Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Chcą powołać teatr

14.07.2009 00:00
Pasjonaci sztuki teatralnej nie chcą wyjeżdżać. Szukają dla siebie miejsca w Rybniku.
Reżyserka i instruktorka Izabela Karwot chce, by w Rybniku powstał teatr. – Oczywiście potrzeba do tego pieniędzy, ale najważniejsze jest to, co już mamy, a więc ludzi posiadających pasję i potrafiących ją zaszczepiać innym – twierdzi.
 
I wie, co mówi. Prowadzi wiele grup teatralnych w Rybnickim Centrum Kultury oraz w Domu Kultury Boguszowice. „Rondo”, „Guziczek”, „Tara–Bum”, „Teatr Rodzicielski” są już znane coraz szerszej publiczności, nie tylko rybnickiej. Ostatnio głośno zrobiło się również wokół grupy jej najmłodszych aktorów, bo przecież zwycięstwo „Supełka” na międzynarodowym festiwalu „Wigraszek” to nie byle co („Same talenty”, TR z 30 czerwca). Ale ważniejsze od statuetek jest uznanie profesjonalistów i propozycje współpracy. – Irina Afanasjewa, dyrektor Teatru Cocktail w Krakowie, która oceniała nas na festiwalu w Suwałkach, powiedziała, że jesteśmy bardzo wyraziści i chciałaby z nami zrobić pantomimę – zdradza jeden z wielu dowodów uznania dla umiejętności swych podopiecznych Karwot.
 
Czemu nie tutaj?
 
Poprzeczka została postawiona wysoko. By pasjonaci mogli rozwijać swoje talenty, muszą mieć odpowiednie warunki do pracy. – Taki teatr „Rondo” na przykład. Przychodzi tam wiele osób, które zaczynały w „Supełku”, a potem przeszły do „Tara–Bum”... to takie moje dzieci teatralne. Są wśród nich i studenci, którzy rzuciliby wszystko, byleby móc grać. Startują nawet do różnych szkół teatralnych. Chcieliby jednak tworzyć tutaj, tak bardzo są z tym miejscem związani. Po co mają odchodzić do Warszawy czy Krakowa? To tytani pracy, ale potrzebują odpowiednich warunków –  przekonuje instruktorka.
 
Potrzebują sali
 
A tych odpowiednich warunków niestety nie ma, mimo, że aktorstwem para się w Rybniku, i to tylko w grupach Izabeli Karwot, ponad 100 osób. – Szukamy dla siebie miejsca. Najwłaściwsze byłoby Rybnickie Centrum Kultury, ale jest nieustannie zajęte, tam dzieje się tyle rzeczy... Czas na próby mamy od 20.00 do 22.00. Potrzebujemy własną, stałą salę prób – apeluje do prezydenta. Ten jest zaistniałą sytuacją zdziwiony. – Dlaczego nie ma tam dla nich miejsca? Tyle się tam dzieje? A próbowali dogadać się z CKI i wykorzystać „małą scenę”? No przecież ja nie mogę ich prowadzić za rękę. Jeżeli jestem zapaleńcem i gram w tenisa, to nikt mnie nie powstrzyma. Wierzę, że z nimi też tak jest – podsumowuje Adam Fudali.
 
Nie zaczynajmy od pieniędzy
 
Pojawił się także pomysł powołania stowarzyszenia, pod egidą którego będą działały grupy teatralne. – We Wrocławiu od 10 lat działa stowarzyszenie Centrum Twórczości Dziecka. Plastyka, muzyka, teatr, taniec... poruszają się tam w różnych obszarach. Działają na zasadzie projektu, czyli wymyślają konkretną imprezę i ubiegają się o dotacje, czy to z urzędu miasta, czy z województwa. Chcemy się na nich wzorować. Zakładamy stowarzyszenie społeczno-kulturalne „Izart”, które pomoże nam tworzyć nasz teatr. Chcielibyśmy na przykład sprowadzić do Rybniku różnych twórców i zorganizować festiwal teatralny – zapowiada Izabela Karwot. Czy będą mogli liczyć na wsparcie miasta, dla którego sukcesy młodych aktorów to świetna promocja? – Stowarzyszenie musi mi najpierw powiedzieć, co chce zrobić, jaką ma wizję.  Nie zaczynajmy rozmowy od pieniędzy i pytań, co miasto może im dać. Jako stowarzyszenie będą mogli startować w konkursach i ubiegać się o granty.  Nie wyobrażam sobie jednak, by powstał w Rybniku teatr zawodowy, który kosztowałaby miliony złotych – stwierdza prezydent. Jednak nie ukrywa, że trudno się rozmawia o kulturze w atmosferze, jaka panuje w kraju, gdy rząd wprowadza cięcia budżetowe.
 
A co na to Mirosław Neinert, aktor i dyrektor prywatnego teatru „Korez” w Katowicach?
„Korez” przyjął formę jednoosobowej działalności gospodarczej. I choć jest teatrem bardzo demokratycznym, ostateczne decyzje podejmuje zawsze jego szef. – W teatrze jest niemożliwe, by decyzje podejmowało kilka osób. To jest fajne w początkowej fazie, potem  nadchodzi pierwszy konflikt i robi się mało przyjemnie – ocenia Neinert, szef jednej z najlepszych scen śląskich.  Jego zdaniem najlepiej jest zaprzyjaźnić się z jakimś stowarzyszeniem, które występuje o pieniądze, a teatr funkcjonuje jako prywatny. Sposobem pozyskiwania funduszy mogą być tzw. prace zlecone, czyli na przykład zamówienia z miasta na wyprodukowanie spektaklu. Wszystko zależy od podejścia władz. – Niesłychanie ważni są też sponsorzy, z małych firm, lokalni. Wspierają nas małymi sumami, ale mamy te pieniądze – podkreśla Neinert. Co z siedzibą? – Jeśli grupa jest efemerydą grającą jedynie na festiwalach i to w nurcie  mało ciekawym dla publiczności albo występuje raz na miesiąc, a na jej spektakle przychodzą znajomi i znajomi znajomych, to siedziba nie jest potrzebna. Sytuacja zmienia się, gdy grupa chce grać dla ludzi, wówczas musi mieć siedzibę, gdzie może ćwiczyć i najlepiej gdy działa pod szyldem teatru. – Na hasło „idziemy na teatr do domu kultury” ludzie różnie reagują – twierdzi. Jest natomiast bezradny, gdy pytamy go o repertuar.  – Aktorzy muszą grać to, na co mają ochotę. Jednak sztuka nie może ich przerastać. Jest wiele grup, które pracują nad spektaklem, o którym myślę sobie „hurra” a potem nic ciekawego z nich nie wychodzi – ocenia.
 
Krystian Szytenhelm, (mon)
  • Numer: 28 (140)
  • Data wydania: 14.07.09