Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Koszykówka to przypadek

20.01.2009 00:00
Z Adamem Renerem, byłym reprezentantem Polski z koszykówce, obecnie asystentem trenera Mirosława Orczyka w KK ROW Rybnik, rozmawia Łukasz Żyła.
– Jeśli chodzi o koszykówkę, Rybnik od zawsze był postrzegany jako silny ośrodek szkoleniowy, lecz nigdy nie udało się stworzyć naprawdę mocnego zespołu. Niedawno pojawiła się szansa, na rybnicki parkiet oprócz Ciebie wrócili Mirek Frankowski, Bartek Kozieł, a nawet zapowiadało się na udział Kordiana Korytka. Niestety, okazało się, że mocny zespół to nie wszystko. Decyzja o odejściu z zespołu musiała być trudna... Opowiedz o tamtym okresie.
– Kilka lat temu faktycznie pojawiła się szansa na stworzenie konkretnej drużyny koszykówki. Jednak już na początku okazało się, że budowa zespołu nie będzie łatwa. Grali przecież wskazani przez Ciebie zawodnicy, pojawiła się możliwość gry Kordiana Korytka, ale cóż z tego. Jeśli my wszyscy i zwłaszcza taka osoba, jak trener Szczubiał nie był w stanie swoim nazwiskiem przyciągnąć sponsorów, to w tym momencie można było sobie powiedzieć że jest bardzo źle. Zresztą widać jeszcze nawet teraz, że klub boryka się z problemami finansowymi. A niestety nie ma szans na stworzenie dobrej drużyny na solidnym poziomie bez środków finansowych.
 
– Kiedy tak naprawdę zacząłeś trenować kobiety? Czy przed przejściem do KK ROW miałeś jakieś doświadczenia?
– Wcześniej trenerskich doświadczeń jako takich nie miałem, jedynie takie, że grałem dwadzieścia lat zawodowo w koszykówkę. W pewnym momencie pojawiła się taka propozycja współpracy, wtedy jeszcze właściwie byłem w trakcie rozgrywek, no i zaczęły się dylematy. Nie wiedziałem co do końca robić, bo muszę przyznać, że miałem jeszcze chęć, by grać w lidze. Decyzję ułatwiła mi moja kontuzja pleców, z którą borykałem się już od dłuższego czasu. Teraz daję sobie okres dwóch, trzech lat, by się sprawdzić. O trenowaniu myślałem już od jakiegoś czasu, jednak chcę zobaczyć co z tego wyjdzie, no i przekonać się, czy faktycznie jest to coś co chcę robić w swoim życiu.
 
– Czym Twoim zdaniem różni się koszykówka męska od kobiecej?
– Zasadniczych różnic raczej nie ma. Wykonuje się te same ćwiczenia, trenerzy posługują się tymi samymi standardami, stosuje się te same cykle przedmeczowe. Może jedynie gra fizyczna. Mężczyźni grają bardziej siłowo. Moim zdaniem w pozostałych elementach nie ma praktycznie żadnych różnic.
 
– Ostatnia porażka ROW-u z Polkowicami może okazać się dotkliwa. Obie drużyny prawdopodobnie spotkają się podczas rozgrywek play-off, gdzie wszystkie dotychczasowe mecze będą liczone w bilans, który obecnie wynosi 2:0 dla CCC Polkowice. Jakie są szanse, że rybnickie koszykarki nie spotkają się ze swymi koleżankami z Polkowic?
– Cóż, porażka z Polkowicami bardzo komplikuje nam sytuację. Był to bardzo ważny mecz. W myśl nowych przepisów wcześniejsze wyniki naszych spotkań będą wliczane do play-offów. Sam przepis jest kontrowersyjny i był już krytykowany przed rozpoczęciem rozgrywek. Według mnie to niszczy widowisko i przede wszystkim jest niesprawiedliwe. Nie będzie prawdziwej rywalizacji, jaka powinna być w play offach i na którą od zawsze czekają kibice. Mam nadzieję, że jest to tymczasowy przepis, związany ze skróceniem sezonu, z powodu występów reprezentacji. Natomiast oczywiście dla nas sytuacja choć nie jest korzystna, będziemy walczyć dalej. Sezon trwa i trzeba zająć jak najwyższe miejsce.
 
– Możesz zdradzić kulisy zmian, jakie zaszły ostatnimi czasy w zespole? W listopadzie zespół opuściła Jia Perkins, czy z obecnym składem drużyna ma szansę na jakiś większy sukces? Jaka panuje atmosfera w zespole?
– Jeśli chodzi o osobę Perkins, która miała być niekwestionowanym liderem drużyny, to cóż, ułożyło się tak, jak się ułożyło. Chciałbym zdementować pogłoski, jakoby w jej odejściu znaczenie miały kwestie finansowe. Nie wiem do końca o co chodziło, coś może nie pasowało samej Perkins. Czymś musiała być zawiedziona. Może spodziewała się łatwiejszego grania po ciężkim sezonie w WNBA, zaś okazało się, że w polskiej lidze nie jest tak łatwo. Trzeba trochę wysiłku, by pokazać się na dobrym poziomie. Jednak była to wspólna decyzja jej i zarządu. Ale jak się mówi, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Na jej miejsce pojawiła się młoda, niezwykle ambitna dziewczyna, Naketia Swanier. Wkłada maksimum serca w to co robi na boisku. Na wszystkich tutaj zrobiła wielkie wrażenie. Życzę, by takich dziewczyn, z takim charakterem, z taką pasją do koszykówki było jak najwięcej w Rybniku, ale i we wszystkich drużynach. Natomiast druga istotna zmiana kadrowa dotyczy Elżbiety Międzik, która z powodu zajścia w ciążę musiała przerwać grę. Cóż, muszę powiedzieć, że osobiście nie wierzyłem w takie rzeczy, wiedziałem, że praca z kobietami jest trudna, że dzieje się różnie, ale że takie coś zdarza się w trakcie sezonu? Wielka szkoda, bo zaczęła grać bardzo dobrze, czekał na nią udział meczach w reprezentacji na mistrzostwach Europy. Natomiast no szkoda, że coś takiego się stało, choć oczywiście życzę jej wszystkiego najlepszego. Oddzielam tutaj sprawy sportowe od osobistych. Nie mnie oceniać tę decyzję, tak więc życzę jej wszystkiego dobrego, bo przecież to dla niej bardzo ważne wydarzenie.
 
– Chciałbym też zapytać o zespół juniorek, które także prowadzisz. Niedługo półfinały, które może odbędą się w Rybniku. Jak morale zawodniczek? W zeszłym roku rybnickie juniorki zajęły 6. miejsce na mistrzostwach Polski, w tym roku o jakie miejsca będziecie walczyć?
– Jesteśmy w półfinałach. Zapadła już decyzja, że zawody będą rozgrywane w Krakowie. W naszej grupie są UKS Lotnik Wierzawice, TS Wisła Kraków i AZS PWSZ Gorzów Wlkp. to bardzo trudna grupa. Na pewno sukcesem będzie awans do 8 najlepszych drużyn w kraju. Obiektywnie trzeba sobie powiedzieć, że zagranie w finałach, to na dzień dzisiejszy nasze maksymalne możliwości. Będziemy starać się, by powtórzyć wynik z zeszłego roku, gdzie zajęliśmy 6 miejsce.
 
– Opowiedz o początkach swej kariery koszykarskiej. Jak zapewne wszyscy zawodnicy z Rybnika zaczynałeś u trenera Andrzeja Zygmunta...
– Początki kariery to tak, sala policyjna i Andrzej Zygmunt. Propozycję do uczęszczania już regularnie na treningi dostałem podczas jednego z turniejów międzyszkolnych, była to V klasa szkoły podstawowej. Jednak muszę przyznać, że było w tym wiele przypadku. Właściwie w szkole podstawowej uprawiałem wszystkie sporty. Grałem w piłkę ręczną, uprawiałem lekkoatletykę. Jako młody amator bawiłem się w te wszystkie dyscypliny. Dochodziłem w nich nawet do finałów wojewódzkich.
 
– Które z osiągnięć, jako zawodowego koszykarza uważasz za największe? Czy masz jakieś własne osiągnięcia, które są dla Ciebie równie ważne, a może nawet najważniejsze w ogólnej przygodzie z koszykówką?
– Moim zdaniem jakichś tam spektakularnych sukcesów nie miałem. 7 lat w ekstraklasie. Przygoda w pucharach Europy z Bobrami Bytom. 1,5 roku w reprezentacji juniorów, która wywalczyła na Mistrzostwach Europy w Budapeszcie w 92 roku 5 miejsce. Półroczna przygoda w reprezentacji Polski seniorów. Ale przede wszystkim bardzo miło wspominam tamten okres. Było sporo wyjazdów. Miałem możliwość zwiedzenia wielu zakątków świata. Wszystko to dzięki temu, że grałem w tę koszykówkę. Posiadam wiele kaset wideo, które zachowałem z tamtego okresu.
 
– Z grania w koszykówkę jednak nie zrezygnowałeś do końca. Co niedzielę grasz w Rybnickiej Amatorskiej Lidze Koszykówki. Jak traktujesz takie amatorskie granie? Czy podchodzisz do meczy tak samo serio, jak do tych ligowych, w których walczyłeś o trofea?
– Faktycznie, tak zupełnie nie rozstałem się z koszykówką, gram co niedzielę w amatorskiej lidze. Podchodzę do tych rozgrywek jak najbardziej poważnie. Nasza drużyna jest obecnie liderem. Gramy tylko z jednym celem, by wygrać tę ligę. Lekko nie jest, trzeba się sprężać, dać z siebie wszystko. W każdej drużynie jest kilku zawodników, którzy grali już wcześniej w koszykówkę zawodowo. Poza tym każda z drużyn podchodzi do meczy z nami bardzo zmobilizowana, ponieważ do tej pory nie przegraliśmy ani jednego meczu. Ja osobiście podchodzę do każdego meczu bardzo serio. A samo granie sprawia mi wielką frajdę i satysfakcję.
 
– Wiem, że oprócz koszykówki lubisz także inne sporty. Gdybyś nie wybrał koszykówki, w jakim innym sporcie byś siebie widział?
– Tak, jak wspominałem, koszykówka trochę stała się moją dyscypliną przypadkowo. Nie ukrywam tego, że dla mnie, mimo wszystko, dyscypliną numer jeden jest hokej. To bardzo dynamiczna gra. Takiej zmienności akcji nie ma w żadnej innej dyscyplinie, i to mnie właśnie fascynuje. Może teraz już nie, ale jeszcze niedawno grałem na konsoli właśnie w hokeja. Gdybym gdzieś miał odpowiednie warunki, by móc tę dyscyplinę uprawiać, nie koszykówka ale to właśnie hokej stałby się moją drogą życiową. Praktycznie od dzieciństwa, gdzieś tam kombinowało się kijki i miejsce do grania. Zresztą prawie całą zimę spędzałem na stawie, wiele oglądałem w telewizji tego sportu w wykonaniu najlepszych drużyn świata. Od rana do wieczora. To było to.
 
– Wymień wydarzenie, które było dla Ciebie najważniejszy w minionym roku.
– Myślę, że cały rok można zapisać jako coś zupełnie nowego, całkowitą odmianę porównując to, co robiłem do tej pory w życiu.
 
– Dziękuję i życzę Ci spełnienia marzeń, nie tylko sportowych, w Nowym Roku!
– Ja również. Dziękuję.
  • Numer: 3 (115)
  • Data wydania: 20.01.09