Sobota, 5 października 2024

imieniny: Igora, Apolinarego, Placyda

RSS

My nie pomagamy umierać, ale godnie żyć

03.11.2009 00:00
Domowe Hospicjum z Rybnika zarejestrowano właśnie jako stowarzyszenie. Ale dla pracy wolontariuszy nic to nie zmienia, bo oni wspierają umierających już od ponad 2 lat.
Obłożnie chora kobieta leży w łóżku. Nie wstawała z niego już od dobrych kilku miesięcy, czyli od czasu, gdy wróciła ze szpitala. Lekarze powiedzieli wtedy, że już nie są w stanie jej pomóc. Postanowiła więc wrócić do domu, by tam, w swoim przytulnym pokoju, przejść przez ostatni etap życia. Tak, umiera, ale przynajmniej nie w szpitalu. W drodze do domu obawiała się wtedy tylko jednego: że będzie zbyt wielkim ciężarem dla swojego syna i jego żony. A choroba postępuje. Te ostatnie miesiące nie były łatwe ani dla niej, ani dla całej rodziny. – Ale Bóg zesłał nam pomoc – pomyślała starsza kobieta i uśmiechnęła się na dźwięk zegara, wybijającego pełną godziną. I zaczęła uporczywie wypatrywać kogoś za oknem. Dziś wtorek, a więc dzień odwiedzin Ani, jej nowej przyjaciółki, która jest wolontariuszką w Domowym Hospicjum.
 
Przydałyby się materace
 
Hospicjum Domowe im. św. Rafała Kalinowskiego zarejestrowano właśnie w sądzie jako stowarzyszenie. – To niczego nie zmieniło, do chorych chodzimy już od dwóch lat. No, może papierków mamy teraz więcej – śmieje się Danuta Godziek, prezes, i tłumaczy, że stowarzyszenie jest teraz w stanie przyjmować pomoc materialną. A ta jest bardzo potrzebna. – Leki może mniej, ale przydałyby się materace i łóżka przeciwodleżynowe, bo na razie wypożyczamy je z innych hospicjów. Mamy teraz 7 podopiecznych, a do tego 4 rodziny zgłosiły już do nas kolejnych chorych, których chcemy odwiedzić, jak tylko wyjdą ze szpitala – tłumaczy.
 
Szukają wolontariuszy
 
Gdy kończy się leczenie w szpitalu, obowiązki opieki nad chorym spadają na barki rodziny. Ta znaleźć może pomocną dłoń u wolontariuszy domowego hospicjum, którzy zaopiekowali się już w sumie 38 chorymi. Jak podkreślają, nie pomagają umierać, ale godnie żyć. Obok zabiegów higienicznych trzeba na przykład zrobić zakupy czy po prostu porozmawiać. Dlatego właśnie od pomocy materialnej ważniejsi są wolontariusze i nie tylko ci, którzy odwiedzają chorych. – Mamy 30 członków, ale tylko niektórzy chodzą do chorych. To oczywiście najtrudniejsze i wielu ludzi taka perspektywa przeraża. Ale potrzebna jest także inna pomoc. Jedni zajmują się sprawami organizacyjnymi, a inni takimi rzeczami, jak strona internetowa czy ulotki – tłumaczy Godziek. I tak też w hospicjum działa 3 lekarzy i 3 pielęgniarki, ale nie tylko ich zaangażowanie jest niezbędne. Przychodzą ludzie różnych profesji i w każdym wieku: licealiści, studenci i emeryci.
 
Otrzymuję poczucie wartości

– Zaczęło się od tego, że ja się pochorowałam. Miałam jednak wiele wsparcia, tak ze strony rodziny, jak i z zewnątrz. Stąd wiem, że to dla chorego niezbędne. O hospicjum przeczytałam w gazecie no i... jestem tu już 2 lata. Daje mi to wiele szczęścia, gdy mogę pomóc, zrobić zakupy czy podać śniadanie. Daję wsparcie, otrzymuję poczucie wartości. A zaangażowanie nie ogranicza się do samych tylko wizyt, bo jednak ciągle się o tej osobie myśli – tłumaczy pani Daniela, która woli pozostać anonimową wolontariuszką. Podopiecznymi są osoby w różnym wieku, bo i w różnym wieku atakuje nieuleczalna choroba. Są więc 40-latkowie, są i starsi... – Chodzę do 96-letniej babci. Codziennie zmieniam jej opatrunki, wysłuchuję. Wczoraj posiedziałam dłużej, bo się popłakała. Te wizyty trwają już 3 lata – zdradza Zofia Wieczorek.
 
Zawiązuje się przyjaźń
 
Nie trzeba jednak tak długiego czasu, by z obcej osoby stać się kimś bliskim. – To dla mnie duży problem, bardzo się przywiązuję. Czasami nawet boję się do tej osoby pójść, bo nachodzi mnie myśl, że ona wtedy właśnie umrze. A gdy wracam, nie potrafię powstrzymać łez – mówi nieśmiało Godziek. – Mimo że człowiek zdąży się zaprzyjaźnić, mnie śmierć podopiecznej osoby nie dotyka tak mocno, bo wierzę, że to życie się tutaj nie kończy. Gdy moja podopieczna umarła, wręcz się cieszyłam, że już nie cierpi i że mogłam z nią być w tych ostatnich chwilach. Nie zapomnę też tego wspaniałego błękitu jej nieruchomych oczu – wspomina pani Daniela.
 
Spotkania:
Miejsce: siedziba Duszpasterstwa Akademickiego przy ulicy Brudnioka 5
Termin: środa, godz. 18.30.
Więcej informacji: www.hospicjum.miastorybnik.pl
 
Krystian Szytenhelm
  • Numer: 44 (156)
  • Data wydania: 03.11.09