Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Piłka to moje życie

01.09.2009 00:00
Senegalczyk w ROW-ie Rybnik.

Lifa Sadio jest pierwszym Afrykaninem w historii rybnickiego klubu. Gdy umawiamy się na rozmowę w Żorach, gdzie mieszka nowy piłkarz w drużynie, szybko zapada decyzja, że wsiadamy w samochód i jedziemy do Rybnika.

– Zdążę jeszcze pójść na stadion, choć nie mam dziś treningu – mówi Lifa. – Piłka to całe moje życie, od zawsze chciałem być piłkarzem, a rodzina zawsze była wyrozumiała. Cały czas kibicuje mi mama, ona kocha piłkę! – przekonuje zawodnik i w tym momencie dzwoni telefon. – Właśnie dzwoni mama – cieszy się.

Gdyby nie rodzina, Lify nie byłoby w Rybniku. Polski szlak w familii Sadio wyznaczył starszy brat Lify – Mase, który mieszka w Żorach od kilku lat i tutaj założył rodzinę. – Przyjechałem do niego na wakacje. Byłem kilka tygodni i kiedyś pojawił się pomysł, by odwiedzić Rybnik i zobaczyć miejscową drużynę. Tak wszystko się zaczęło – opowiada Lifa. Pojawił się na pierwszym treningu, na kolejne zaprosił go poprzedni trener Energetyka ROW, Franciszek Krótki.  Trenował z drużyną przez jakiś czas, później wyjechał do Włoch, do kolejnego z braci, Isaca. Cały czas myślał jednak o Rybniku. Nie mógł jednak występować w drużynie, ponieważ przeciągały się procedury związane z przepływem dokumentów zawodnika z Senegalu do Polski. Dokumenty wreszcie dotarły, Lifa dostał pozwolenie na pracę i pojawił się na boisku w ostatnich minutach sobotniego meczu.

Mohamed Khalifa Sadio, czyli Lifa, urodził się 20 lat temu w Guediawaye, miasteczku na senegalskim wybrzeżu. Tam też stawiał pierwsze piłkarskie kroki. – U nas futbol, podobnie jak w wielu krajach na całym świecie, jest niemal religią. Ja zaczynałem od gry na plaży, bo miałem na nią naprawdę blisko – przyznaje. Pochodzi zresztą z rodziny o pewnych piłkarskich tradycjach: w piłkę grał jego brat Mase (w lidze senegalskiej i tunezyjskiej), a jego ojciec Fode Sadio przez lata był związany z klubem A.S.C Douane.

Młody Lifa na początku kariery piłkarskiej grał w zespole Renesance, później przeniósł się do Djooko A.S.C, gdzie występował zarówno w juniorskiej jak i seniorskiej drużynie. Do dziś trzyma zdjęcia ze spotkań drużyny, a także fotografie ze spotkań senegalskiej młodzieży reprezentacyjnej, która trafiała na bardzo popularne selekcje uzdolnionych piłkarzy i rozgrywała mecze w swoich kategoriach wiekowych. Wśród fotografii można również odnaleźć również zdjęcie pierwszej reprezentacji Senegalu, na której Lify nie ma, jest za to Henryk Kasperczak, przed laty trener senegalskiej kadry narodowej. – U nas ma ciągle ogromny szacunek. A ja też kiedyś chciałbym przywdziać taki strój reprezentacyjny – rozmarza się piłkarz.

Lifa nie żałuje przyjazdu do Europy. – Wielu Senegalczyków trafia do Francji, ja wybrałem inną drogę, przyjechałem do Polski. Bardzo ten kraj polubiłem, nie mam żadnych problemów, mam za to wielu kolegów i przyjaciół. Może dlatego, że jestem bardzo spokojnym człowiekiem – przyznaje.  Zauważa jednak różnice między swoją ojczyzna a Europą, po której trochę podróżował (oprócz braci w Żorach i we Włoszech ma również brata w Belgii). – W Europie by odwiedzić kolegę najlepiej wcześniej się umówić, zadzwonić. A w Afryce nie trzeba się zapowiadać,  wystarczy po prostu do niego pójść. I jak trafiasz do kogoś w czasie, gdy jedzą obiad, od razu dostajesz zaproszenie do stołu – mówi piłkarz.

Na co dzień Lifa mieszka w Żorach, u swojego brata i jego rodziny. Często z Senegalu dzwoni jego mama. – Jednak to brat jest tutaj moim opiekunem, pomaga mi na rozmaite sposoby, czasami też o mnie się martwi. A ja wolny czas najchętniej spędzam w domu, czasami przy komputerze, czasami słuchając muzyki. Zdarza się wyskoczyć też na dyskotekę. Lecz ani nie piję ani nie palę – zarzeka się. A to dlatego, że Lifa jest muzułmaninem. – Modlę się pięć razy dziennie, rano o 4.00, dwa razy po południu, zawsze przed treningiem, później w domu – opowiada zawodnik. I jak sam przyznaje, choć jego religia odróżnia się od tej, jaką wyznają jego koledzy, nie ma z nią żadnych problemów. – Bo Bóg jest jeden – przekonuje z filozoficzną zadumą w głosie. 

Zaraz jednak deklaruje, że w jego życiu piłka nożna jest sprawą najważniejszą. Chciałby pójść kiedyś śladem starszego o 2 lata kolegi z Senegalu, Mame Biram Dioufa, który latem tego roku z norweskiego Molde FK trafił do Manchesteru United. – Wiem, że będę kiedyś bardzo dobrym piłkarzem. Na razie robię wszystko, by tak się stało, ciężko trenuję na treningach.

Z piłkarzem dobry kontakt ma trener Energetyka ROW-u, Dariusz Widawski, okazję by lepiej się poznać mieli na przedsezonowym obozie przygotowawczym w Brennej. – Lifa świetnie operuje językiem francuskim, którego ja niestety nie znam. Szybko jednak dogadaliśmy się, że obaj spróbujemy w wolnych chwilach podszlifować angielski. Okazało się, że w tym przypadku nasz poziom jest zbliżony i w ten sposób, z nieznaczną pomocą rąk mogłem wiele dowiedzieć się o Senegalu, rodzinie Lify i jego planach na przyszłość. Najczęściej rozmawialiśmy jednak oczywiście o piłce nożnej – przyznaje trener rybnickiej drużyny. Lifa, gdy zapytać go o ulubioną pozycję na boisku, od razu odpowiada – środek. Coraz lepiej czuje się wśród piłkarzy ROW-u, wystąpił w kilku sparingach zespołu.

– Lifa jest bardzo silny fizycznie i skoczny. Świetnie gra ciałem, trudno odebrać mu piłkę, wygrywa większość pojedynków główkowych. Niektóre elementy techniki piłkarskiej wymagają wzmożonej pracy, zwłaszcza  celność uderzenia piłki, zarówno w aspekcie podania jak i strzału na bramkę. Poza tym jest bardzo ambitnym i pracowitym zawodnikiem – dodaje trener.

Marcin Mońka

  • Numer: 35 (147)
  • Data wydania: 01.09.09