Pałacyk dla zagubionych księżniczek
Jest takie miejsce, gdzie rodzi się nadzieja na lepsze jutro.
Ośrodek Interwencji Kryzysowej i Psychoterapii ma prosty cel: pomóc wszystkim tym, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej.
Ogarnąć rzeczywistość
Ośrodek Interwencji Kryzysowej i Psychoterapii działa jako samodzielna placówka od 2004 roku. W ostatnich dwóch latach skorzystało z jego usług ponad 1300 osób. – Nasz ośrodek jest nakierowany na pomoc osobom, które mają przejściowe trudności w samodzielnym radzeniu sobie z otaczającą rzeczywistością. Samo słowo „kryzys” oznacza przejściowy stan wewnętrznej nierównowagi psychicznej pomiędzy światem wewnętrznym a światem zewnętrznym. Ta nierównowaga jest spowodowana negatywnymi emocjami, jakie rodzić może na przykład długotrwała choroba, problemy rodzinne czy zawodowe, uzależnienia, syndrom „pustego gniazda” (gdy dorosłe dziecko opuszcza rodziców, którym pozostaje jedynie dojmująca pustka), doświadczanie lub stosowanie przemocy – tłumaczy Katarzyna Kusz, dyrektor Ośrodka.
Ofiary przemocy
W ramach Ośrodka działa schronisko „Przytulisko” dla kobiet i kobiet z dziećmi. Niestety, bardzo często są to ofiary przemocy w rodzinie. – Ta sytuacja nie dotyka jedynie rodzin z tych tak zwanych nizin społecznych. Tam co najwyżej ma ona po prostu bardziej widoczny, bo fizyczny, charakter. Istnieje natomiast także przemoc bardziej wyrafinowana: psychiczna. Ta może dotknąć wszystkich, także rodziny lepiej sytuowane materialnie i o wyższym statusie społecznym – tłumaczy dyrektor Kusz.
Nie są same
W przytulisku znajduje się obecnie 9 kobiet i 3 dzieci. – Można tutaj dojść do ładu. Jestem uczennicą liceum. Chciałabym skończyć studia i zostać psychologiem dziecięcym – zdradza swoje marzenia Izabela Kask. Jej koleżanka nie sięga na razie tak daleko w przyszłość. – Na razie nie pracuję i nie studiuję. Muszę sobie to życie na nowo ułożyć. Najważniejsze, że nie jesteśmy tutaj same. Nawzajem się wspieramy – podkreśla Iwona Janiczek.
Gdy opuszczają „pałacyk”
Po trzech miesiącach schronisko trzeba jednak opuścić. Często okazuje się wtedy, że nauka samodzielności nie może być kontynuowana, bo brakuje mieszkania. – Niektóre kobiety, gdy stąd wychodzą, znów nie mają się gdzie podziać – tłumaczy Iza, której udało się dostać mieszkanie, więc wkrótce opuści „pałacyk”. – Tak nazywamy to schronisko. Doceniamy je bardzo, bo to dom. Jednak głupio się znajomym przyznać, że tutaj mieszkam. Można zauważyć dziwne spojrzenia. To krępujące. Jednak lepiej być tutaj, niż pod mostem – kwituje Iwona.
W jednym miejscu nie krzyczą
Agnieszka nie ma łatwego życia. Pojawiła się w schronisku miesiąc temu. Była w kompletnym dołku. – Bił mnie... szczególnie mocno, gdy się upił. A to mu się często zdarzało – płacze. Postanowiła opuścić swojego męża gdy zorientowała się, że jest w ciąży. – To był horror. Nie wiedziałam, gdzie uciec, ale też nie mogłam tam przecież zostać. Szukałam kąta po znajomych, rodzinie, ale wiadomo, jak to jest. Ludzie nie mają zrozumienia dla nieszczęśliwej kobiety z dzieckiem. Wrzeszczeli na mnie, że sama jestem sobie winna. Woleli zakrzyczeć swoje sumienia, niż wysłuchać o mojej nędzy i rozpaczy. Znalazłam w końcu schronienie tutaj – uśmiecha się Agnieszka. Uśmiech widać także na twarzy pracowników Ośrodka. – Kobieta przychodzi do nas taka, jaka jest. My jej nie oceniamy. Jesteśmy po to, by pomóc – tłumaczą w „Przytulisku”.
To nie hotel
Ten uśmiech na twarzach pracowników Ośrodka oznacza życzliwość i chęć pomocy. Problemy jednak trzeba rozwiązywać samemu. Prawnik pomaga Agnieszce zakończyć sprawę rozwodową. Jest też fachowe wsparcie psychologiczne. Jednak każda matka wie, jak trudno jest łączyć pracę z wychowywaniem dziecka. Ośrodek nie może wyręczać Agnieszki ani w jednym, ani w drugim. – To nie jest hotel. Powinna sama na siebie zarabiać, prać, gotować, opiekować się dzieckiem. Naszą rolą jest jedynie przyglądać się, czy robi to dobrze. Gdy brakuje jej jakiejś podstawowej wiedzy, organizujemy wtedy treningi umiejętności społecznych. Jesteśmy zawsze blisko. Najważniejsza jest jednak samodzielność, bo jeśli będziemy te kobiety niańczyć, to zrobimy im więcej krzywdy niż pożytku – podkreśla dyrektor Kusz.
Życie piękniejsze
Agnieszka stara się być samodzielna. Znalazła pracę. – Nic specjalnego, ale można z tego wyżyć – cieszy się. Nie od początku jednak miała takie podejście. Jak wiele kobiet w jej sytuacji, uważała, że dziecko to jakaś choroba. Dopiero z czasem zrozumiała, że jej synek to teraz jedyny cel życia... pięknego życia! Za tę świadomość jest wdzięczna swojemu opiekunowi, który jej pomaga od pierwszych dni pobytu w schronisku. Wiele już rozmawiali. Zresztą nie tylko z opiekunem. Także z pozostałymi kobietami. Bywało, że dochodziło między nimi do zatargów. – Tyle kobiet pod jednym dachem. To się musi zdarzać. Wszystkie takie rzeczy wyjaśniamy sobie na „społecznościach” i dalej jest znów w porządku – przekonuje Agnieszka. Społeczności to codzienne wspólne rozmowy, na których wszyscy opowiadają o swoich planach, troskach, problemach.
Nie mają łatwo
A problemów jest wiele. Niektóre bardzo trudno rozwiązać; szczególnie, gdy są owocem wychowania w patologicznych warunkach. – Niektóre z tych kobiet są ofiarami pewnego modelu życia, które przenoszą następnie na własne rodziny. Nie mają nawyku podwyższania swojego wykształcenia, nie dostrzegają potrzeby, by poświęcać swoim dzieciom więcej czasu, nie mają także wielu umiejętności społecznych. One nie są temu winne. Tak ukształtowało ich życie. Trzeba im pomóc – mówi zdecydowanie Katarzyna Kusz. I pomaga; także Agnieszce, która jeszcze miesiąc temu nie przejmowała się higieną osobistą, nie mówiąc już o zajmowaniu się dzieckiem. Teraz wychodzi na prostą.
A na końcu uśmiech
Agnieszkę z pewnością czeka jeszcze wiele trudności. W Ośrodku może przebywać najwyżej trzy miesiące, więc stara się jak najszybciej rozwiązać niektóre problemy, ogarnąć i stworzyć swój świat. Z pewnością pojawi się jeszcze wiele chwil zwątpienia. Ale jest coś, co podtrzyma ją wtedy na duchu. – To „Przytulisko” to niestety nie dom. Nie znalazłam tutaj przyjaciół. Ci pracownicy pomogli mi jednak zrozumieć, że można zacząć jeszcze raz, i że ja już mam rodzinę. Mam syna, dla którego warto żyć – spogląda na swoją pociechę Agnieszka.
Krystian Szytenhelm
Najnowsze komentarze