Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Ania Can Dance!

26.05.2009 00:00
Wywiad z Anią Kasprzak, rybniczanką, która wzięła udział w półfinałach programu You Can Dance w Lizbonie.
- Od jak dawna tańczysz?
- Od 7 roku życia. To jednak i tak późno, jak na dzisiejsze pojęcie tańca. Zaczynałam w zespole tańca ludowego „Przygoda" i spędziłam tam 9 lat.  Trafiłam do grupy reprezentacyjnej i to była rzeczywiści wielka przygoda! Wyjeżdżaliśmy na przykład do Francji czy Peru na międzynarodowe festiwale tańca ludowego. Takie Peru to dla 14-latki ogromne przeżycie, a już tym bardziej, że zajęliśmy tam I miejsce!
 
- Co było dalej?
- Potem był Mały Teatr Tańca przy Rybnickim Centrum Kultury. To mój pierwszy poważniejszy kontakt z tańcem współczesnym. Po maturze zaczęłam o tym myśleć na poważnie. Dostałam się do Zawodowego Studium Wokalno-Baletowego przy Teatrze Muzycznym w Gliwicach i dzięki temu uzyskałam tytuł aktora sceny muzycznej. Miałam tam po raz pierwszy kontakt z baletem. Następnie odbyłam staż w Śląskim Teatrze Tańca w Bytomiu.
 
- Uczyłaś się też za granicą?
- Tak, udało mi się dostać do Instytutu Sztuki, Muzyki i Tańca w Antwerpii. Było niesamowicie! Mają tam bardzo wysoki poziom i było to dla mnie wielkie „łał", że mnie w ogóle przyjęli. Program obejmował wszystko: od tego, co trzeba jeść, przez różne techniki, aż po zajęcia z perkusji. Był tam jednak również bardzo wysoki poziom baletu. Nie miałam z nim wcześniej dużo do czynienia, a to dla organizmu bardzo wymagające. Niestety, ze względu na zdrowie, musiałam po 7 miesiącach wrócić do Polski. Postanowiłam rozpocząć studia na Animacji Społeczno-Kulturalnej w Cieszynie i, jak na razie, jestem zadowolona.
 
- Ale podczas tych studiów wydarzyło się przecież coś niezwykłego: występ w popularnym programie You Can Dance!
- Tak. To był taki zryw w rodzaju „a co mi zależy?" Nikomu nic nie mówiąc, pojechałam na casting do Krakowa. Późną nocą dzwonię do mamy i mówię: „pojechałam na eliminacje do You Can Dance, wygrałam bilet do Lizbony i... dostałam się do szpitala". To oczywiście przez to, że spadłam ze sceny, ale o tym już pewnie wszyscy w Rybniku wiedzą... (śmiech).
 
- Całe szczęście, że ten upadek nie uniemożliwił ci wyjazdu do Lizbony.
- No tak, ale łatwo nie było. Najpierw musiałam zdać sesję i odbyć rehabilitację, a potem pojechałam... na środkach przeciwbólowych oczywiście! Mimo to, warsztaty były świetne, prowadzone w bardzo profesjonalny sposób. No i telewizja... przez ten występ, no i upadek oczywiście, ludzie mnie gdzieś tam czasem poznają. Wyobraź sobie, że prowadzę prezentację o tańcu współczesnym dla dzieci i młodzieży w jednej z podwrocławskich szkół i  nagle wszyscy podbiegają i proszą o autograf! To całkiem miły aspekt tej przygody z telewizją.
 
- Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
- Wakacje spędzić „tanecznie", nadal studiować, a póki mieszkam w Cieszynie, chciałabym tam uczyć tańca. Co będzie potem, zobaczymy.
 
Krystian Szytenhelm
  • Numer: 21 (133)
  • Data wydania: 26.05.09