Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Nieszczęście to tylko kwestia czasu

23.12.2008 00:00
Sytuacja w rybnickim szpitalu psychiatrycznym zaczyna wymykać się z rąk. Za mało sanitariuszy na oddziałach, rozwiązanie grupy interwencyjnej, braki w wyposażeniu i przemoc ze strony pacjentów to codzienność, z którą borykają się pracownicy placówki. Przestępcy zamknięci na 9 oddziale doskonale zdają sobie sprawę, że są źle pilnowani. W ostatnim tygodniu ze szpitala uciekły dwie osoby.
Sytuacja w rybnickim szpitalu psychiatrycznym zaczyna wymykać się z rąk. Pacjenci z oddziału sądowego doskonale zdają sobie sprawę, że są źle pilnowani. W ostatnim tygodniu ze szpitala uciekły dwie osoby. Przestępcy zamknięci na IX oddziale planowali bunt.
 
Przez kilka ostatnich dni sanitariusze i lekarze z Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku chodzili jak na szpilkach. W stan gotowości postawiona była również rybnicka policja. Powód? Pacjenci IX oddziału planowali bunt. Sprawa nie byłaby poważna, gdyby nie chodziło o groźnych przestępców. Na oddziale sądowo-psychiatrycznym przymusowemu leczeniu poddawani są zabójcy, gwałciciele czy pedofile. Właśnie grupa złożona z takich osób od pewnego czasu planowała bunt i ucieczkę. Gdy pacjenci na początku tygodnia postanowili zrealizować swój plan, powiadomiono policję. Pacjentom podano natychmiast silne leki psychotropowe. Gdy na miejsce dojechały radiowozy, ci spali już w swoich łóżkach.
 
Łamią przepisy
 
Na oddziale podsądnym nie ma osobnych cel. Przestępcy swobodnie poruszają się po szpitalnym korytarzu. Są pod stałą obserwacją osób obsługujących monitoring. O szczególnym charakterze pawilonu świadczy tylko wysoki mur wokół spacerniaka i gęste kraty w oknach. Lekarze ciągle zwracają uwagę na zbyt małą liczbę personelu na oddziałach.
 
– Aby przepisy były dochowane, na jedną osobę, przebywającą na naszym oddziale powinny przypadać dwie osoby personelu – wyjaśnia Piotr Dragon, ordynator oddziału IX. Na detencji, czyli przymusowym leczeniu przebywa obecnie 48 pacjentów. Pilnuje ich zaledwie 37 osób. – Dochodzimy do sytuacji, że na zmianie, wśród personelu, w ogóle nie ma mężczyzny – mówi ordynator.
 
Umowa z ochroną
 
Ośrodki sądowo-psychiatryczne w Lublińcu i w Toszku korzystają z pomocy specjalistycznych firm ochroniarskich. W wypadku problemów z pacjentami, na miejsce przyjeżdża specjalna grupa interwencyjna. W Rybniku do niedawna istniała grupa wyszkolonych pielęgniarzy, która w razie potrzeby i alarmu na oddziale przychodziła z pomocą. Ostatnio, na wskutek cięć finansowych, została rozwiązana. – Nieszczęście wisi w powietrzu. Czy musi dojść do tragedii, żeby dyrekcja szpitala i marszałek zauważyli problem? – pyta Dragon.
 
Brakuje krzeseł
 
W Rybniku funkcjonują dwa oddziały sądowe. Jeden o podstawowym, drugi o wzmocnionym stopniu zabezpieczenia. W tym roku, pierwszy z nich miał zostać wyposażony w dodatkowe zabezpieczenia. Skończyło się na planach, choć pieniądze ponoć na ten cel były. – Nie ma co ukrywać, że nie spełniamy wielu formalnych wymogów. Od miesięcy proszę się choć o szafki przy łóżkach i krzesła. Na ponad czterdziestu pacjentów mieliśmy siedem krzeseł. Nawet z obiadem był problem. Gdy jedna grupa jadła, druga stała i czekała aż skończą – mówi lekarz.
 
Krzesła w końcu się znalazły. Ordynator kupił je z własnej kieszeni i podarował szpitalowi. Więcej zrobić nie może. Potrzebne są rozwiązania systemowe. Przydałaby się choćby modernizacja monitoringu, który nadal pracuje na kasetach vhs, których już się nie produkuje.
 
Bunt wisi w powietrzu
 
Pacjenci zdają sobie sprawę, że są źle pilnowani. Nie ma miesiąca by nie planowali ucieczki. To w większości przestępcy, którzy już wielokrotnie siedzieli w więzieniach. Tam nauczyli się życia za kratami i sposobów na ewentualne ucieczki. – To jak groźne osoby przebywają na IX oddziale sanitariusze uświadamiają sobie wówczas, gdy po osobę przyjeżdżają policjanci. Długa broń, specjalny kaftan oraz kajdanki na rękach i nogach to konieczność przy konwojowaniu takich osób – mówi ordynator oddziału. Do aktów przemocy dochodzi również na pozostałych oddziałach szpitala.
 
Przemoc w szpitalu
 
Aby zobrazować liczbę ataków ze strony pacjentów, personel policzył wszystkie przypadki przemocy fizycznej i słownej. Choć trudno w to uwierzyć, w ciągu zaledwie dwóch miesięcy do aktów agresji dochodziło ponad dwanaście tysięcy razy! Trzysta pielęgniarek w całym szpitalu, przez 24 godziny na dobę odnotowywało wszelkie przejawy agresji. Były to pobicia, uderzenia, ugryzienia, podrapania, kopnięcia, oplucia, w tym nieudane ataki fizyczne, wyzwiska a także groźby karalne. Nawet służba więzienna czy policja nie może się równać z tymi przerażającymi liczbami. Ze statystyk wynika, że prym w agresji wiodą pacjenci oddziału psychogeriatrycznego, czyli dla osób starszych. Jak personel radzi sobie z tego rodzaju zagrożeniem? – Staramy się przewidywać. Jako pielęgniarze mamy wypracowane przez lata metody. Np. wielu z nas przed otworzeniem drzwi spogląda najpierw przez dziurkę od klucza, czy jakiś pacjent nie czai się za drzwiami. Trzeba również uważać na pacjentów z gorącymi napojami, bo bywały przypadki, że wykorzystywali je jako broń – mówi Ireneusz Pawuła, jeden z pielęgniarzy. 
 
Bogusław Zagrodnik, dyrektor Państwowego Szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych
Pierwsze słyszę o problemach finansowych IX oddziału. Nie ma takich przepisów aby na oddziale pracowała setka osób. Pan Dragon nie jest dyrektorem tylko ja i zapewniam, że panuję nad tym co się dzieje w szpitalu. Nic również nie wiem  o problemach z meblami. Jeśli ktoś podarował jakieś krzesła, to bez mojej zgody.
 
Adrian Czarnota
  • Numer: 52/53 (111/112)
  • Data wydania: 23.12.08