Strażnik skarbca
Jest „zmierzły”, z potrzeby ducha sięga po literaturę religijną, miasto upomina się o każdą zaległość podatkową... – Bogusław Paszenda, skarbnik miasta, zdradza nam kilka tajemnic z życia zawodowego i prywatnego.
Upomnienie o 2 grosze zaległości!
Dostosowuję finanse miasta do wizji prezydenta, który wprawdzie stawia poprzeczkę bardzo wysoko, ale nigdy nie są to zadania nierealne. Moim obowiązkiem jest podzielić się swoją opinią, na przykład w sprawie pomysłu budowy biblioteki na rybnickim kampusie. Wtedy stanowczo mówiłem, że miasto nie jest w stanie zaangażować się w to w pojedynkę – podaje przykład odpowiedzialności skarbnika za utrzymanie równowagi finansowej miasta. Czasem jednak zdarzają się w pracy potknięcia. – Pewnego razu przesłaliśmy bezzasadne upomnienie w sprawie zaległości podatkowej w wysokości… 2 groszy – wspomina z zażenowaniem skrupulatny skarbnik. Zapewnia jednak, że przeproszono dotkniętego tym zdarzeniem podatnika.
Duże wyzwania
Przez te wszystkie lata bardzo wiele się zmieniło. Najpierw było stanowisko głównego księgowego, który realizował budżet państwa. Natomiast po transformacji w latach 90-tych gminy musiały się nauczyć samorządności, zlecano im coraz więcej zadań, a więc w konsekwencji: coraz więcej obowiązków miał również skarbnik – referuje Bogusław Paszenda z perspektywy swojego 42–letniego doświadczenia w tym zawodzie i podkreśla, że jedno z większych wyzwań dotyczy wykorzystywania środków unijnych. – Prezydent Fudali od początku bardzo się tymi sprawami interesował, ma olbrzymie rozeznanie w temacie. Cały czas mobilizuje do pracy, do poszukiwania środków zewnętrznych. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że sukcesy miasta są jego zasługą. Ja staram się jedynie za nim nadążać i współuczestniczyć w tej pracy – mówi ze skromnością jeden z najstarszych pracowników urzędu.
Ciężka praca
A pracy ma ten urzędnik w bród. – Trafia do mnie cała masa dokumentów, szczególnie tych dotyczących dyspozycji finansowych. Oprócz mojego biura, podlegają mi wydziały finansów, księgowości, podatków, a na dodatek biuro audytu i kontroli wewnętrznej. Teraz mamy szczególnie trudny okres, bo trzeba rozliczyć stary rok budżetowy. Dużo nerwów kosztuje też bieżące zarządzanie finansami, bo miasto ciągle ma w obrocie znaczne środki. Pracownicy, świetni w swoim fachu i bardzo zaangażowani, bardzo mi w tym wszystkim pomagają, ale wiele rzeczy trzeba jednak robić samemu – tłumaczy swoje obowiązki Paszenda.
Zmierzły jestem
Wśród wielu wyrazów uznania dla pracy naszego skarbnika znaleźć można między innymi... dyplom od redakcji „Gazety Rybnickiej”. – Walczę z tym, ale z natury jestem człowiekiem zgryźliwym. Zamiast więc wytykać po fakcie różne błędy, jakie się każdemu mogą wkraść w tekst, pomagam przy korekcie sprawozdań z sesji rady miasta, jakie drukuje ta gazeta. I za to ten dyplom – śmieje się skarbnik i tłumaczy, że taka sama rzetelność i dokładność musi panować w jego biurze. – Jeśli jest jakiś ogólnopolski ranking skarbników, to pewnie jestem w nim w czołówce wyłącznie jako najstarszy i najbardziej zmierzły skarbnik – żartuje sobie Paszenda, który jest wobec swoich pracowników bardzo wymagający. Równocześnie jednak zdradza, że jest z ich pracy zadowolony. – Pracowników mam świetnych. Mam do nich pełne zaufanie, ale ono zawsze musi być poparte kontrolą – tłumaczy.
Nie umie liczyć?
Skarbnik jest jednak jeszcze bardziej wymagający wobec siebie samego. Zazwyczaj przychodzi do pracy na godzinę 7. Czasem jednak pojawia się na Chrobrego tak wcześnie, że zdąży się przywitać z nocnym stróżem. – Dzień pracy zaczyna się od odprawy u szefa. Informuję prezydenta o stanie finansów miasta – zdradza i zapewnia, że zawsze ma wtedy przy sobie kalkulator. – Noszę to maleństwo w kieszeni. A nuż szef coś nagle każe przeliczyć? W biurku natomiast leży większy kalkulator, bo na tym małym się te nasze miliony nie mieszczą – wymienia swoje narzędzia pracy. W biurku znaleźliśmy jednak coś jeszcze. – Pani dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy stwierdziła, że za mało jej płacimy, dlatego podarowała mi na urodziny liczydło, bym się nauczył liczyć – wspomina z rozbawieniem Paszenda.
Wdzięczny żonie
Staram się kończyć pracę o 16, by nie burzyć za bardzo życia rodzinnego. Żona i tak miewa uzasadnione pretensje, bo w domu bywam gościem, który głowę zostawił w biurze, a w teczce przyniósł stos papierów. Taki jest jednak los większości kadry urzędu. Zawdzięczam jej jednak to, że wytrzymuję te wszystkie trudy, jakie wiążą się z pracą skarbnika. To ona przez wszystkie te lata trzymała dom i rodzinę – mówi z wdzięcznością. A co poza pracą i rodziną? – W wolnych chwilach staram się od czasu do czasu sięgać po literaturę religijną. Szczególnie interesuje mnie osoba Jana Pawła II – zdradza skarbnik.
Krystian Szytenhelm
Najnowsze komentarze