My nie dziargamy
Rybniccy tatuatorzy na trzecim miejscu w Polsce.
W kategorii „Najlepsze studio w Polsce” na Eastern Art. Fusion w Warszawie 3. miejsce zajęło Art. Line z Rybnika. – Dziargać to się można w więzieniu, my wykonujemy tatuaże – podkreśla charakter swojej pracy Tomasz „Gary” Gaca.
Swiatowy format
Rybniccy tatuatorzy wrócili właśnie z festiwalu tatuażu w Warszawie. – To był Eastern Art Fusion, na którym przyznawano tytuły Ikona Polskiego Tatuażu. W kategorii najlepsze studio w Polsce udało nam się zająć 3. miejsce. Liczy się całokształt, czyli praca, osiągnięcia, lifestyle, a nawet praca dydaktyczna. A moi wychowankowie mają już na swoim koncie spore sukcesy. Jeden wydaje własną gazetę, wielu prowadzi własne studio i zapowiadają się na tatuatorów światowego formatu – mówi Tomasz „Gary” Gaca.
Wszystko się zazębia
By zrobić tatuaż, potrzeba igieł, zasilacza, farb. Najważniejszy jest jednak człowiek. Jak narodził się tatuator „Gary”? – Od dzieciństwa fascynowała mnie muzyka metalowa. Większość muzyków miała na sobie tatuaże. A że słoń mi na ucho nadepnął, zająłem się samym tylko tatuażem. Dość szybko, bo już 15 lat temu, otworzyłem własne studio. Nie ma typowego kształcenia w tym kierunku. Nauczyć się tego można albo drogą prób i błędów, i tak było w moim przypadku, albo poprzez praktykę w studio. Umiejętności trzeba szlifować na klientach, i to przez całe życie – mówi „Gary”. – Trzeba dużo rysować, malować. Zresztą nie ograniczamy się do samego tylko tatuowania. Bawimy się w aerograf, malarstwo, grafikę, rysunek – wymienia jego współpracownik, Kazimierz „Kosa” Rychlikowski. – To się wszystko zazębia. Moja dziewczyna wykonuje koszulki, wedle naszych wzorów – dorzuca „Gary”.
Więzienny tatuaż
Nie ma oczywiście tatuatora bez tatuażu. – To tak jak bankier bez pieniędzy. Ja mam 19 tatuaży. U nas nie ma przesady. Każdy dąży do tego, by mieć jeden duży tatuaż, składający się z wielu motywów. Trzeba jednak mieć świadomość, jak patrzy na to nasze społeczeństwo. Pracując w banku czy w policji, tatuaż w ogóle nie może być widoczny. A w takiej Anglii czy w Stanach nie ma tego problemu. Społeczeństwo ma z tym zjawiskiem styczność od dawna, więc reaguje inaczej. Tam oceniają człowieka po wnętrzu – wskazuje na różnice Gaca. – W niektórych kulturach tatuaż występuje jako forma artystyczna, u nas starsze pokolenie wciąż kojarzy go tylko z więźniami – żałuje „Kosa”
Poważna decyzja
– Jeśli widzimy u klienta jakiekolwiek wahanie, odmawiamy. Klient musi być świadomy, ukierunkowany. Zresztą zajmujemy się również laserowym usuwaniem tatuażu. To znacznie dłuższy proces, ale już nie jest tak, że jak tatuaż, to na całe życie. Klienci nas znają, wiedzą, co potrafimy. Większość do nas wraca. A niektórzy po prostu przychodzą na zrobienie kolczyka, a wychodzą z tatuażem – śmieje się Gaca. – Robimy różne rzeczy. Raz jest to portret zmarłej matki klienta, innym razem odwzorujemy jakieś meksykańskie freski sprzed kilku tysięcy lat. Jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia – mówi Gaca i podkreśla, że najważniejszą rzeczą w tym fachu jest higiena. – Wszystko to musi być bezpieczne. Jednorazowe igły, atestowane barwniki... a nad wszystkim czuwa Sanepid – uspokaja.
Krystian Szytenhelm
Najnowsze komentarze