Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Odcięci od świata

04.08.2009 00:00
Skontaktował się z nami nasz czytelnik z Lysek, oburzony przebiegiem prac przy kanalizacji sanitarnej i deszczowej. – Jesteśmy odcięci od świata już 7 tygodni. Budują tutaj kanalizację, ale tak nieudolnie, że trzeba to nagłośnić. Powiedziałem, że zwrócę się po pomoc do Tygodnika Rybnickiego, no to przysłali dzisiaj koparkę. Wcześniej byli głusi.
Budowa kanalizacji sanitarnej i deszczowej nie jest z pewnością robotą ani łatwą, ani czystą. Trzeba zerwać asfalt, wykopać rowy, położyć rury. Mieszkańcy zazwyczaj godzą się na tymczasowe niedogodności. Ale nie wtedy, gdy prace się przeciągają, dojazdu do własnej posesji nie ma już 7 tygodni, a by wejść do domu, trzeba się przedzierać przez bagniste pobojowisko!
 
Uważajcie, bo przyjedzie TR
 
Skontaktował się z nami nasz czytelnik z Lysek, oburzony przebiegiem prac przy kanalizacji sanitarnej i deszczowej. – Jesteśmy odcięci od świata już 7 tygodni. Budują tutaj kanalizację, ale tak nieudolnie, że trzeba to nagłośnić. Powiedziałem, że zwrócę się po pomoc do Tygodnika Rybnickiego, no to przysłali dzisiaj koparkę. Wcześniej byli głusi. A sołtys na moje skargi nawet śmiał mi się w twarz. Powiedział, że on też jeszcze 30 lat temu chodził po drodze w gumiakach – tłumaczy Adam Doleżych, który mieszka przy ulicy Kamionki w Lyskach.
 
Pobojowisko, bagna i straty
 
I rzeczywiście, chodzić trzeba nie tylko w gumiakach, ale i z dużą ostrożnością. – Moja żona wczoraj już nie wiedziała, jak tędy przejść. I wpadła do tej kałuży! Mam tutaj nie tylko dom, ale i firmę, poniosłem już duże straty. Produkuję na warsztacie różne części, a ten musi być teraz zamknięty. Natomiast firmowe samochody to muszę parkować u sąsiadów. Wykonawca zapewniał mnie, że nasz dojazd będzie gotowy w poniedziałek. Nie powiedział jednak, w który... – awanturuje się zrozpaczony Doleżych i pokazuje na podmokły i pełen zapaści teren, który jest jedyną drogą dojazdową do posesji.
 
Rzeka podmyła słup
 
Podobnie skarży nam się jego sąsiad. – Mam tutaj nie tylko dom, ale i pole, do którego nie ma teraz dostępu. A przecież lada moment będą żniwa! To musi być wykoszone do 2, 3 tygodni. A jak ja mam tutaj wjechać kombajnem? – pyta zrozpaczony Alfred Gaszka i boi się, że będzie miał w tym roku duże straty. Już teraz stara się robić, co może, by uchronić się przed uszkodzeniami i niebezpieczeństwem. – Zamiast dojazdu mieliśmy tutaj rzekę. Wraz z sąsiadem zrobiliśmy więc odwodnienie. Ale to nic. 3 tygodnie temu musiałem zabezpieczyć ten słup wysokiego napięcia. Podmyła go ta rzeka i on wisiał w powietrzu! Robotnicy mi na to: nie ujedzie, a nawet jeśli, niech leży, przyjadą z energetyki i zrobią. Ale przecież ten słup wleciałby mi na podwórko! Zrobiłem więc zastrzały i zamontowałem liny na podciągarce – pokazuje zabezpieczenia Gaszka.
 
Rowy pełne wody, bo deszcz
 
Co się stało, że firma przez 7 tygodni utrzymywała rozkopany i podmokły teren, przez co odcięła mieszkańcom dojazd do domów? – Mieliśmy tu duże opady, chyba największe od 15 lat, i nie było gdzie tego wypompować. A rolnicy odwadniają sobie jeszcze pola, więc woda leci nam prosto na nasze roboty – rozkłada bezradnie ręce Krzysztof Akonom, kierownik budowy tego odcinka. Mieszkańcy przyznają, że opady były spore, skarżą się jednak na brak zrozumienia dla ich trudnej sytuacji. – Z początku ich broniłem, bo przynajmniej coś robili. Ale od czwartku nic się tutaj nie dzieje. Przywieźli tylko te płyty betonowe i tyle – skarży się Doleżych. – Ma pan uzasadnione pretensje, ale co mamy robić, gdy tak obficie pada deszcz? Pada co drugi dzień, wykopy są pełne wody, nie możemy ich tak zasypywać – tłumaczy Akonom. Szefostwo firmy dopowiada natomiast, że z trudnej sytuacji mieszkańców zdaje sobie sprawę i stara się robić, co może. – Te 8 płyt betonowych, które tutaj przywieźliśmy, nie mamy w ogóle wliczone w rachunek, ale wyłożyliśmy je, by chociaż przejść można było. Nasi ludzie się starają, ale pewne rzeczy są po prostu nieuniknione – prosi o zrozumienie Franciszek Kawa, zastępca dyrektora technicznego firmy „M +”, która wykonuje prace.
 
Firma zapewnia, że koszmar powinien się już wkrótce zakończyć. – Kanalizację mamy położoną. Jutro wjeżdża tutaj koparka i cały ten teren będzie korytować. Jeśli pogoda nam znów nie przeszkodzi, dojazd powinien być otwarty do końca tygodnia – zapewnia kierownik budowy. – No to zobaczymy! – niedowierzają mieszkańcy.
 
Krystian Szytenhelm
  • Numer: 31 (143)
  • Data wydania: 04.08.09