Gram jak aktor
Rozmowa z Moniką Siborą, koszykarką KK Utex ROW Rybnik.
– W jaki sposób trafiła Pani do koszykówki?
– Są różne drogi które prowadzą do koszykówki, taką pasję można na przykład odziedziczyć. U mnie było jednak inaczej. Miałam wspaniałą wychowawczynię w szkole podstawowej nr 77 w Poznaniu, która zarazem była wuefistką. I zaraziła nas koszykówką. Przychodziły do nas zawodniczki na zajęcia i zachęcały do trenowania. I choć było nas około 60 osób, zostałam tylko ja. Z wielkiego narybku zostaje najczęściej 1 – 2 osoby, które grają na poziomie Ekstraklasy. To ogromna praca wielu trenerów, którzy często poświęcają całe swoje życie po to, by przez całą karierę trenerską pojawiła się jedna zawodniczka.
– Są różne drogi które prowadzą do koszykówki, taką pasję można na przykład odziedziczyć. U mnie było jednak inaczej. Miałam wspaniałą wychowawczynię w szkole podstawowej nr 77 w Poznaniu, która zarazem była wuefistką. I zaraziła nas koszykówką. Przychodziły do nas zawodniczki na zajęcia i zachęcały do trenowania. I choć było nas około 60 osób, zostałam tylko ja. Z wielkiego narybku zostaje najczęściej 1 – 2 osoby, które grają na poziomie Ekstraklasy. To ogromna praca wielu trenerów, którzy często poświęcają całe swoje życie po to, by przez całą karierę trenerską pojawiła się jedna zawodniczka.
– Od razu czuła Pani, że z tą dyscypliną zwiąże całe swoje życie?
– Zawsze powtarzam, że basket to moja wielka pasja i jestem osobą szczęśliwą, że mogę robić to co uwielbiam i jeszcze przy okazji zarabiać. A koszykówka to namiętność, której poświęca się cały wolny czas. Koszykówce poświęcam właściwie 90 procent tego czasu, pozostałe dziesięć to książki, filmy, studia, nauka języków, podróże.
– Zawsze powtarzam, że basket to moja wielka pasja i jestem osobą szczęśliwą, że mogę robić to co uwielbiam i jeszcze przy okazji zarabiać. A koszykówka to namiętność, której poświęca się cały wolny czas. Koszykówce poświęcam właściwie 90 procent tego czasu, pozostałe dziesięć to książki, filmy, studia, nauka języków, podróże.
Trenowałam bardzo długo na to, by być w miejscu w którym teraz jestem. Kosztowało mnie to jednak wiele pracy i zwyczajnej życiowej pokory. Dzięki temu jestem jaka jestem. Nie odbiła mi przysłowiowa „sodówka”, jestem normalną dziewczyną, lubianą przez zawodniczki i całe środowisko. M. in. dlatego, że wybiłam się dość późno, w wieku 28 – 29 lat zaczęłam grać na dobrym poziomie. Teraz powtarzam młodszym koleżankom, że warto popracować nawet do trzydziestki, bo potem na pewno przyjdą efekty tej pracy. Jestem przecież tego przykładem.
– Koszykówka w Polsce nie jest tak popularna jak choćby piłka nożna czy siatkówka. Jak postrzegacie swoją dyscyplinę?
– Były takie momenty zwątpienia, gdy żałowałam, że nie jestem facetem. Gdybym grała w piłkę nożną, bądź nawet w koszykówkę, na pewno byłabym gdzieś dalej, przede wszystkim finansowo. To nie jest sprawiedliwe, że faceci zarabiają więcej, choć ostatnio poziom wynagrodzeń się wyrównuje. Bo przecież wszyscy pracujemy dla ludzi.
Gdy miałyśmy słabszy okres gry w tym sezonie, czytałam sporo krytyki pod naszym adresem. Wytłumaczyłam sobie to jednak w ten sposób: przecież gram jak aktor w teatrze, gram dla ludzi. Nie jestem menadżerem, wykładowcą czy sprzedawcą w sklepie. To co robię to spektakl, przez cały tydzień ostro pracuję, by w weekend zagrać mecz, na który przyjdzie publiczność by oglądać widowisko. Czasami zagra się lepiej, czasami gorzej, takie reguły rządzą spektaklami. Podobnie bywa też z muzyką, oktet też może mieć słabszy występ. Widz ma więc prawo do krytyki. Oczywiście lepiej ogląda się udane spektakle, gdy jednak mam już ten słabszy dzień, staram się zajrzeć w siebie, analizować co wydarzyło się nie po mojej myśli. Chcę grać dla ludzi jak najdłużej. Czasami przykre jest, gdy nie ma publiczności – w Pawłowicach hala jest mniejsza, więc raczej zapełnia się widownią. Ogromną przykrość w przeszłości sprawiało mi granie w poznańskiej Arenie, gdzie może wejść kilka tysięcy ludzi, a przychodziła na przykład jedynie setka. Ostatnio ludzie się odsunęli od koszykówki, nie jest taka popularna, składa się na to wiele czynników. Minęły już czasy Michaela Jordana i ta dawna fascynacja basketem.
– W jaki sposób trafiła Pani do Rybnika?
– Znamy się od wielu lat z trenerem, znam go właściwie od dzieciństwa. Przed sezonem miałam kilka propozycji, jednak poważnie pod rozwagę brałam oferty z klubów, w których znam trenerów. Do Mirosława Orczyka miałam ogromne zaufanie. Ponadto chciałam iść do zespołu, który będzie walczyć o konkretne cele, choć w Rybniku przed sezonem mówiło się wyłącznie o utrzymaniu w lidze. Wróżby zaczęły się sprawdzać, początek sezonu nie był najlepszy, myślę jednak, że wszystko jeszcze przed nami. Argumentem by grać w Uteksie była zapewne wiadomość, że będą tu grać Martyna Koc, Kasia Krężel czy Nikita Bell. W wyborze decyzji pomógł również fakt, że mogłam przeprowadzić się do Rybnika razem z mężem, który ma taką pracę, że może jechać ze mną w Polskę.
– Znamy się od wielu lat z trenerem, znam go właściwie od dzieciństwa. Przed sezonem miałam kilka propozycji, jednak poważnie pod rozwagę brałam oferty z klubów, w których znam trenerów. Do Mirosława Orczyka miałam ogromne zaufanie. Ponadto chciałam iść do zespołu, który będzie walczyć o konkretne cele, choć w Rybniku przed sezonem mówiło się wyłącznie o utrzymaniu w lidze. Wróżby zaczęły się sprawdzać, początek sezonu nie był najlepszy, myślę jednak, że wszystko jeszcze przed nami. Argumentem by grać w Uteksie była zapewne wiadomość, że będą tu grać Martyna Koc, Kasia Krężel czy Nikita Bell. W wyborze decyzji pomógł również fakt, że mogłam przeprowadzić się do Rybnika razem z mężem, który ma taką pracę, że może jechać ze mną w Polskę.
– Nie było żal porzucać Poznania?
– Było żal. Pożegnałam się z dziewczynami w dobrej atmosferze, do dziś utrzymuję z nimi kontakt. Niektóre z nich do końca nie wierzyły, że odchodzę z Poznania. Działacze Inei nie widzieli mnie jednak w składzie. Było to o tyle przykre, że właściwie całe życie poświęciłam dla poznańskiej koszykówki i tam chciałam zakończyć karierę. Dlatego rozpoczęłam studia właśnie tam, by wszystko sobie poukładać. Teraz po spotkaniach z zespołami z Poznania mam satysfakcję z wygranej, natomiast jest mi smutno, że grają słabo.
– Było żal. Pożegnałam się z dziewczynami w dobrej atmosferze, do dziś utrzymuję z nimi kontakt. Niektóre z nich do końca nie wierzyły, że odchodzę z Poznania. Działacze Inei nie widzieli mnie jednak w składzie. Było to o tyle przykre, że właściwie całe życie poświęciłam dla poznańskiej koszykówki i tam chciałam zakończyć karierę. Dlatego rozpoczęłam studia właśnie tam, by wszystko sobie poukładać. Teraz po spotkaniach z zespołami z Poznania mam satysfakcję z wygranej, natomiast jest mi smutno, że grają słabo.
Przyjeżdżając do Rybnika mówiłam, że jest to miasteczko. Do dziś wiele osób ma o to do mnie pretensje. A ja po prostu myślałam, że jest to malutka miejscowość. Przyjeżdżałyśmy wprawie do Rybnika w poprzednich sezonach, grałyśmy w Boguszowicach, a spałyśmy w hotelu w Kamieniu. Nie miałyśmy szans by przejść się np. po rynku. I dlatego nie miałam obrazu Rybnika w ogóle. Gdy jednak przyjechałam tu na dłużej, zauroczyłam się miastem, mieszkam nieopodal stawu, uwielbiam spacery z psem. Z miłą chęcią odpoczywam od zgiełku Poznania, a jedynie brakuje mi przyjaciół, którzy tam pozostali. Mam tu jednak nowe koleżanki, mam kino, do Katowic jest bardzo blisko. Jedyną rzeczą która mi przeszkadza to to, że hanysy bardzo wolno jeżdżą, nie wiem dlaczego (śmiech). Bo z mężem Arturem oboje mamy ciężką nogę.
– Można Panią spotkać nie tylko na parkiecie, ale również w bibliotece...
– Ponieważ jestem na trzecim roku studiów licencjackich. Studiuję od dawna i jestem chyba takim wiecznym, poszukującym studentem. Obecny kierunek rozpoczęłam, mając trzydziestkę. W pewnym momencie zaczęłam szukać swojej drogi. Do 30. człowiek jeszcze specjalnie się nie zastanawia, jest wiele koszykarek, które odkładają to na później. Na początku żałowałam, że nie wybrałam np. architektury, bądź jakichś kierunków artystycznych. Przekonano mnie jednak, że na studia nigdy nie jest za późno, przez jakiś czas studiowałam w Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu, rzuciłam ją jednak. I wymyśliłam sobie dziennikarstwo, bieganie z mikrofonem etc. Po praktykach mój ogląd troszkę się zweryfikował, bo jednak wolę stać z tej drugiej strony i być przesłuchiwaną niż sama przepytywać (śmiech). Myślę jednak, że od tak dawna jestem w sporcie, że znam już wiele mechanizmów.
– Ponieważ jestem na trzecim roku studiów licencjackich. Studiuję od dawna i jestem chyba takim wiecznym, poszukującym studentem. Obecny kierunek rozpoczęłam, mając trzydziestkę. W pewnym momencie zaczęłam szukać swojej drogi. Do 30. człowiek jeszcze specjalnie się nie zastanawia, jest wiele koszykarek, które odkładają to na później. Na początku żałowałam, że nie wybrałam np. architektury, bądź jakichś kierunków artystycznych. Przekonano mnie jednak, że na studia nigdy nie jest za późno, przez jakiś czas studiowałam w Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu, rzuciłam ją jednak. I wymyśliłam sobie dziennikarstwo, bieganie z mikrofonem etc. Po praktykach mój ogląd troszkę się zweryfikował, bo jednak wolę stać z tej drugiej strony i być przesłuchiwaną niż sama przepytywać (śmiech). Myślę jednak, że od tak dawna jestem w sporcie, że znam już wiele mechanizmów.
– Dlaczego nie Akademia Wychowania Fizycznego?
– Próbowałam już na AWF-ie, jednak jest tam bardzo ciężko wszystko pogodzić, a ponadto akademia w Poznaniu nie stawia na zawodowców. Dziś zresztą nie wyobrażam sobie wejść w ten świat sportu, wolę nowe wyzwania i poznanie nowej przestrzeni. Dlatego wybrałam dziennikarstwo.
– Próbowałam już na AWF-ie, jednak jest tam bardzo ciężko wszystko pogodzić, a ponadto akademia w Poznaniu nie stawia na zawodowców. Dziś zresztą nie wyobrażam sobie wejść w ten świat sportu, wolę nowe wyzwania i poznanie nowej przestrzeni. Dlatego wybrałam dziennikarstwo.
– Stąd też pomysł na prowadzenie bloga?
– Lubię dzielić się swoimi spostrzeżeniami, więc blog wydał mi się idealnym miejscem. Wszystko zaczęło się od Łukasza Klina, fantastycznego człowieka w Poznaniu, który robi wielkie rzeczy dla sportu. Zwrócił się do mnie, czy nie chciałabym pisać bloga. Już pierwsze moje wpisy miały duży oddźwięk. A ja lubię pisać śmiesznie, trochę z przekąsem, żartem. Dziewczynom z zespołu bardzo się podoba. Nie ukrywam, że blog to takie wprawki, być może pod kątem mojej dziennikarskiej przyszłości. Myślę, że trzeba mieć pewną odwagę, by pisać blog. Namawiam też dziewczyny z zespołu, by same spróbowały.
– Lubię dzielić się swoimi spostrzeżeniami, więc blog wydał mi się idealnym miejscem. Wszystko zaczęło się od Łukasza Klina, fantastycznego człowieka w Poznaniu, który robi wielkie rzeczy dla sportu. Zwrócił się do mnie, czy nie chciałabym pisać bloga. Już pierwsze moje wpisy miały duży oddźwięk. A ja lubię pisać śmiesznie, trochę z przekąsem, żartem. Dziewczynom z zespołu bardzo się podoba. Nie ukrywam, że blog to takie wprawki, być może pod kątem mojej dziennikarskiej przyszłości. Myślę, że trzeba mieć pewną odwagę, by pisać blog. Namawiam też dziewczyny z zespołu, by same spróbowały.
– Ostatnio na Pani blogu pojawiło się jednak trochę jesiennej melancholii...
– Cały czas staram się być optymistką, jednak nie tak wyobrażałyśmy sobie początek sezonu. Nie mogę mieć do siebie większych pretensji, bo gram w tym roku na równym poziomie. Hala też nie była naszym sprzymierzeńcem, choć miała nim być, możemy tam przecież trenować tylko raz dziennie. Jestem jednak szczęśliwą osobą, czuję się na jakieś 25 lat, jestem spełniona.
– Cały czas staram się być optymistką, jednak nie tak wyobrażałyśmy sobie początek sezonu. Nie mogę mieć do siebie większych pretensji, bo gram w tym roku na równym poziomie. Hala też nie była naszym sprzymierzeńcem, choć miała nim być, możemy tam przecież trenować tylko raz dziennie. Jestem jednak szczęśliwą osobą, czuję się na jakieś 25 lat, jestem spełniona.
Oczywiście pojawiają się chwilowe zwątpienia, te na szczęście szybko przemijają. Kiedyś byłam wybuchową osobą, teraz dojrzałam już do pewnego, wewnętrznego spokoju. I ten spokój przekłada się na postawę na boisku. Staram się grać mądrze.
Dziewczyny w zespole śmieją się ze mnie i wołają na mnie „pudło”, ponieważ należę do osób, które wcześnie kładą się spać i wcześnie wstają. Dzień rozpoczynam od kawy, to mój jedyny niezdrowy nałóg. Później mam już czas wyłącznie na realizację pasji.
Monika Sibora
Rzucająca Utexu ROW Rybnik, rocznik 1976, wzrost 168 cm. Do rybnickiego klubu przeniosła się z AZS Poznań, w którym grała przez ostatnie pięć lat. Wczesniej była zawodniczką QUAY POSiR Poznań (2001–2002) oraz Wisły Kraków (2002–2004). Jest meżatką. Studiuje dziennikarstwo w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. W wolnym czasie czyta książki lub ogląda filmy sensacyjne. Prowadzi bloga na stronie Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet. Lubi szybką jazdę samochodem i długie spacery z psem.
Dwa spotkania rozegrały w tym tygodniu koszykarki KK Utex ROW Rybnik
Rzucająca Utexu ROW Rybnik, rocznik 1976, wzrost 168 cm. Do rybnickiego klubu przeniosła się z AZS Poznań, w którym grała przez ostatnie pięć lat. Wczesniej była zawodniczką QUAY POSiR Poznań (2001–2002) oraz Wisły Kraków (2002–2004). Jest meżatką. Studiuje dziennikarstwo w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. W wolnym czasie czyta książki lub ogląda filmy sensacyjne. Prowadzi bloga na stronie Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet. Lubi szybką jazdę samochodem i długie spacery z psem.
Dwa spotkania rozegrały w tym tygodniu koszykarki KK Utex ROW Rybnik
Rozmawiał: Marcin Mońka
Najnowsze komentarze