Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Zbyt umotywowani

17.11.2009 00:00
Rozmowa z Wojciechem Sworowskim, szermierzem RKMS Rybnik, który powrócił z ME w Danii.
Zawodnik klubu z Rybnika reprezentował barwy narodowe podczas Mistrzostw Europy w szrmierce do lat 20.
 
– Jechaliście do Odense po medal, jednak nie udało się przywieźć żadnego krążka…
– To był w ogóle dziwny turniej. Wszyscy odpadliśmy w pierwszej rundzie fazy pucharowej, a byliśmy dobrze przygotowani. Zresztą trener nie miał zastrzeżeń do naszych przygotowań,  coś nie zadziałało w nas w odpowiednim momencie. Być może problem leżał w naszych głowach, chyba byliśmy przemotywowani.
 
– Przed turniejem mówiłeś, że jesteście w gazie, że jest forma. Co się więc stało?
– Na treningach wszystko wyglądało dobrze, gdy jednak pojawiłem się na turnieju, tak jakby głowa się wyłączyła, nie miałem pewności w działaniach. W grupie walczyłem z Finem, Szwedem, Ormianinem, Estończykiem, Hiszpanem i Czechem. Już na tym etapie turnieju nie czułem się najpewniej. Udało się jednak awansować do T 32 (czyli 1/32 finalu–przyp. red), choć dopiero w ostatniej walce grupowej z Hiszpanem zapewniłem sobie wyjście z grupy.
W fazie pucharowej spotkałem się z Ferotem z Belgii.  Niestety, w końcówce pojedynku zabrakło mi sił.
 
– W tej fazie turnieju indywidualnego odpadliście wszyscy. Była motywacja, by powalczyć w drużynówce?
– Spotkaliśmy się wszyscy by porozmawiać między sobą, później z trenerem, i zaczęliśmy myśleć o turnieju drużynowym. Policzyliśmy nasze punkty i wyszło, że będziemy słabo rozstawieni. Na szczęście trafiliśmy na Szwajcarów, a mogliśmy trafić na Rosjan bądź Włochów. W każdym razie wyszliśmy do pojedynku z nimi bardzo skupieni. Później trafiliśmy na Szwedów, którzy sprawili ogromną niespodziankę, eliminując Rosjan. Pokonaliśmy jednak Skandynawów i byliśmy już w pierwszej czwórce. W walce o finał spotkaliśmy się w Węgrami i wszystko dobrze się układało, ulegliśmy dopiero w końcówce spotkania.
O trzecie miejsce zmierzyliśmy się z Włochami, których powinniśmy pokonać, mieliśmy świetne pomysły, jednak nie wszystko nam wyszło.
 
–Mistrzostwa Europy były turniejem niespodzianek?
–W pewnym sensie tak. W turnieju indywidualnym triumfował Czech, w drużynowym srebrne medale przypadły kadrze Izraela. A my znamy przecież  Michala Cupra, obecnego  mistrza Europy, przyjeżdżał do nas na obozy i każdy z nas z nim już walczył, każdy go w jakimś pojedynku pokonał.
 
– Duże przygnębienie panowało w drużynie?
– Śmialiśmy  się, że wszyscy zawalczyliśmy równo. Ale był to gorzki śmiech, wszyscy byliśmy załamani i przygnębieni, ciężko było znieść tę porażkę. Trener miał do nas trochę pretensji, do mnie mówił, że zawalczyłem jak mięczak. Wyciągam z tej porażki pozytywy – na pewno sporo się nauczyliśmy i wiemy, że trzeba każdy pojedynek dobrze rozegrać  w głowie.
Bardzo chcieliśmy zrobić  medal w Danii, i poza oczywistym celem sportowym był również taki nasz mały zakład – jeśli będzie medal, trener zgoli zarost. Niestety, nie było medalu, i trener dalej może się nim cieszyć.
 
Rozmawiał: Marcin Mońka
  • Numer: 46 (158)
  • Data wydania: 17.11.09