem.
 
W sierpniu zeszłego roku wyrok usłyszał 38-letni Andrzej M. z Siedlisk, który w kwietniu podpalał młodniki na terenie nadleśnictwa Rudy Raciborskie. Przez dwa dni zamroczony alkoholem strażak krążył po lasach z zapalniczką i podkładał ogień w młodnikach.
 
Również w grudniu ubiegłego roku prawomocnym wyrokiem skazany został strażak z Bieńkowic. 25-latek podpalił w lutym 2008 roku stodołę w dwóch gospodarstwach w Bieńkowicach, a następnie uczestniczył w akcjach gaśniczych.
 
W okolicy wszyscy jeszcze pamiętają sprawę sprzed trzech lat. Wtedy związani z OSP Szczerbice podpalacze byli postrachem całej wsi. Paliły się pola i uprawy.
 
Pokazują sikawki
 
W zeszłym roku aż trzej podpalacze okazali się strażakami – ochotnikami. Do smutnej statystyki dołożył się kolejny z Jejkowic. Co powoduje, że strażacy sami stają się piromanami? – Podpalenia mogą wynikać z różnych dewiacji lub leczenia swoich kompleksów. Taki strażak sam najpierw podpala, a zaraz jako pierwszy biegnie z sikawką, pokazując dumnie, że to on potrafi. Piromania jako choroba umysłowa pojawia się niezwykle rzadko, zazwyczaj jest szybko wykrywana przez psychiatrów – wyjaśnia Krystyna Rzewiczok z Polikliniki Zdrowia Psychicznego MSWiA w Katowicach.
 
Bez testu nie ma wstępu
 
By wykryć jakiekolwiek skłonności do podpaleń, wśród strażaków przeprowadzane są testy. Jednak tylko u rekrutów z Państwowej Straży Pożarnej, nie ochotników. – W testach sprawdzany jest poziom funkcji intelektualnych i osobowości. Każdy strażak jest oceniany pod względem tzw. dojrzałości społecznej, dodatkowo przymusowa jest również wizyta u psychiatry – opisuje Rzewiczok.
 
– Jest 700 tys. członków OSP, w tym powiedzmy 450 tys. jeździ na akcje. Nie jesteśmy w stanie wszystkich wysłać na badania i testy psychologiczne. Zdaję sobie sprawę, że są to przypadki bulwersujące, ale zapewniam, że nie są częste. Młodzi ludzie, którzy dostają się do jednostki zazwyczaj chcą być bohaterami, pokazać się przed dziewczyną. Tak czy inaczej nie ma miejsca dla takich ludzi w naszych szeregach – stwierdza Regina Rokita, rzecznik prasowy Zarządu Głównego OSP RP.
 
Ci, którzy znają 18-letniego strażaka z Jejkowic, są zgodni, że z chłopakiem nigdy nie było problemów wychowawczych. – To był porządny chłopak, żaden tam urwis – powiedziano nam w gminie. Dla komisji rekrutacyjnej w PSP, oprócz oceny środowiska, ważne są jednak badania specjalistów. – Rekruta sprawdza się na dziesiątki sposobów. Nie ma możliwości, by jakakolwiek osoba z problemami lub zaburzeniami psychicznymi dostała się w szeregi państwowej straży – zaznacza Rzewiczok.
 
Łukasz Żyła
  • Numer: 4 (168)
  • Data wydania: 26.01.10