Młodzi dziennikarze mają głos
W ubiegłym tygodniu zakończył się VIII Regionalny Konkurs Dziennikarski, organizowany przez Dom Kultury Niewiadom oraz „Tygodnik Rybnicki”. W uznaniu dla umiejętności i determinacji młodych dziennikarzy, publikujemy zwycięskie prace konkursowe.
Laura Tarabura
I miejsce, lat 11, Szkoła Podstawowa nr 1 im. Ludwika Holesza w Świerklanach
I miejsce, lat 11, Szkoła Podstawowa nr 1 im. Ludwika Holesza w Świerklanach
Walka o życie
Często zastanawiamy się, jaki Bóg ma cel w tym wszystkim, że zabiera córkę matce, matkę córce, przyjaciółkę przyjaciółce, babcię wnuczkowi. Może chce nam coś udowodnić, coś podpowiedzieć. Może wystawia nas na próbę.
Madzia Olszewska siedzi na łóżku swojego pokoju, w ręku ściska pluszowego słonia, uśmiecha się. Ma dopiero 13 lat, a już doświadczyła tylu przykrych chwil w swoim życiu. Kiedy miała 8 lat, jej tata zginął w wypadku samochodowym. Została sama z ukochaną mamą i 2 lata starszym braciszkiem. Bardzo kochała swojego tatusia. Myślała wtedy, że świat się jej zawalił, że są to najgorsze chwile w jej życiu. Życie jednak napisało dla niej inny scenariusz i najgorsze nastąpiło później. Trzy lata po śmierci taty dowiedziała się, że ma raka.
O tym, że Magda jest chora, pierwsza dowiedziała się mama. Długo trzymała w tajemnicy okrutną prawdę. Dziewczynka sama zorientowała się, że jest coś nie tak, kiedy zaczęła się seria badań i wizyty w szpitalu onkologicznym. To musiał być rak. Guz umiejscowił się na wątrobie. Były operacje, badania. Gdyby nie najbliżsi może nie znalazłaby w sobie siły na trudną walkę.
Ostatnie trzy lata spędziła w szpitalach . Choć obecnie jest lepiej, nie może zapomnieć trudnej walki z chorobą. Kiedy jedzie na badania kontrolne, wszystko wraca. Wtedy boi się najbardziej. Pamięta dokładnie każdą chemioterapię. Już po pierwszej dawce zaczęły wypadać jej włosy, a przy tym źle się czuła. Wymiotowała, leżała bez sił w łóżku. To było dla niej okropne. Kiedy spoglądała do lusterka, to płakała i nie mogła przestać. Trochę lepiej czuła się w szpitalu i choć może zabrzmi to dziwnie, ale było jej łatwiej. Tam bowiem widziała, jak dużo młodsze dziewczyny radziły sobie całkiem nieźle z gorszymi nowotworami.
W chorobie wspierała ją rodzina, kochana mamusia i starszy braciszek, a także kilka koleżanek. Wszyscy byli przy niej, pocieszali ją. W najgorszych chwilach dodawali otuchy i wiary, że będzie dobrze. Rówieśnicy z klasy na początku współczuli jej, głaskali, poklepywali, odwiedzali w domu, ale nawet nie minął rok, jak może ze dwie, trzy koleżanki pisały tylko sms-y. A po czasie nawet i to się skończyło. Miała dosyć dobry kontakt z klasą, ale kiedy przyszła choroba wszyscy sie odsunęli.
Teraz ma 13 lat. Nie może za bardzo wybiegać w przyszłość. Cieszy się z każdego dnia, każdej chwili. Każdy ranek wita z większą radością, nie myśli o strasznych rzeczach, tylko o pięknych. Marzy o małym piesku i o byciu zdrową. Magda wróciła do szkoły, mniej płacze, nie boi się rozmawiać o swojej chorobie. Była tak mała, a musiała zmierzyć się z czymś tak wielkim... Jednak pomogła jej rodzina, bo ona w takich przypadkach jest najważniejsza.
Justyna Szustkiewicz
I miejsce, 14 lat, Gimnazjum im. Księdza Walentego w Jankowicach
I miejsce, 14 lat, Gimnazjum im. Księdza Walentego w Jankowicach
Ktoś, kto bardzo coś lubi, czemu poświęca się bez reszty, jest pasjonatem
„(…) Pasja to szlachetna sprawa, jednak nigdy nie wiem, czy to już praca, czy jeszcze zabawa”. Ja często zastanawiałam się czy będę się w przyszłości kształcić w kierunku muzyki czy teraz jest to dla mnie jedynie przelotny zachwyt. Lecz teraz już wiem, że to jest sens mojego życia, któremu poświęcam się w całości. Czy uwierzylibyście, jak wiele czasu można poświęcać temu co się kocha, czym się człowiek interesuje? Ona mogła przekonać się o tym na własnej skórze. Dotknąć muzy Euterpe, która pomogła jej uwierzyć, że jeśli się czegoś pragnie to wszystko może stać się możliwe.
Kim jest? Jej pasja!
Kim jest? Jej pasja!
W naszej wsi mieszka Justyna i jest uczennicą klasy II gimnazjum. Lubi jeździć na rowerze, pływać, spotykać się z koleżankami. Właściwie nic, oprócz jednej rzeczy, nie różni jej od rówieśników. Otóż Justyna nie chodzi do jednej szkoły, lecz do dwóch. Ta druga nie jest taką zwykłą szkołą, w której może się uczyć matematyki czy języka polskiego. Tam uczą ją kształcenia słuchu, zasad muzyki i literatury. Już wiecie jaka to szkoła? Justyna jest uczennicą Państwowej Szkoły Muzycznej im. Karola i Antoniego Szafranków w Rybniku. Zastanawiacie się pewnie, na jakim instrumencie gra. Otóż gra na flecie poprzecznym. Jest to dla niej spełnienie dziecięcych marzeń. Od pierwszej klasy szkoły podstawowej marzyła o tym, żeby grać na jakimś instrumencie. Początkowo jej wielki zachwyt budziły skrzypce, lecz niedługo gościły w jej sercu. Ich miejsce w ciepłym kącie Justyny duszy zarezerwował sobie flet poprzeczny. Pierwszy raz zobaczyła go na artosie. Srebrna rurka, z której wydobywają się anielskie dźwięki. Po powrocie do domu zadawała mamie setki pytań na temat fletu. Niestety niewiele się dowiedziała, bo jej mama kompletnie się na tym nie znała. Justyna zapragnęła poznać kogoś, kto nauczyłby ją gry na tym instrumencie. Początkowo należała do koła muzycznego, gdzie uczyła się gry na zwykłym flecie prostym. Po wielu miesiącach żmudnej pracy, mama znalazła ogłoszenie o egzaminach wstępnych do szkoły muzycznej.
Egzamin!
Justyna z wielkim zapałem rozpoczęła przygotowania do testu. Wiele godzin spędzała nad nauką nut. Jej ówczesna nauczycielka gry na flecie prostym pomagała jej w tym. W końcu przyszedł ten dzień. Ubrana w białą bluzkę i czarną spódnicę Justyna pojechała razem z mamą na egzamin. Zobaczyła ogromny budynek, jakiego wcześniej nie widywała. Wjechały na parking. Przeszły przez drzwi i stanęły po środku korytarza w szkole muzycznej. Ciepło przywitał je pan woźny, który widząc ich zdezorientowanie podszedł i grzecznie zapytał: „Panie na egzamin wstępny?”. Justyna pokiwała twierdząco głową. Woźny zaprowadził je pod jakąś klasę, przed którą stało pełno dzieci, wszyscy czekali na ten egzamin. Dziewczynka była przestraszona. Siedziała z mamą jakieś 30 minut, po czym z sali wyszła pani o kręconych blond włosach i zawołała ją. Mama ucałowała ją w policzek, Justyna uśmiechnęła się, to był jej czas. Weszła do klasy. Naprzeciw, przy długim stole, siedziało trzech mężczyzn i jedna pani, która przedstawiła Justynie całe grono nauczycieli i siebie. Poprosili żeby zagrała. Drżącymi rękami dziewczyna przyłożyła flet do ust, grała. Gdy już skończyła, poproszono aby wystukała parę rytmów. Po wszystkim zapytano ją: „Sama chciałaś tutaj przyjść, czy ktoś cię zmuszał?”. Bez wahania odpowiedziała, że to jej decyzja. Pani Grażyna, bo tak nazywała się ta sympatyczna blondynka, podziękowała jej. Teraz trzeba czekać na wyniki – powiedziała mama i pojechały do domu. Następne dwa tygodnie ciągnęły się jak dwa lata.
Długo oczekiwany dzień!
Po długich oczekiwaniach nadszedł dzień ogłoszenia wyników. Mama zadzwoniła do szkoły z pytaniem, czy córka dostała się do szkoły. Wyniki, tak, flet. Aha… Dziękuję – tyle wtedy Justyna usłyszała. Mama odłożyła słuchawkę, uśmiechnęła się. Już wtedy dziewczynka zrozumiała, że się udało. Musiała przeczekać jeszcze wakacje, bo przecież szkoła zaczynała się dopiero za dwa miesiące. Jednak już w lipcu dostała swój własny flet poprzeczny. Kiedy otworzyła pudełko, zobaczyła jasny blask, którego nie zapomni do końca życia. Wtedy poczuła, jak to wszystko ją wciąga i wiedziała, że nie pożałuje wyboru tej szkoły.
Idealnie pasują tu słowa nieznanego mi autora: „(...) Taniec z fletem, to największa moja pasja. Coś co wciąga, działa jak narkotyk. Spróbujesz raz będziesz chciała więcej i nie możesz przestać, nie można tego opisać (…)”.
Czarodziejski flet
Zdała sobie sprawę, że nauka chwytów, doskonalenie dźwięku to coś, co będzie szło w parze z nią przez całe życie. Ach… dźwięki fletu są jak kolory tęczy. Raz ciepłe, przyjemne jak czerwony czy różowy, a raz zimne i niskie jak niebieski i zielony. A ich magia się powiela kiedy gra z koleżanką w duecie. Dwie tak różne linie melodyczne, które oplatają się wokół siebie. Jak chór anielski, różnica między sopranem a basem, czy altem a tenorem. Ma takie wspaniałe odczucia, gdy słucha wspólnych duetów. A jaka ciąży na niej odpowiedzialność, kiedy gra razem z zespołem. Każdy, choćby najmniejszy błąd jest słyszalny. Tak, wiedziała już, że to jest coś, co chce robić w życiu. Ale nie mogłaby się kształcić muzycznie, gdyby nie jej nauczycielka gry pani Grażyna Hejno. To właśnie jej zawdzięcza wszystkie swoje sukcesy: między innymi grała w zespole pieśni i tańca „Sobótki”, w zespole kameralnym stworzonym z samych fletów na potrzebę warsztatów fletowych w Zakopanym, podczas bożonarodzeniowego koncertu zorganizowanego w Szkole Muzycznej. Grywała również w kościele, na ślubach czy rocznicach. Jest niezmiernie wdzięczna pani Grażynie za czas, jaki jej poświęca. Przecież wszyscy wiemy jak ważne jest, aby ktoś w nas rozgrzewał pasje i pomagał dążyć do wyznaczonego celu. „Pasja we mnie, a niebo gwiaździste nade mną”: „Miło jest mieć pasję. Nudy wtedy unikasz (…) Z pasją się żyje, kocha, są to chwile wspaniałe (…)”.
Marzenia
Moim zdaniem jeśli ktoś ma pasję, dla której poświęca większość swego czasu, to wtedy jest bardziej zorganizowany. Człowiek wtedy wie, że nie ma czasu na głupoty i obijanie, przyzwyczaja się, że jeśli się czegoś pragnie, to trzeba do tego dążyć poprzez ciężką pracę, a nie patrzeć w telewizor i myśleć, że wszystko spadnie z nieba. Życzę Justynie, aby spełniło się jej marzenie i zagrała w Orkiestrze Rybnickiej. Wiem, że jeśli będzie się starać, to stanie się to możliwe. Teraz przed nią ciężka praca, nie może jej ominąć, czy wrócić do niej później. Znam ją, da z siebie wszystko i … zobaczymy co się stanie.
Najnowsze komentarze