Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Horror w szpitalu

11.08.2009 00:00
Były chirurg Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rybniku przerywa milczenie. O mobbing oskarżył Tomasza Zejera, dyrektora szpitala, oraz Bogusława Joańskiego, ordynatora oddziału chirurgiczno-ortopedycznego. W sądzie pracy zapadł wyrok skazujący. Teraz sprawa trafiła do rybnickiej prokuratury.
Chociaż w Polsce bardzo rzadko zapadają wyroki skazujące w sprawie mobbingu, rybnicki chirurg udowodnił przed sądem pracy, że był nękany, wyzywany i straszony przez dyrektora i ordynatora. – To był koszmar. W środowisku lekarskim milczy się na ten temat, bo wszędzie panuje tzw. koleżeństwo – mówi chirurg, który postanowił przerwać milczenie.
 
– Niektórzy mówią, że źle się to dla mnie skończy. Wszędzie mówi się o powiązaniach tych ludzi. Ale taka jest prawda, to był horror. Słyszałem od kolegów, że obecnie niewiele się zmieniło – opowiada doktor Janusz Pająk (lekarz postanowił ujawnić nazwisko). Kilka osób ze szpitala zdecydowało się z nami porozmawiać anonimowo. Wszyscy potwierdzają słowa chirurga, jednak nikt nie chce zrobić tego jawnie. – To bzdury – mówi dyrektor Tomasz Zejer.
 
– Klasyczny mobbing – orzekł rybnicki sąd pracy. Teraz sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Rybniku. Lekarza nie dopuszczano do stołu operacyjnego, odbierano dyżury i obrzucano wyzwiskami przy innych pracownikach. To stwierdził sąd pracy. – Było znacznie gorzej, tylko nikt nie chce narażać się na utratę pracy – mówi lekarz.
 
Podwożenie żony szefa
 
Według sądu pracy, mobbing w rybnickim szpitalu trwał od 2005 roku. „Powód w trakcie pracy był wykorzystywany przez pracodawcę, zmuszano go do wykonywania prywatnych zaleceń przełożonego Joańskiego  typu odwożenie dzieci do szkoły, żony szefa do pracy” – stwierdzili sędziowie. Chirurg został także bezpodstawnie oskarżony przez swych przełożonych o uzależnienie od narkotyków (Okręgowa Izba Lekarska oczyściła go z tego zarzutu), dyrektor oraz ordynator zakazali mu wypisywania połamanym pacjentom narkotycznych leków przeciwbólowych oraz nałożyli obowiązek konsultowania jakichkolwiek diagnoz z innymi lekarzami. – Prawo jest tak skonstruowane, że wszystko zależy od ordynatora. Bez jego zgody nie da się zrobić specjalizacji. Mówił mi np., że on nie pojedzie na egzamin, albo że pojedzie za 5 lat. Byłem załamany. Dostałem wrzodów żołądka i nerwicy, musiałem się długo leczyć z tego powodu. Nie mogłem odejść ze szpitala, chciałem zrobić specjalizację – relacjonuje Janusz Pająk.
 
Mataczyli od początku
 
– Znajomi na początku ostrzegali mnie, że skierowanie sprawy do sądu to zawodowe samobójstwo, ale ja byłem już zdesperowany. Nie mogłem pozwolić, by tacy zdeprawowani ludzie terroryzowali innych na oddziale. Jeszcze na samym początku, koledzy ostrzegali mnie, że pewnych zdarzeń nie będą potwierdzać, dlatego nie mówiłem w sądzie tych najbardziej makabrycznych rzeczy – przyznaje lekarz. Janusz Pająk w październiku 2005 roku pozwał o mobbing Bogusława Joańskiego ordynatora oddziału chirurgiczno-ortopedycznego oraz Tomasza Zejera, dyrektora szpitala i jednocześnie biegłego sądowego. – Podczas rozprawy zarówno dyrektor, jak i ordynator mataczyli i fałszowali dokumenty. Gdy oczyszczono mnie z zarzutów o niezasadne dysponowanie środkami narkotycznymi, postanowiłem złożyć doniesienie do prokuratury o pomówienie. Pani prokurator Breisa jednak odmówiła wszczęcia postępowania (Bernadetta Breisa zrzekła się swej funkcji w listopadzie zeszłego roku – przyp. red). Jednak nie dałem się zniechęcić – opisuje przebieg rozprawy.
 
Szykany i zwolnienia
 
– Zaczęło się od tego, że miałem odmienne zdanie od ordynatora. Nie mogłem zaakceptować też picia alkoholu na oddziale. Raz nawet pan ordynator wysłał mnie, żebym mu pojechał po alkohol na stację benzynową – wspomina lekarz. Sytuacja zaczęła się pogarszać. Pająk we wrześniu 2005 roku otrzymał pierwsze zwolnienie z pracy, sąd przywrócił go na to samo stanowisko, jednak zaledwie kilka miesięcy później ponownie wyrzucił go z pracy dyrektor Roman G. (dr Zejer był wtedy dyrektorem ds. lecznictwa), aresztowany jeszcze tego samego roku za przyjęcie 3 łapówek w ramach śledztwa, prowadzonego w śląskich szpitalach przez Prokuraturę Krajową w Poznaniu.
 
Lekarz wspomina rozmowę, gdy pojawił się pierwszego dnia w pracy. – Stałem obok ordynatora, w pokoju było kilka osób, m. in. dyrektor. Ordynator zapytał go, co ja tutaj robię i wulgarnie i stanowczo zaznaczył, że on mnie na swym oddziale nie chce. Dr Zejer, wtedy dyrektor ds. lecznictwa odpowiedział: Nie martw się. Ja tego skur… wyrzucę na inny oddział, a potem coś znajdę i go wypier… – cytuje.

Wyrok przywracający lekarza do pracy zapadł dopiero w lutym tego roku. – Zastanawiałem się głęboko czy wrócić, ale pomyślałem, że nie powinienem się poddawać i pokażę się, że się nie boję – wyznaje chirurg. W maju jednak zapadł odmienny wyrok na rozprawie apelacyjnej. Rybnicki sąd orzekł, iż nie przywraca lekarza do pracy, wskazując jego osobę jako powód sporu. Podobny wyrok zapadł wcześniej jedynie w roku 1989.
 
Przekracza możliwości komisji
 
O tym jaka sytuacja panuje na rybnickim oddziale chirurgii nikt oficjalnie nie chce mówić. –  Pan Pająk nie przedłożył nam żadnych dokumentów w tej sprawie. Trudno jest się nam ustosunkować, skoro sytuację znamy jedynie z doniesień prasowych. Jeśli sprawa jest na tyle poważna, powinna ona trafić z pewnością do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, a następnie do Okręgowego Sądu Lekarskiego w Katowicach – odpowiada Katarzyna Strzałkowska ze Śląskiej Izby Lekarskiej w Katowicach. Lekarz pokazał nam dokumenty ze skargami, które składał w katowickiej izbie. –  Nie znam wcześniejszej sytuacji, o której wspomina lekarz, sądzę jednak, że były wtedy inne okoliczności. Teraz, gdy zapadł w tej sprawie wyrok sądowy, zachęcamy lekarza, by złożył doniesienia w naszej izbie i kolejno do Komisji Etyki Lekarskiej w Katowicach – mówi Strzałkowska. Ten jednak stracił już zaufanie do samorządu lekarskiego. Na swe wcześniejsze skargi otrzymał odpowiedź komisji etyki: „Merytoryczne rozstrzygnięcie stosunków personalnych panujących w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rybniku przekracza możliwości formalne komisji etyki”.
 
Sprawa w prokuraturze
 
Aktualnie w Prokuraturze Rejonowej w Rybniku toczy się śledztwo w tej sprawie. – Postępowanie zostało wszczęte pod koniec lipca z zawiadomienia doktora Pająka. Na tym etapie nie udzielimy żadnych szczegółowych informacji. Jesteśmy w trakcie przesłuchiwania pracujących tam pielęgniarek i lekarzy. Zarzutów póki co, nie postawiliśmy żadnej osobie – wyjaśnia Agnieszka Gnutek, prokurator prowadząca śledztwo. Sąd pracy w Rybniku zasądził, że 35 tys. zł. odszkodowania lekarzowi ma zapłacić szpital. Ten domaga się jednak 70 tys. Tomasz Zejer, dyrektor szpitala nie chce komentować szczegółów zwolnienia chirurga. – Wszystkie rewelację pana Pająka to zwyczajne pieniactwo. Ja nie mam czasu na zajmowanie się tego typu sprawami. Z tego co mi wiadomo, to sprawa jest jeszcze raz rozpatrywana przez sąd pracy – mówi dyrektor.
 
Sąd okręgowy podzielił zdanie sądu pierwszej instancji w sprawie mobbingu w szpitalu. Skierował jednak do sądu rejonowego wniosek o ponowne rozpatrzenie wysokości odszkodowania.
 
Urząd Marszałkowski, do którego należy rybnicki szpital, zapewnia, że jeszcze w tym tygodniu udzieli komentarza w tej sprawie.
 
Według informacji z Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego, do sądu lub instytucji zajmującej się przeciwdziałaniem mobbingowi dociera tylko co dziesiąty taki przypadek. Zaledwie 22 sprawy o mobbing spośród 691 zgłoszonych w 2008 r. do sądów pracy zakończyły się dla wnoszących pozwy pracowników korzystnie. To mniej niż rok wcześniej, ale więcej niż w 2006 czy 2005 r., kiedy sądy pracy orzekały na korzyść pracowników w zaledwie 1 – 2 proc. takich spraw. Rybnicki chirurg jest prawdopodobnie pierwszym lekarzem na Śląsku, który przed sądem pracy udowodnił uporczywe nękanie i zastraszanie swych przełożonych. Sędziowie w uzasadnieniu stwierdzili ponadto: „Do zjawiska mobbingu przyczynił się też niesprawiedliwy system organizacji pracy istniejący w szpitalach, nieprzystosowany do obecnych czasów. Władza ordynatora na oddziale była władzą absolutną, zatem wszelka dyskusja z przełożonymi była bezcelowa”.
 
Łukasz Żyła
  • Numer: 32 (144)
  • Data wydania: 11.08.09